Stare jak syn

Joanna Juroszek

|

MGN 02/2017

publikacja 18.05.2017 11:17

Na stole leży równo ułożona kolekcja. Dokładnie 372 egzemplarze „Małego Gościa”.

Państwo Węgorzewscy  i ich kolekcja „Małych Gości” Państwo Węgorzewscy i ich kolekcja „Małych Gości”
Roman Koszowski /Foto Gość

J eden kosztował 20 złotych, inny 1 złoty 60 groszy, a jeszcze inny… 13 tysięcy. Państwo Barbara i Tomasz Węgorzewscy mieszkają w Knu- rowie niedaleko Gliwic na Górnym Śląsku. Pani Barbara kolekcjonuje „Małego Gościa” od 1982 r. Na półkach uśmiechają się też różnej wielkości porcelanowe aniołki i… ojcowie paulini z modeliny. Są również łyżeczki z różnych stron świata. Wygląda na to, że trafiliśmy do prawdziwych fanów kolekcjonowania.

20 tys. autografów

Państwo Węgorzewscy mają dwoje dorosłych dzieci. Marek ma 34 lata, Paulina w tym roku skończy 26. Syn od mamy zaraził się pasją zbieractwa. Już od 25 lat kolekcjonuje autografy. Dziś ma ich ok. 20 tys.! Najważniejszy jest ten od papieża Polaka, świętego Jana Pawła II. Dzieci pani Barbary i pana Tomasza wychowały się na „Małym Gościu”. Ich syn miesięcznik przeglądał nawet wtedy, gdy był już na studiach. – Jako mały chłopiec Marek bawił się tymi egzemplarzami „Gościa” – opowiada pani Barbara. – Układał je po kolei i dzięki temu szybko nauczył się nazw miesięcy i liczb – wyjaśnia mama. „Małe Goście” z Knurowa są prawie tak stare, jak „stary” jest Marek. Pierwszy numer z kolekcji pani Barbary pochodzi z lipca 1982 r. Rok później urodził się kolekcjoner autografów. Pani Barbara „Małego Gościa” po raz pierwszy zobaczyła, kiedy starała się o pracę jako katechetka. Obok katedry Chrystusa Króla w Katowicach stał kiosk Ruchu. Wśród wielu gazet w oczy rzucił się tytuł „Mały Gość Niedzielny”. – Skoro mam uczyć dzieci, to może mi się bardzo przydać – pomyślała i kupiła czasopismo. Tak zaczęła się jej kolekcjonerska przygoda.

Smutna historia

Ile kosztował pierwszy numer? Tej zagadki nie da się rozwiązać bez matematyki i krótkiej lekcji historii. Pani Barbara o „Małym Gościu”, świętującym w tym roku swoje 90. urodziny, dowiedziała się 35 lat temu, czyli wtedy, gdy zaczął się ukazywać po długiej przerwie. Od tego czasu, dokładnie od lipca 1982 r., co miesiąc kupuje nasze czasopismo. W ciągu tych lat zmieniały się szata graficzna i treść „Małego Gościa”, czyli zmieniał się na zewnątrz i w środku. Zmieniali się też czytelnicy. Jedni wyrastali z tego czasopisma, inni do niego dorastali. Trzeba wiedzieć, że 35 lat temu Polska była jeszcze innym krajem. Nie można było mówić otwarcie, co się myśli, w co się wierzy. W szkołach nie uczono prawdziwej historii. Nie można było tak z dnia na dzień wyjeżdżać za granicę, a przed sklepami stały kolejki, bo ludzie czekali na dostawy cukru, chleba czy kawy. Kiedy miesięcznik dla dzieci i młodzieży trafił do rąk pani Barbary po raz pierwszy, w Polsce trwał stan wojenny. Aresztowano wtedy wielu ludzi, którzy sprzeciwiali się władzy, niektórych nawet zamordowano. Wprowadzono godziny milicyjne, nie można było wychodzić z domu. Na ulicach spotkać można było milicję i czołgi.

Zawsze młody

W 1982 roku, gdy pani Barbara kupiła swój pierwszy kolekcjonerski numer, obowiązywały też inne banknoty. „Mały Gość” kosztował wtedy 20 zł – tyle, ile wtedy trzeba było zapłacić za czekoladę. W grudniu 1994 r. kosztował 10 tysięcy złotych, a miesiąc później – w styczniu 1995 r. – 1,30 zł. Jak to możliwe? Otóż wprowadzono wtedy tak zwaną denominację, czyli zmieniono wartość pieniądza. Polegało to na na tym, że na przykład 10 tysięcy złotych było warte jedną złotówkę. Dla tych, którzy nie potrafili odnaleźć się w nowej rzeczywistości, „Mały Gość” jeszcze przez jakiś czas podawał dwie ceny: 1,30, a obok 13 000 zł. Znanymi nam dziś banknotami posługujemy się właśnie od tamtego czasu. Pani Barbara część swojej „małogościowej” kolekcji trzyma w mieszkaniu, a część w piwnicy. Do dziś – jako katechetka dzieci wczesnokomunijnych – korzysta z archiwalnych numerów. – „Mały Gość” się nie starzeje – mówi. – Zresztą czy będę katechizować, czy nie, nadal będę prenumerować ten miesięcznik. Moje dzieci na „Małego Gościa” są już za duże, ale ja jeszcze nie – uśmiecha się. – Ciągle czuję się dzieckiem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.