Strażnik pamięci z Raju

publikacja 23.09.2016 14:34

Rozdział I

Nowe życie

 

Złowieszcze kroki, szczęk zamka w celi korytarz, schody, piwnica.

Zapach stęchlizny, półmrok bezduszny, szara twarz księdza,

znak krzyża.

Na ustach knebel, truchleje serce…

 

I strzał w tył głowy!

I cisza…*

 

I tak jeszcze kilkadziesiąt razy komuniści mordowali naszych bohaterów. Ale 25 maja 1948 roku ktoś, kto był zupełnym przeciwieństwem komunistów zginął. O godzinie 21.30 kat oddał strzał i pozbawił życia Witolda Pileckiego, ochotnika do KL Auschwitz. Po strzale Anioł Stróż zaniósł duszę Pileckiego do nieba, raczej przed Sąd nim się okaże, gdzie spędzi wieczność.

- Gdzie ja jestem? - zapytał Witold, gdy otworzył oczy.

-Jesteś przed Sądem i zaraz będziesz sądzony ze swojego życia.- odpowiedział święty Piotr.

- Starałem się żyć tak, by móc cieszyć się niż lękać.- odrzekł rotmistrz.

-Dlatego ty, mój synu, i twój brat wejdziecie tu, do Raju, i będziecie dalej pomagać waszej ziemi. - powiedział głos za bram Raju. W tym żeńskim głosie można było znaleźć dużo miłości, troski i opieki.

- Nie będę się sprzeciwiał Twej woli, Maryjo. - rzekł św. Piotr.

- Maryja, Królowa Nieba i Ziemi, i Narodu Polskiego oraz Matka Jezusa?! - spytał z niedowierzaniem Witold.

- Tak, ja jestem. - odpowiedziała mu Niepokalana, wychodząc z Raju.

Była ubrana w białą szatę powoli stającą się czerwoną na końcach rękawów i od jasnoniebieskiej wstążki, zawiązanej na biodrach, w dół. Na ramionach miała ciemnoniebieski płaszcz opadający do stóp. Głowę miała przykrytą białą chustą spod, której widać było brązowe włosy. Nosiła platynową koronę z białymi i czerwonymi perłami ułożonymi w barwy polskie, a na środku znajdowało się słonko zrobione z żółtego kryształu i złotych płatków. Popatrzyła na rotmistrza brązowymi, pięknymi oczami i uśmiechnęła się, jakby była z niego dumna. Wyciągnęła ku niemu lewą ręką, na której był zawieszony różaniec.

- Witoldzie, jesteś potrzebny nam i swej Ojczyźnie, twa misja jeszcze trwa. - rzekła Madonna.

- Dobrze. - odpowiedział Jej.

- Przepraszam, że się wtrącę, ale mój podopieczny nie powinien pokazać się innym tak, jak nasz Pan go stworzył. - rzekł Anioł

- Masz rację, mój błąd. - powiedział św. Piotr i dodał, wręczając Pileckiemu mundur ułana - Twoje ubranie, załóż je.

Witold szybko się ubrał i poszedł za Maryją, a jego Stóż go ,,eskortował''. W jego życiu wiecznym rozpoczął się pierwszy rozdział. Co przyniesie mu Niebo? Czy zazna spokoju i radości? I… co to za ciąg dalszy jego misji?

 

Rozdział II

Pierwszy dzień i nowi znajomi

 

Gdy tylko Witold przekroczył Bramę Raju znalazł się na leśnej polanie, na której znajdował się biały dom z brązowym dachem taki, jak ten w Sukurczach. Rotmistrz zobaczywszy go posmutniał.

- Stało się coś? - zapytał Anioł.

- Moja rodzina… czy moja rodzina… czy ona… - próbował zadać pytanie nasz bohater.

- Będzie trochę cierpieć z powodu twojej przeszłości, ale nic im nie będzie. - odpowiedziała Maryja.

- Mam nadzieję, że moje pociechy to wytrzymają. Przekazałem im najwięcej jak mogłem. Oby to starczyło.

- Wiem, że przekażą przyszłym pokoleniom twoją pamięć, więc dobrze je wychowałeś.

- Czym się martwisz? - usłyszeli pytanie.

- Kim jesteś? - spytał rotmistrz na widok młodego mężczyzny w mundurze.

- Major Marian Bernaciak ,,Orlik”. A pan rotmistrzu?

- Rotmistrz Witold Pilecki.

- Marian! Gdzie jesteś? - usłyszeli dziewczęcy głos.

- Jestem tu, rozmawiam z Witoldem. - odpowiedział partyzant.

- Jak masz na imię? - spytał ochotnik młodej brunetki.

- Jestem Danuta Siedzikówna, w V Brygadzie Wileńskiej mówili mi ,,Inka”. - przedstawiła się ta, która zachowała się jak trzeba.

- Jaką działalność pan prowadził przeciwko Komunistą? - zadał pytanie ,,Orlik”.

- Byłem członkiem siatki wywiadowczej. Co wy robiliście? - odpowiedział.

