Na wysokich obrotach

Piotr Sacha

|

MGN 02/2017

publikacja 18.05.2017 11:18

Śnieg plus deska równa się snowboard. Do tego skoki z obrotami… czyli freestyle do potęgi.

Na wysokich obrotach henryk przondziono /foto gość

Przy stacji narciarskiej termometr pokazuje 24 stopnie. Na minusie. – Ale my się zimy nie boimy – śmieją się fani snow- boardingu. A kolejna grupa zawodników Freestyle Club z War-szawy rusza na szczyt ośnieżonego stoku. Na swoich deskach mają klubowy znaczek z nazwiskiem Michała Ligockiego, który po powrocie z igrzysk w Soczi założył klub snowboardowy.

Skok na pudełko

– Freestyle… Od czego zacząć? – pytam na dzień dobry. – Najpierw warto opanować podstawy snowboardu, czyli prosty zjazd trasą – tłumaczy Michał Ligocki, trzykrotny olimpijczyk. – Dopiero potem można myśleć o skokach na desce. Początkowo na muldach czy niedużych przeszkodach, a potem stopniowo podnosimy sobie poprzeczkę – radzi. W snowparku 12-letni Michał „Misiek” Karczmarczuk wskakuje na długi prostopadłościan nazywany boxem. Sunie w dół. – Ten prosty zjazd nazywa się „50–50” – wyjaśnia. – A kolejny to „frontside boardslide” – mówi Michał i pokazuje, jak wykonać obrót. Na przeszkodzie pojawia się Krzysiek Owczarek, rówieśnik „Miśka”. – Dwa–siedem – rzuca wcześniej hasło. To nazwa kolejnego tricku. Krzysiek wskakuje na box i robi obrót o 270 stopni. – Staram się to powtórzyć 10 razy. Nie za każdym razem mi wychodzi – przyznaje 12-latek. – Ważne jest też to, żeby trik był stylowy… jak najlepszy – dopowiada 17-letnia Ola Koskiniotis. Na trasie przed nią wyrasta duża skocznia. Ola frunie na desce na odległość kilkunastu metrów.

Strach nie pomaga

Filip Orlik pokazuje na skoczni „frontside 360”. Wyskakuje w powietrze i robi pełny obrót o 360 stopni. – Bardzo ważne, żeby dobrze czuć deskę – zaznacza Filip. – Czyli panować nad tym, co ona robi – tłumaczy 13-latek. – Dzięki temu masz swobodę podczas jazdy – dodaje. W minionym roku Filip zdobył na skoczni wicemistrzostwo Polski. – W następnych mistrzostwach chciałbym zrobić pełny obrót i dołożyć do niego jeszcze kolejne 180 stopni. W sumie 540 – zapowiada. – A strach? – pytam. – Trzeba się rozluźnić i skoczyć. Strach nie pomaga – mówi zawodnik. Deska snowboardowa, na której zawodnicy pokonują przeszkody, różni się od deski do zjeżdżania po stoku. – Nasza, do freestyle’u, jest bardziej miękka. I ma mniej naostrzone krawędzie – tłumaczą snowboardziści.

Na stoku i w ogródku

Aby wysoko skoczyć i bezpiecznie wylądować, zawodnicy Freestyle Club trenują przez okrągły rok. Wiosną, latem, jesienią i zimą. Na stoku, na sali, na placu zabaw, w parku czy w ogródku. – Uwielbiam być w powietrzu – opowiada Michał Karczmarczuk. – Dlatego tak lubię trampoliny. Mam własną w ogródku. Wchodzę na specjalną, nieco mniejszą deskę do ćwiczeń i skaczę. – Jeździmy też na deskorolce – odzywa się Krzysiek. – I dwa razy w tygodniu trenujemy w klubie Michała Ligockiego – dodaje. W hali pod dachem stoją trampoliny i duża rampa. – Na rampie zjeżdżamy na nietypowej desce z kółkami. Ma wiązania jak deska do jazdy po śniegu – mówi Ola. – Skaczemy, a potem miękko lądujemy na poduchę powietrzną – dopowiada „Misiek”. Zawodnicy warszawskiego klubu odpowiednie miejsca do jazdy na desce znajdują też za granicą. – W czerwcu na przykład zjeżdżaliśmy na lodowcu Dachstein w Austrii – wspomina Filip. – A latem byliśmy nad jeziorem, żeby spróbować wakesurfingu – mówi Ola. – Płynęliśmy na desce za łódką – wyjaśnia.

Sałatka z kurczaka

– Na desce jeżdżę, odkąd skończyłem trzy lata – opowiada Krzysiek Owczarek. – Po dwóch latach spróbowałem pierwszych skoków. Pamiętam, zjeżdżaliśmy w Białce Tatrzańskiej. Z boku trasy brat pomógł mi usypać małą skocznię – wspomina. – Gdy tylko spadnie śnieg, wykorzystujemy różne rury, na które można wjeżdżać – mówią zawodnicy. I wymieniają nazwy grabów, czyli sposoby łapania deski podczas wyskoku. – Niektóre są… dosyć śmieszne – zaznaczają. Pierwszy przykład – „chicken salat” (sałatka z kurczaka). Prawą ręką między nogami trzeba złapać za lewą krawędź deski. A „gorilla”, czyli goryl, to chwyt deski obiema rękami. Najbliższe plany Oli to opanować obrót o 180 stopni z grabem o nazwie „melon”. – Freestyle to przede wszystkim świetna zabawa, która dobrze rozwija kreatywność młodego człowieka. Z czasem może ona zamienić się w uprawianie zawodowego sportu – mówi Michał Ligocki.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.