Ośmiolatek za progiem

Piotr Sacha Piotr Sacha

publikacja 17.11.2016 11:14

Tymek przelatuje nad ziemią ponad 150 kilometrów rocznie. Nie samolotem… Na nartach.

Ośmiolatek za progiem Tymek Cienciała, ośmioletni skoczek narciarski Roman Koszowski /Foto Gość

Grupka nastolatków wyciągnęła transparent z napisem: „Każda skocznia by chciała, żeby fruwał na niej Tymek Cienciała”. – To mój fanklub – uśmiecha się ośmioletni skoczek z Wisły. I pokazuje narty z podpisami kibiców.

Uwaga, jedzie Mymcio

W małym drewnianym domku obok dużego drewnianego domu mieszkają trzy króliki. – Mam jeszcze dwa króliczki miniaturki. Może to początek hodowli – zastanawia się Tymoteusz. – Sprzątam po nich, karmię je, daję im pić... i najważniejsze – dużo głaszczę! Wtedy mniej się stresują – dodaje. Obok kręci się Kruszyna. To nie królik, to berneński pies pasterski Tymcia Mymcia. – Czasem właśnie tak na mnie wołają na skoczni – opowiada Tymoteusz. – Kiedy Tymek miał dwa latka, zawołał ze stoku: „Uwaga, z drogi! Mymcio jedzie!” – rodzice trzecioklasisty przypominają, skąd wzięło się jego przezwisko. Mymcio wcześniej jeździł na nartach, niż zaczął mówić. – Miałem półtora roku – wspomina. – Ale już kiedy miałem pół roku, zjeżdżałem z góry na rękach taty – zaznacza. – Pamiętam, raz dostałem od taty żółtą kartkę – mówi dalej. – Byłem już nieco starszy. Strasznie szybko pędziłem po śniegu... Wprost, na krechę. Goniłem mamę – uśmiecha się Tymek. Najpierw pan Andrzej Cienciała usypywał ze śniegu małe skocznie. A jego Tymek lądował na piątym metrze. Miał cztery lata, gdy zjawił się w klubie. – Trener na początku nie dowierzał, że taki maluch poradzi sobie na skoczni – opowiada pan Andrzej. – Po dwóch tygodniach zajął już drugie miejsce w swoich pierwszych zawodach.

Leci i leci, i leci…

Dziś Tymoteusz Cienciała wśród kolegów nie ma sobie równych. I to nie tylko w Polsce. W tym roku po raz drugi z rzędu wygrał Turniej Czterech Skoczni Dzieci. W konkursie tym, podobnie jak w jego dorosłym odpowiedniku, odbywają się cztery zawody na skoczniach w Niemczech i w Austrii. Polak wygrał wszystkie – cztery w tym roku i cztery w zeszłym. – Pojawiają się koledzy, którzy mogą wkrótce do mnie doskoczyć. Bardzo się z tego cieszę, bo będę miał konkurentów – mówi Tymek. – Zwykle skaczę na skoczniach 20-metrowych. Na większych pojawiam się czasami jako przedskoczek lub podczas startu w kategorii otwartej – opowiada dalej. I przypomina swój rekord odległości. Poszybował na 54 metry. – Kiedy zobaczyłem, jak Tymek wychodzi z progu, a potem leci i leci, i leci... to po prostu mnie zatkało – wspomina pan Andrzej. – Podczas następnego skoku miałem lekkiego pietra – przyznaje tata zawodnika. – Na dużą skocznię wchodzę po schodkach z mamą lub tatą. Niosą mi narty – śmieje się Tymek. – To ten moment, kiedy się jeszcze boję, szczególnie gdy mocno wieje. Bo mam… lęk wysokości. Ale lęk mija, gdy tylko usiądę na belce startowej – uśmiecha się. – A ja mam inny problem... Chcę być u góry, żeby wspierać syna, ale jednocześnie chciałabym być na dole, żeby lepiej widzieć, jak skacze – mówi pani Anita Cienciała.

Jak tata i dziadek

Tata Andrzej też skakał na nartach. Podobnie jak dziadek Jerzy. Mama Anita trenowała judo. Dziś cała trójka na śniegu dotrzymuje kroku Tymoteuszowi. – W niedzielę po kościele wsiadamy wszyscy w auto i ruszamy na skocznię do Czech – mówi pan Andrzej. – Po drodze śpiewamy. Lubię śpiewać – dopowiada Tymek, który jeździ też na nartorolkach i desce snowboardowej. I jeszcze – startował w zawodach kombinacji norweskiej (skoki plus biegi narciarskie). Tymek pochodzi z tego samego miasta co Adam Małysz... Nawet z tej samej doliny. Uczy się w tej samej szkole podstawowej i cztery razy w tygodniu trenuje w tym samym klubie WSS Wisła, w którym trenował jego wielki mistrz. – Brakuje chyba tylko wąsa – żartuję. – Dokleję sobie w sylwestra – odpowiada ośmiolatek. – Wtedy w Wiśle odbywają się skoki przebierańców. Rok temu byłem Spidermanem, to teraz będę Małyszem – śmieje się skoczek.

Zadania w świetlicy

– A w przyszłości... Wygrasz kiedyś Turniej Czterech Skoczni dorosłych? – dopytuję. – To zależy. – Od czego? – Od tego, czy rywale będą mocni. – A jeśli będą mocni? – To… to i tak ich pokonam! – wybucha śmiechem Tymek. Na razie obiecuje rodzicom przykładać się do nauki. – Zadania odrabiam od razu po lekcjach, w świetlicy. Mogę wtedy spokojnie iść na trening – kończy trzecioklasista.