- Ja dowodziłem partyzantką na Puławach.

- Byłam sanitariuszką. Dziewczynie pistoletu nie dali. - zażartowa -ła Danka.

Pilecki i Marian zaśmiali się. Witold nie pamiętał, kiedy ostatnio to zrobił.

- Marian! Danka! Porucznik ,,Pogoda” was woła! - zawołał kapitan ,,Warszyc”.

- Porucznik ,,Pogoda” to… - chciał się zorientować się w nowej sytuacji Pilecki.

- Porucznik Roman Dziemieszkiewicz ,,Pogoda”, walczył na Ma-zowszu. Nazywam się Stanisław Sojczyński ,,Warszyc”, kapitan partyzantki radomszczańskiej. A ty jesteś…?

- Rotmistrz Witold Pilecki, ułan, organizator i członek Tajnej Ar-mii Polskiej.

- Może pójdzie pan z nami? - zaproponowała ,,Inka”.

- Zgoda, mów mi Witold. - odrzekł ochotnik.

- To chodźmy. - rzekł Marian.

- Hej! Chwila!! - krzyknął za nimi Anioł.

Witold i nowi towarzysze udali się do domostwa przy zachodzie Słońca.

- No nie…, dlaczego tak się to potoczyło?

- Uspokój się, Szymonie. - pocieszała go Maryja.

- Długo czekałem, by móc porozmawiać z moim podopiecznym.

Długo. - żalił się Szymon, Anioł Stróż o jasnobrązowych oczach i blond włosach. Ubrany był w białą szatę z srebrnymi paskami na końcach rękawów, na dole szaty i dziurze na głowę.

- Matko, czy coś się stało Szymonowi? - spytał Jezus, który prze-chodził obok.

- Nie zdążyłem zamienić słowa z Witoldem. - opowiedział.

- Idź odpocząć, też zasłużyłeś. - rzekł Bóg.

- Dobrze, Stwórco. - zgodził się.

- Przepraszam, mogę przerwać? - spytał rotmistrz. - Też jesteś mile widziany… Jak się nazywasz?

- Jestem Szymon. - przedstawił się uradowany Stróż.

- Dobrze, chodźmy. - rzekł Witold.

I poszli do domu, gdzie czekali Danka, Jan, Roman i Stanisław.

- Pogodzili się i chyba zapomnieli już o tym. Szybko to się potoczyło. - rzekł Jezus do Swej Matki.

- Ale życzenie Szymona się spełniło, więc jest dobrze. - odpowie -działa Królowa.

- Dobrze, pora wracać do pomocy moim dzieciom na ziemi. - rzekł Ojciec.

- Dobrze. - odpowiedzieli razem Jezus i Maryja.

Przez kilka następnych dni Pilecki przyzwyczajał się do nowego otoczenia. Nowi i starzy przyjaciele pomagali mu w tym. Ze swoim Stróżem również spędzał czas.

A Maryja wzięła pod swoją opiekę rodziny naszych bohaterów.

 

Rozdział III

Rok 1951 i drugi strażnik

 

 

1 marca 1951 roku Witold rozmawiał z Szymonem o czasach, kiedy był mężem, ojcem i ułanem. Tak miło się im rozmawiało, że nie zauważyli zapadającego zmroku. W pewnej chwili usłyszeli pukanie do drzwi. Poszli je otworzyć i zobaczyli w nich Maryję.

- Stało się coś, Matko? - spytał ochotnik.

- Mam prośbę. Mógłbyś z Szymonem pójść na przybycie IV Zarządu Głównego Wolność i Niezawisłość?

- To znaczy, że ich misja również jeszcze trwa? - spytał Anioł.

- Tylko u jednego. - odpowiedziała.

- Zgoda. Szymonie idziesz? - powiedział Witold.

- Oczywiście, że tak. - odrzekł Anioł.

- Zatem proszę iść. - powiedziała uśmiechnięta Maryja, pokazując

ręką, aby poszli.

Krótko potem stanęli przed Bramą, zrobioną z kryształu w złotej ramie, ozdobioną złotymi i srebrnymi liśćmi, kwiatami i pędami, a na środku znajdował się złoty krzyż. Św. Piotr już czekał na nich i poprosił by stanęli w wejściu, ale z niego nie wychodzili.

- Ciekawe kto to jest? - powiedział Szymon.

- Nie wiem, ale jestem pewien, iż nasza Królowa go wskaże.

Niedługo potem z ziemi przybyli Aniołowie Stróżowie z duszami

członków IV Zarządu WiN, a wśród nich : Adam Lazarowicz, Józef Rzepka, Kawalec, Błażej, Józef Batory, Karol Chmiel i Łukasz Ciepliński ,,Pług”.

- Ludzie… Co to był za koszmar!! - odezwał się Rzepka. - Kompletnie po tym oszalałem.

- Chyba ja miałem gorzej. Wybili mi wszystkie zęby! - zwrócił się do niego Lazarowicz.

- A mnie pozbawili słuchu, a jakoś nie narzekam. - powiedział do

nich spokojne pułkownik.

