Na Jedwabnym Szlaku

Adam Śliwa Adam Śliwa

publikacja 26.10.2017 09:01

Wysokie góry, suche pustynie i wielbłądy. Wenecjanie odkrywają Chiny.

Kubilaj-chan daje podróżnikom złotą tabliczkę, rodzaj listu żelaznego, który zapewni im bezpieczeństwo w drodze Kubilaj-chan daje podróżnikom złotą tabliczkę, rodzaj listu żelaznego, który zapewni im bezpieczeństwo w drodze
De Agostini / J. E. Bulloz/ EAST NEWS

Marco Polo jest dziś symbolem podróżnika. Przez pół życia wraz z ojcem i stryjem odkrywał tajemnice Państwa Środka, czyli Chin. Po powrocie do domu Wenecjanin tak ciekawie opowiadał o swoich przygodach, że większość ludzi mu… nie uwierzyła. Zresztą część badaczy uważa, że Marco do Chin nigdy nie dotarł. Zostawił on jednak bardzo szczegółowy opis swoich podróży. W tamtym czasie Chiny były pod władzą Mongołów. Wielkim imperium targały wojny domowe i spiski między poszczególnymi chanatami. Władzę sprawował Kubilaj-chan. Wiele lat wcześniej podróżowali do niego Mateo i Niccolo Polo. Teraz wyruszają z młodym Marco w pełną niebezpieczeństw podróż. Wiozą olejek z lampy z grobu Jezusa, o który prosił wielki chan, i dary od papieża Grzegorza X.  Z trzema Wenecjanami: Marco, Mateo i Niccolo ruszamy na słynny Jedwabny Szlak. Przed nami ok. 12 tysięcy kilometrów.

Wielbłądy i zabójcy

Karawana wlecze się w niemiłosiernie piekącym słońcu. Kilka dni temu byliśmy w Kerman. Na targu widziałem tam cudowne perskie dywany. W drodze powrotnej musimy kupić kilka. W oddali widać morze i port Ormuzd. Wreszcie skończy się ciężka droga przez piach. Wejdziemy na pokład statku i popłyniemy prosto na dwór wielkiego chana. Tymczasem okazało się, że łodzie są w tak tragicznym stanie, że tylko szaleniec zdecydowałby się płynąć nimi w dalszą podróż. Marco z ojcem zdecydowali, że drogę pokonamy lądem. Jakoś nie mam zaufania do dziwacznych dwugarbnych wielbłądów, ale podobno są wytrzymałe i radzą sobie na pustyni jak żadne inne zwierzęta. Najbardziej boję się drogi przez góry. Podobno ukrywa się tam groźna muzułmańska sekta. Krzyżowcy zwą ich asasynami. Mimo że Mongołowie zniszczyli ich siedziby, wielu się jeszcze ukrywa i napada na podróżnych. Nawet Saraceni (Arabowie) się ich boją. Oby tylko bezpiecznie dotrzeć do Balch.

Mroźne góry i spiekota pustyni

Kiedyś było to wielkie miasto. Zostało wprawdzie zburzone, ale to właśnie tam zaczyna się Jedwabny Szlak. Ta starożytna droga handlowa jest pełna kupców. W dużej grupie będzie nam już raźniej i bezpieczniej. Wspinamy się na strome zbocza Pamirów. Jest zimno i wietrznie. Jeżeli zapasy się skończą, zostaniemy tu na zawsze. Na dodatek im wyżej, tym trudniej oddychać. Marco Polo jest pełen werwy. Przyznam, że udziela mi się jego dobry nastrój. Dzięki temu łatwiej nieść ciężki bagaż. Po rześkim, górskim powietrzu wita nas spiekota pustyni Takla Makan. Nagle słyszę głosy. Jęki potępionych, szczęk oręża. Zaraz będzie po nas! Kilku ludzi z karawany ucieka. Pozostali pukają się w głowy. Nic nie słyszą. Rzeczywiście wokół nie ma żywej duszy. To chyba ten upał tak działa*.

Pałacowy namiot

Po przebyciu pustyni droga jest już spokojna. Co chwila spotykamy wielkie buddyjskie klasztory i zwykłych mieszkańców. Jutro wejdziemy na dwór chana. Mamy 1275 rok. Jestem ciekaw, jak wygląda władca tak inny od naszych. Jest dziki jak Mongołowie, którzy napadali na Europę, czy może przyjazny? Chan bardzo interesuje się Europą i sprawia wrażenie oczytanego człowieka. Jego pałac nie przypomina zamków naszych książąt. Wygląda jak wielki namiot, który w każdej chwili można ze sobą zabrać. Widać, że Mongołów wciąż ciągnie do podróży. Na ulicach spotykamy ludzi mówiących przeróżnymi językami. Język miejscowych jest nie do zrozumienia, a ich pismo bardziej przypomina obrazki niż litery. Zostaniemy tu dłużej, więc może się go trochę nauczę? * Podróżnicy po raz pierwszy zetknęli się z fatamorganą akustyczną. Fantastyczne dźwięki tworzył wiejący na wydmach wiatr.

Kubilaj-chan

Mieszkał prawdopodobnie w dzisiejszym Pekinie, zwanym wtedy Chanbałyk. Podróżnicy zostali w Chinach 17 lat, a Marco Polo jako emisariusz, czyli wysłannik chana, zjeździł Państwo Środka wzdłuż i wszerz. Na każdą podróż wybierał się przez istniejący do dziś kamienny most zwany obecnie mostem Marco Polo. Wenecjanie powrócili do domu drogą morską w 1295 roku. Wywołali sporą sensację w mieście, zjawiając się w mongolskich strojach. Dawno już uznano ich za zmarłych.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.