Gdzie jest doktor?

Adam Śliwa Adam Śliwa

|

MGN 05/2017

publikacja 26.10.2017 08:54

Słynny odkrywca Wodospadów Wiktorii, nieustraszony podróżnik, wyruszył na kolejną wyprawę i słuch po nim zaginął.

Doktor Livingstone,  jak sądzę? Tak musiała wyglądać ta historyczna chwila. Czapka, którą Livingstone  miał na głowie, zachowała się do dziś Doktor Livingstone, jak sądzę? Tak musiała wyglądać ta historyczna chwila. Czapka, którą Livingstone miał na głowie, zachowała się do dziś
wellcomeimages.org

W XIX wieku Ziemia skrywała już coraz mniej tajemnic. Wyprawy naukowe odkrywały kolejne tereny, a pamiętniki z podróży wprost rozchwytywano. Poza mroźnymi krańcami kuli ziemskiej, wciąż niedostępnymi dla ludzi, białą plamą na mapie pozostawał też Czarny Ląd, traktowany jak przeszkoda, którą trzeba było opłynąć w drodze do Indii czy Chin. Z Afryki, tak bliskiej Europie, podróżnicy znali tylko jej wybrzeża. Przed zapuszczeniem się w głąb lądu odstraszały wojownicze ludy i choroby. Nie przestraszył się ich jednak David Livingstone, lekarz i misjonarz. Pierwszy przemierzył Afrykę ze wschodu na zachód. Przez 15 lat podczas swoich podróży opowiadał o Chrystusie, opisywał nowe miejsca i tworzył mapy poznawanych terenów. W 1865 r. wyruszył na kolejną wyprawę do ukochanej Afryki. Pięć lat później uznano go za zaginionego. Amerykański dziennikarz Henry Stanley, Walijczyk z pochodzenia, postanowił go odnaleźć. Ruszamy z nim w głąb lądu.

Lwy i muchy

Gazeta „New York Herald”, gdzie nasz dowódca wyprawy pracuje jako reporter, nie szczędzi pieniędzy na sensacyjny temat. Jeżeli odnajdziemy słynnego Livingstone’a, cały świat będzie o nas mówił. Droga jest długa i niebezpieczna. Jak odnaleźć jednego człowieka na tak wielkim kontynencie? Ruszamy w pełnym słońcu. Zapasy, namioty i wodę niosą miejscowi tragarze. Nie tylko żar jest zabójczy. Naszemu życiu zagrażają też dzikie zwierzęta i choroby przenoszone przez muchy tse-tse. Livingstone’a na jednej z wypraw zaatakował lew. Bestia o centymetry minęła szyję, raniąc mu tylko rękę. Doktor jednak nie zrezygnował z wyprawy. Na wszelki wypadek trzymam strzelbę stale przy sobie. Z takim drapieżnikiem żartów nie ma.

Kolejne tropy

Stanley prowadzi nas surową ręką. Jednemu z tragarzy, kiedy przekraczał rzekę, groził bronią w obawie o to, że ładunek wpadnie do wody. Jest nas coraz mniej. Wyczerpujący marsz i choroby zbierają swoje żniwo. Maszerujemy drogą, którą szedł Livingstone. Wyruszył prawdopodobnie z Zanzibaru w Tanzanii we wschodniej Afryce. Chciał dotrzeć do źródeł Nilu. Nie wiadomo, czy je odnalazł... Nie wiemy nawet, czy doktor w ogóle żyje. Od członków jednego z plemion mamy wiadomość, że kilka miesięcy temu widzieli białego człowieka. Kierował się w stronę jeziora Tanganika. Ruszamy tym tropem. Jest nas już tylko połowa. Stanley mówił, że wiele kilometrów na północ od nas znajduje się najsłynniejsze odkrycie Livingstone’a – ogromne wodospady. Miejscowi nazwali je Grzmiący Dym. [Dziś noszą one nazwę na cześć brytyjskiej królowej Wiktorii – przyp. autora]. Chciałbym kiedyś zobaczyć to cudo. Z marzeń wyrwał mnie jakiś dziwny ruch w obozie. Jest kolejny trop. Jedynego białego człowieka, z długą siwą brodą, widziano w miejscowości Ujiji, w zachodniej Tanzanii.

Dżentelmeni

Od wioski dzieli nas jakieś 100 jardów. Dookoła coraz więcej ludzi. Nagle z tłumu słychać: „Dzień dobry, sir”. Uśmiechnięty młodzieniec w białej szacie przedstawia się jako służący doktora Livingstone’a. Ruszamy do wioski. Przed jedną z chat stoi wysoki, siwy, bardzo blady człowiek. Ma szare spodnie, czerwoną kamizelkę i niebieską czapkę ze złotą obwódką. „Doktor Livingstone, jak sądzę?” – pyta Stanley, jak przystało na dżentelmena. A przecież dobrze wie, kogo ma przed sobą. „Tak” – odpowiada spokojnie doktor i skłania głowę. Taka scena w środku afrykańskiej głuszy była co najmniej dziwna. Panowie weszli do chaty doktora i zaczęli kulturalną rozmowę. Jak minęła podróż, co dzieje się na świecie... Wzruszony Livingstone czytał list, który Stanley przywiózł dla niego od rodziny, od miesięcy niepewnej losu swojego krewnego. Cel podróży osiągnęliśmy, ale zostaniemy tu dłużej. Nabierzemy sił, a potem wyruszymy, by zbadać wybrzeża wielkiego jeziora Tanganika i nanieść je na mapy.

Stanley i Livingstone

Livingstone kochał Afrykę. Chciał poznać kulturę mieszkających tam plemion i walczył z niewolnictwem. Niedługo po odnalezieniu, podczas kolejnej podróży w głąb Afryki, zmarł. Jego szczątki przewieziono do Anglii i z wszelkimi honorami pochowano w opactwie Westminster. Stanley kochał przygody. Potrafił być okrutny i nierzadko w swoich wyprawach z bronią w ręku łamał opór wrogich plemion. Zorganizował między innymi kilka wielkich wypraw na tereny Ugandy i Konga. Dosłużył się tytułu szlacheckiego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.