- Witamy w Raju. - przywitali winowców nasi bohaterowie.

- Witajcie. - odpowiedział im Łukasz. - Jestem Pułkownik Łu-

kasz Ciepliński pseudonim ,,Pług”. Kim ty jesteś i… Czy oni ciebie dziś też zastrzelili?

- A… który dziś? -spytał Witold i dodał. - Jestem rotmistrz Witold

Pilecki.

- Dziś jest 1 marca 1951 roku. - powiedział św. Piotr, wręczając

mundury członkom IV Zarządu.

- Jestem tu już prawie 3 lata, nasza Królowa, Maryja, poprosiła mnie i Szymona, żebyśmy wyszli na wasze przybycie.

- Dlaczego? - spytali wszyscy winowcy.

- Ponieważ Łukasz Ciepliński i Witold Pilecki mają pomóc wa-szym rodakom odzyskać waszą pamięć, więc chciałam, aby się

poznali. - wyjaśniła Madonna.

- Ja? - spytał bohater września.

- Tak, sam pisałeś do swojej żony, iż ucieszysz się, że przyjmę cię do mojej armii. - odpowiedziała.

- A ty też miałeś taką wiarę? - spytał Karol.

- Cóż… przeszedłem przez z życie z tymi ideałami : Bóg, Honor, Ojczyzna. - udzielił mu odpowiedzi.

- No… Wychowano cię na bardzo ważnych i pięknych wartoś-ciach. - rzekł Batory.

- Wy też dorastaliście w tak samo ważnych oraz pięknych idea-łach. - odrzekł mu skromnie przyszły Strażnik.

- Czy opowiedziałbyś nam coś o swojej działalności? - zadał pytanie Rzepka.

- Tak, porozmawiamy w domostwie?

- Dobrze, chodźmy.

I poszli, zostawiając kogoś za sobą.

- Ale… Oo nie. Tyle czekania na nic?! - rzekł lekko zdenerwo-

wany Anioł o zielonych oczach i brązowych włosach.

- Mnie również to spotkało. Nie martw się, Filipie, mam nadzieję,

że Łukasz wróci tu. - pocieszał przyjaciela Szymon.

- Masz nadzieję? Masz nadzieję?! - spytał zdenerwowany Filip.

- Nie chciałem cię zranić.

- Przepraszam. - wybaczył przyjacielowi i wyciągną ku niemu rękę.

- Nie ma sprawy, który Anioł nie chciałby porozmawiać ze swoim

podopiecznym? - opowiedział wzruszając ramionami Szymon.

- Znów to samo? - spytały znajome głosy.

- Tak, ale bądźmy dobrej myśli. -odpowiedziała Maryja.

- Filipie, jak mój syn, Łukasz, radził sobie z tym wszystkim? -

spytał Bóg.

- Dobrze. Codziennie odmawiał różaniec, przekazał rodzinie to, co od nich oczekuje. Jak prawdziwy żołnierz i katolik.

- Rozumiem, iż też chciał, aby go odnaleźli? - spytał Jezus.

- Tak. Przy pomocy medalika z wizerunkiem Królowej Maryi.

- A jak? - zaciekawił się Szymon.

- Włożył medalik do ust, kiedy miał paść strzał, połkną go. - wyjaśnił Filip.

- Przepraszamy, wróciliśmy po naszych Stróżów. - usłyszeli głos Cieplińskiego.

- Łukasz! - ucieszył się Filip.

- Witold. A nie mówiłem? -rzekł Szymon do kolegi po fachu.

- Chyba się nie założyliście? - spytał rotmistrz.

- Nie, ale Filipa spotkało to, co Szymona. - wyjaśnił Jezus.

- Rozumiem.

- Chcecie napić się z nami herbaty? - zaproponował ,,Pług”.

- Z chęcią. - odpowiedzieli zgodnym chórem.

- Przepraszam, za tamto. - rzekł podpułkownik.

- Nie ma problemu. Możesz mi mówić po imieniu, jestem Filip. - odpowiedział.

I wszyscy ruszyli do domostwa.

- To jak tamtego dnia. - powiedział Chrystus do Swej Matki.

- Cóż, nawet tu może się wszystko zdarzyć. - odpowiedziała.

- Weźmy w opiekę ich rodziny.

- Tak chciałam zrobić.

- I jeszcze coś… - zaczął mówić Ojciec. - Pomóżcie synowi jed-

nemu z słynniejszych w przyszłości.

 

Rozdział IV

Troska o najbliższych

 

 

Któregoś dnia Witold siedział przy oknie, wpatrując się w łą-

kę. Był bardzo smutny, zdawało się, iż jest otoczony troskami i zmartwieniami. Czasem schylał głowę, kładł dłoń na twarz, zakry-

wając oczy, kręcił nią, po tym zdawał się szeptać ,,jak sobie radzi-

cie”. Wzdychał ciężko i raz po raz ocierał łzy napływające do oczu. Kiedy zauważył to Szymon, zrozumiał wszystko.

- Tęsknisz za nimi? - spytał.

- ??? - spojrzał pytająco na przyjaciela rotmistrz wyrwany z tego stanu.

- Za Marią, Andrzejkiem i Zosią... tęsknisz. - powtórzył.

- Owszem. - odpowiedział i dodał. - Komuniści nie pozwoli im normalnie żyć. Marzenia moich pociech nie spełnią się. I te przez-

wiska… to wszystko tylko dlatego, że walczyłem o tę Polskę.

- Dadzą sobie radę. Dobrze je wychowałeś. -pocieszał jak mógł swego przyjaciela.

Witold popatrzył na Szymona błagalnym wzrokiem, ale nic nie mówił. Nie wiedział co powiedzieć, o co spytać, nie miał nawet myśli co począć.

- Wiem, że może ci to się wydawać dziwne. Nie jestem mężem ani ojcem, ale byłem z tobą odkąd przeszedłeś na świat, znam cię, śledziłem każdy twój ruch. Mogę ci pomóc.

- A jak to pomoże moim bliskim? - spytał ochotnik.

Na to pytanie Szymon nie umiał znaleźć odpowiedzi. Tylko

stał nieruchomo ze zdziwienia.

- Wyjdę zaczerpnąć powietrza. - rzekł Witold.

Wyszedł i usiadł na kamieni obok strumienia i westchną. Szymon

staną w drzwiach. Żal przebił mu serce na wylot, zacisnął prawą rękę z bezradności, a w oczach i na policzkach miał co raz więk-

sze łzy smutku, który do niego nadpłyną. Zrozumiał, co ciążyło Witoldowi na sercu. Wszystko, co robił dla ojczyzny było dla nich. Dla Marii, Andrzeja i Zofii… jego najbliższych, których bar-

dzo, bardzo kochał. Nie wiedział, co zrobić, aby pocieszyć rotmistrza. Jedyne, co mógł robić to płakać.

Tak się złożyło, iż Filip obok przechodził. Kiedy zobaczył, że

jego przyjaciel płacze, zaniepokoił się.

- Co się stało? - spytał.

Szymon spojrzał na niego, lecz nie mógł odpowiedzieć. Żal nie tylko przeszył mu serce, ale również ścisnął mu gardło. Podniósł wzrok na Witolda, licząc, iż Filip sam się zorientuje w sytuacji.

Filip spojrzał na Pileckiego. Zaraz po tym zdziwił się i zrozumiał, co się dzieje. Sam był Aniołem ojca. Zaczął szukać czegoś w myś-

lach, patrząc w ziemię. Nie mogąc znaleźć odpowiedniego rozwią-

zania, odwrócił się ponownie w stronę Szymona i rzekł :

- Porozmawiajmy o tym z Nimi. - powiedział to z dużą sta-nowczością i determinacją w oczach.

- Do… brze,… już...iii...dę…- z trudem mówił Szymon.

Filip szli z Szymonem do Maryi i Boga tak szybko, jak Szymon mógł. Jego przyjaciel szedł trzymając go tak, jakby był ranny, po-

nieważ żal i smutek nie pozwalały Szymonowi normalnie chodzić.

Spotkali Ich przy Bramie. Szymon próbował opowiedzieć o zajściu, jednak nie mógł, więc Filip mu w tym pomagał.

- Jak… możemy… im… pomóc…? - spytał już nieco lepiej

Szymon.

- Schodzić na ich rodzinną ziemię i pocieszać ich rodziny. - odpo-

wiedział Ojciec.

- Ale co z misją? - spytał Filip.

- Czy ja coś o was wspomniałam w konkretnym planie?- odpowiedziała pytająco Niepokalana.

- Czyli, że… my TEŻ jesteśmy potrzebni w tej misji, jako pocieszyciele ich bliskich?! - spytali Aniołowie.

- Tak. - odpowiedział Stwórca i dodał. - Idźcie im to powiedzieć.

- Tak jest. - odpowiedzieli zgodnym chórem.

Szymon czuł, iż znów może pomóc rotmistrzowi, choć ina-

czej niż wcześniej, a Filip cieszył się, że jego przyjaciel, jakiego zna i kocha wrócił. Kiedy wrócili do domostwa zastali Łukasza rozmawiającego z Mieczysławem Dziemieszkiewiczem ,,Rojem”

i Witolda czytającego ,,Quo Vadis”.

- Mamy dobre wieści. -rzeki, aby zwrócić uwagę.

Opowiedzieli im o wszystkim, co bardzo wszystkich ucieszyło. Witold przeprosił Anioła za swoje zachowanie, ale Szymon tylko odpowiedział :

- Martwiłeś się o rodzinę, to wszystko.

Nasi strażnicy zaczęli się zastanawiać jak połączyć misję z pomocą Aniołów. Lekki wiatr zaczął wiać w tej samej chwili, a wraz z nim przyniósł te słowa :

 

Jak tęsknota w sercu zakołacze,

Wygrywając swe najczulsze pieśni,

Jasne myśli biegną do Was zawsze,

Me najdroższe ukochane dzieci.

Swą pamięcią wracam w tą beztroskę,

…**

 

Rozdział V

Ostatni

 

 

21 października 1963 roku na leśnej polanie wydarzyło się

coś, czego nikt się nie spodziewał. Nagle zrobił się bardzo jasno. Wszyscy popatrzyli się w stronę światła. Aniołowie wiedzieli, że Pan chce coś przekazać.

- Właśnie zaczęła obława na Józefa Franczaka ,,Lalka”, ostat-

niego partyzanta waszej ojczyzny.

Życie w Raju zamarło w jednej chwili. Każdy zaczął się modlić o przeżycie sierżanta Franczaka. Aniołowie postanowili się przygotować na najgorsze, aby móc potem pocieszać swych podo-

piecznych.

Witold z Łukaszem właśnie jeździli konno, kiedy to usłyszeli.

Postanowili w te pędy dotrzeć do Bramy, by zobaczyć ostatnią nierówną walkę z okupantem Żołnierzy Niezłomnych. Gdy dotarli na miejsce, stała już tam Maryja. Razem z Nią i św. Piot-rem patrzyli na całą walkę.

Józef próbuje się wydostać z obławy, udając właściciela pose-sji, na której się znajduje. Nagle zostaje wezwany do zatrzymania.

Staje, lecz wyciąga pistolet i zaczyna strzelać. Komuniści odpowiadają ogniem. ,,Lalek” biegnie w kierunku zabudowań, by

użyć ich jako tarczy. Biegnie, strzela, strzelają… biegnie, strzela, strzelają… tak jeszcze przez trzysta metrów. Jest nadzieja, jest szansa, że się uda, że to nie koniec.

Niestety... sierżant Józef Franczak ,,Lalek” zginą w boju wraz

z tym, co najcenniejsze jest dla polskiego żołnierza – z honorem. Cisza… głucha cisza zapanowała w Raju. W pewnej chwili ktoś zaczyna klaskać. Wkrótce wszyscy klaszczą.

- Dlaczego oni ...? - zdziwili się Filip i Szymon.

- Dlatego, że on starał się przetrwać najdłużej z nas wszystkich. - odpowiedział ,,Pług”.

- Łukaszu... - zaczął ochotnik.

- ? - popatrzył na niego winowiec.

- Naszą misję zaczniemy, kiedy Józef przywyknie do nowej sytuacji. Teraz z dowódcami zacznijmy planować.

- Zgoda. Masz rację. - zgodził się Ciepliński.

Rotmistrz zaczął zastanawiać się nad czymś przez dłuższą chwilę. Z myśli wyrwało go zdumienie przyjaciół.

- ,,Zapora”? - rzekł winowiec.

- Tomasz? - Filip zdumiał się widokiem czarnowłosego Anioła o zielonych oczach.

- ,,Uskok”? - dołączył do nich nasz bohater.

- Adam? - widok jasnowłosego Anioła o fiołkowych oczach wpra

wił Szymona w zakłopotanie.

- Co was tu sprowadza? - spytała Niepokalana.

- Chcemy powitać ,,Lalka”. - wyjaśnił Zdzisław.

- Rozumiem. - rzekł winowiec i spytał. - Był waszym jednym z waszych żołnierzy?

- W jednym z oddziałów podporządkowanych mi i ,,Uskokowi”, ale tak lepiej poznać go nie było mi dane. - odpowiedział cichociemny.

- Chcesz zatem poznać Józefa, zgadza się? - odgadł Szymon.

- Owszem. - potwierdził major Hieronim Dekutowski.

- Adamie, mam prośbę. - zwrócił się Pilecki do Anioła.

- Tak, o co chodzi? - spytał.

- Mógłbyś zająć się Aniołem sierżanta Franczaka? - poprosił ochotnik.

- Dobrze, a dlaczego? - chciał wiedzieć Adam.

- Ponieważ my tak mieliśmy i lepiej, żeby to się już nie powtórzy-

ło. - opowiedzieli mu Szymon i Filip.

- To da się zrobić. - odrzekł Anioł ,,Uskoka”.

- Łukaszu, razem z Adamem zaopiekujemy się Izaakiem. - powie-

dział o zamiarze Anioł winowca.

- Dobrze. - zrozumiał ,,Pług”.

W tej chwili wrota Bramy otworzyły się. W jasnym świetle

ukazały się trzy sylwetki : św. Piotra, Izaaka - Anioła Stróża i …

sierżant Józef Franczak ,,Lalek”

- Kapitan ,,Uskok”. Dobrze pana widzieć. - przywitał swego do-

wódcę ostatni partyzant.

- Dobry wieczór ,,Lalku”. - opowiedział Zdzisław i dodał, śmiejąc się. - Nie musisz mi salutować. To Tu nie jest potrzebne, a poza tym…Teraz ty masz wyższy stopień i mogą nam je kiedyś zmienić.

- Niech tak będzie. - zgodził się Józef.

- Sierżancie Franczaku… - zaczął cichociemny.

- Tak majorze.

- Jestem Hieronim Dekutowski ,,Zapora”, dawny dowódca oddzia-

łu kapitana Brońskiego.

- Miło mi poznać. - przywitał się Józef.

Izaak stał z boku i czekał na chwilę, w której porozmawia ze swym podopiecznym. Witold spostrzegł go. Spojrzał w stronę Szymona i jego przyjaciół.

- No dobrze. Chodźmy. - rzekł Filip do kolegów po fachu.

- Izaaku, pójdziesz z nami do domostwa? - spytał Adam.

- Chętnie, lecz chciałbym najpierw porozmawiać z Józefem. - opowiedział niebieskooki Anioł o rudych włosach.

- Tylko, widzisz, w ten sposób możesz uniknąć tego, co nas spotkało. - rzekł Szymon.

- Co niby? - zdziwił się Izaak.

- Filip i Szymon nie zdążyli porozmawiać ze swymi podopieczny-

mi po przybyciu tutaj. Doszło nawet do tego, że Łukasz i Witold wrócili po nich, ponieważ nowi znajomi szli tam bez nich. - wyjaśnił Adam.

- To co? Idziemy teraz do domostwa czy czekamy aż spotka cię to samo? - spytali wspólnie Aniołowie strażników pamięci.

- Macie racje, prowadźcie. -zgodził się Stróż ,,Lalka”.

Poszli w kierunku domostwa, kiedy nagle na drodze spotkali swych podopiecznych. Izaak mógł porozmawiać z Józefem.

- Widziałeś? - nie dowierzała Niepokalana.

- Tak. - opowiedział św. Piotr.

- Żołnierze Niezłomnymi i Aniołowie są dobrymi przyjaciółmi.

Jakie to piękne. - rzekła Maryja.

I tak Niezłomni zakończyli walką na ziemi, a misja czeka…

 

 

 

Rozdział VI

Czerwone mury, a ,,Solidarność”

 

 

W sierpniu 1980 roku Maryja stała w Bramie i patrzyła na Polskę ze łzami w oczach, które spadały na ziemię jak krople wiosennego deszczu. Ogromny smutek przebił Jej serce na wylot,

niczym cios zadany mieczem, a z serca wylewał się wodospad żalu. Czasem schylała głowę, zaczynając szlochać.

Witold z Mieczysławem oraz ich Aniołami dopracowywali szczegóły wślizgnięcia się do posterunku MO w Pułtusku, kiedy Ją zauważyli. Od razu zrozumieli, że chodzi o ich Ojczyznę.

- Matko, - zaczął starszy sierżant Dziemieszkiewicz. - coś pot-wornego się dzieje w naszej Ojczyźnie?

Madonna tylko pokiwała w odpowiedzi.

- Czerwone mury. - rzekł Witold i wskazał na niewidoczne dla ludzi grube twarde mury z sierpem oraz młotem.

- Jeśli nic się nie zmieni… - chciał jeszcze dopowiedzieć

- Oni już mocno niszczą tę ziemię. - przerwała mu Niepokalana.

I znów kilka łez spłynęło po Jej policzkach, spadając na Polskę błyszcząc niczym gwiazdy.

- A TO co?! - krzyknął nagle ,,Rój”.

- Co jest... co mówisz? - nic nie zrozumiał Jan, zielonooki Anioł o ciemnoblond włosach.

- Na murach pojawiły się jakieś dziwne szpary. - pokazał zdumio-

ny party Mazowsza.

- To nie szpary… - powiedział zdziwiony ochotnik. - To białe i zielone litery!

- Masz rację. - potwierdziła Maryja, ocierają łzy.

- Co… się… właściwie… tam… dzieje…? - spytał zszokowany Szymon.

W pewnej chwili kamienie na komunistycznej barierze zaczęły

się rozpadać, a olbrzymie dziury ułożyły się w jeden, ogromny napis. Wszyscy patrzyli na to z szeroko otwartymi oczami. Nikt nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. Oczom naszych bohaterów

ukazała się ,,Solidarność”. Iskra wolności wreszcie pojawiła się w

Polsce po '63 roku w Gdańsku wśród pracowników stoczni.

Witold doszedł do siebie i zwrócił się do przyjaciół:

- Chodźmy szybko do Łukasza. Mam pomysł, by połączyć misję z pomocą stoczniowcom.

- Jak konkretnie? - spytał zaciekawiony Mieczysław.

- Dowiesz się. - zapewnił go rotmistrz.

- Czekacie na zaproszenie? - już się niecierpliwił Jan.

- My też pomożemy, prawda ? - dopytywał Szymon.

- Lepiej się pospieszmy. - zasugerował ,,Rój'.

- Tak. Za Polskę! - krzyknął Pilecki.

- Za Polskę! - odpowiedzieli mu towarzysze.

Tak oto poszli kontynuować to, co zaczęli w 1939 roku – walkę o wolną Polskę. Pozostawili za sobą Maryję, która znów płakała.

Tym razem były to łzy radości, spływające po Jej szczęśliwym obliczu.

 

 

Rozdział VII

Nowa strategia

 

 

 

- Łukasz! Filip! - zawoła Witold, gdy zbliżył się z Szymonem do domostwa.

- Tak, o co chodzi? - spytał winowiec.

- W Polsce narodziła się ,,Solidarność”. - odpowiedział ochotnik.

- Myślałem, że ona była od zawsze. - wtrącił się Filip.

- Nie ta, robotnicy gdańscy strajkują i tak powstała ta ,,Solidar-ność”, o której mówi Witold. - wyjaśnił Mieczysław.

- No… Rozumiem, że masz konkretny plan połączenia misji z teoretyczną pomocą rodakom. Zgadza się? - odgadł pułkownik.

- Ze szczegółami nie, ale wstępny zarys owszem. - dodał ochot-nik.

- Czyli narada. - rzekł ,,Rój”.

- Dokładnie. - potwierdził.

- Filipie, Szymonie, Janie. - zwrócił się do Aniołów partyzant. - Czy mogli byście mi…

- Rozkaz. - zgodzili się wszyscy trzej na powiadomienie dowód-

ców.

- Następnym razem powiedzcie, że już znacie pytanie. - poprosił i

dodał. - Nie musicie odpowiadać na prośby jak na rozkaz. Poza tym ustaliliśmy, że nie mówimy tak już więcej. Teraz każdy jest przyjacielem.

- No dobrze. Kto do kogo idzie? - stawali się niecierpliwi.

- Filipie idź do kapitana Flamego i majora Kurasia. - zaczął rozdzielać tereny lasu Mieczysław. - Janie, ty pójdziesz po majora Szendzielarza i mojego brata. A Szymon uda się do kapitana Soj-

czyńskiego i majora Dekutowskiego. Ja zawołam majora Bernaciaka i porucznika ,,Uskoka” i sierżanta ,,Lalka”.

- Chwila, co powiedziałeś? - zdziwili się wszyscy trzej Anio-łowie.

- Cóż… ,,Uskok” postanowił, że ,,Lalek” będzie jego zastępcą. Część jego oddziałów postanowili do niego dołączyć, a że dzięki temu nasze działania mają większy zakres… - wyjaśnił ,,Pług”.

- Rozumiemy. Do zobaczenia. - odpowiedzieli Aniołowie.

- Eh… zapał. - westchnął Witold.

- Powodzenia z planowaniem. - pożegnał się Mieczysław.

- Dziękujemy! - krzyknęli za nim.

Po dłuższym czasie wszyscy byli już w domostwie : Witold, Łukasz, Henryk pseudonim ,,Bartek”, znany wśród mieszkańców Wisły jako ,,Król Podbeskidzia”, Józef ,,Ogień” vel ,,Król Pod-

karpacia”, Zygmunt ,,Łupaszka” - dowódca V Brygady Wileńskiej, Stanisław ,,Warszyc”, Hieronim ,,Zapora”, Marian ,,Orlik” - partyzant, Roman ,,Pogoda” - brat postrachu Komu-nistów na Mazowszu Zdzisław Brońki ,,Uskok” - dawny zastępca ,,Zapory” i Józef ,,Lalek” - ostatni Niezłomny.

- Mój pomysł jest taki. - zabrał głos Witold. - Aniołowie będą wspomagać stoczniowców, aby wytrzymali w swych postanowie-

niach. Kiedy zrobi się niebezpiecznie, dołączamy my. Ponieważ trzeba to pogodzić z misją, najlepiej wybrać z każdego oddziału kilkudziesięciu żołnierzy, którzy danego dnia będą z naszymi rodakami w czasie tłumienia strajku siłą.

- Dobrze zaplanowane działanie. - pochwalił pomysłodawcę Ro-man.

- A co miałeś na myśli, mówiąc ,,niebezpiecznie”? - spytał Józef Kuraś.

- Strajki tłumione przez MO, w najgorszym wypadku przez woj-sko. Na ziemi może jesteśmy martwi, ale nadal mamy obowią-

zek bronienia naszych rodaków. - wyjaśnił Pilecki.

- Całkowicie się zgadzam. - nie protestował ,,Warszyc”.

- Racja. Większość z was wie, do czego są zdolni. - potwierdził Zygmunt.

- To pozostaje jedno. - odezwał się Łukasz.

Wszyscy spojrzeli na niego. Cisza tworzyła narastające napięcie.

Każdy się zastanawiał i czekał na dalszą wypowiedź winowca.

,,Pług” również patrzył na swych przyjaciół. Śledził ich wzro-

kiem przez długie minuty. Może się spodziewał tej reakcji na pytani, które lada moment miał zadać, może nie. W końcu po długim milczeniu wypowiedział je :

- Czy akceptujemy plan Witolda?

Zdziwienie. Niezłomni patrzyli na siebie z niedowierzaniem.

Czy się przesłyszeliśmy? Czy on naprawdę to powiedział? Nikt nie wiedział, co powiedzieć. Tylko nasz Strażnik kiwał głową tak, jakby zrozumiał wszystko. To była jego pierwsza strategia zaplanowana nie dla nich, lecz dla Polaków. Pierwsza od momentu rozpoczęcia misji w 1963 roku, w roku ,,zwycięstwa” Komunistów nad Żołnierzami Niezłomni, Żołnierzami Nadziei.

 

 

Rozdział VIII

Opinie i rodzina

 

 

- Wiem. - odezwał się w końcu ,,Lalek”.

Wszyscy zwrócili się w jego stronę. Pilecki domyślał się, co chciał

powiedzieć sierżant Franczak.

- Co wiesz? - spytał kapitana Flame.

- To pierwszy pomysł, który ma pomóc Polakom, a nie nam. - wyjaśnił.

- Łukasz i Józef mają racje. - rzekł major Bernaciak.

- Takie plany wykonywaliśmy na ziemi, ale to jeszcze pierwszy, który mamy wykonać z Raju. - dodał cichociemny Dekutowski.

- Możecie to przedyskutować między sobą. - powiedział Witold.

- Jesteś tego pewien? - wszyscy obecni zadali to pytanie.

- Tak. Mogę wyjść i poczekać na zewnątrz. - zasugerował ochotnik.

- No dobrze. Tylko się zbytnio nie oddalaj. - poprosił ,,Pług”.

Witold zrobił tak, jak powiedział. Po wyjściu z domostwa, postanowił wspiąć się na pobliskiego buka. Kiedy wdrapał się na gruby konar, wiszący dwa metry nad ziemią, oparł się o pień drzewa i zamkną oczy. Wyobraźnią wrócił do rodzinnych Sukurcz,

do beztroskiego lata, jazdy konnej, zabaw z Andrzejkiem i Zosią,

spacerów z ukochaną Marią,…

- To już po naradzie? - pytanie ,,Roja” wyrwało go z jego wspomnień.

- Nie. Naradzają się. - wyjaśnił, schodząc z buku.

- Po co narada? - zdziwił się Jan.

- Ponieważ to pierwsza taka większa akcja dla naszych rodaków,

a nie jest częścią misji ,,Leśni Braci znów są bohaterami”.

- Rozumiem. Mam pytanie.

- Jakie? - zaciekawił się Pilecki.

- Jakim możliwym sposobem nie awansowano cię na majora?

Takiego pytania nasz strażnik się nie spodziewał. Rozwarł lekko

usta ze zdziwienia oraz szerzej otworzył oczy. Nie myślał o tym ani za życia ziemskiego, ani teraz. W końcu znalazł odpowiedź.

- Kiedy walczyłem za Ojczyznę, nigdy nie myślałem o narodzie.

- Czyli… twoje odznaczenia i wyższe stopnie były dla ciebie ni-czym? - chciał się upewnić brat ,,Pogody”.

- Powiedzmy, że były dla mnie informacją, iż ktoś docenił moje działania.

- Witold! Chodź tu szybko! - zawołał kapitan Sojczyński.

- Idę! - zawołał do przyjaciela i rzekł do Mieczysława. - Do-kończymy rozmowę później.

- Dobrze, rozumiem. - zgodził się partyzan Mazowsza.

Rotmistrz truchtem pobiegł do domu, gdzie wszyscy tajemniczo się uśmiechali i patrzyli na niego.

- No i jaka decyzja? - spytał Witold, oczekując na odpowiedź. Jak wtedy, gdy czekał na zgodę majora Włodarkiewicza na udanie się do KL Auschwitz.

- Twój pomysł połączenia pomocy Polakom z naszą misją jest pierwszą dużą akcją od dawna. - rozpoczął pułkownik Ciepliński.

- Wymyślona przez ciebie strategia jest godna podziwu. Widać w niej wojskowe doświadczenie. - pochwalili ochotnika porucznicy Dziemieszkiewicz i Broński.

- Zaplanowałeś wszystko ze szczegółami. - ciągnęli majorzy Ku-raś, Szendzielarz, Bernaciak i Dekutowki.

- Decyzja jest taka… - zrobili dramatyczną pauzę kapitanowie Flame i Sojczyński.

Dla Witolda nie było to niczym nowym. Te same uczucia miał,

oczekując pozwolenia na udanie się do obozu, wiedza, że nie będzie odwrotu oraz zadanie, które musi być wykonane, jak należy.

- Akceptujemy go! - krzyknęli wszyscy zebrani.

- Dziękuję panom. - rzekł uradowany rotmistrz.

- Nie dziękuj nam, tylko sobie. - odezwał się sierżant Franczak.

- Witold! - usłyszeli głos Szymona.

- Jakie wieści z Polski dziś przynosisz? - spytał winowiec.

- Córka naszego pułkownika walczy o jego pamięć jako bohatera. - przekazał dobre nowiny Niezłomnym.

- Naprawdę? - niektórzy nie dowierzali.

- Szczera prawda. - potwierdził Anioł.

- Gratuluję dobrego wychowania pociech. - cieszył się Łukasz.

- Dziękuje. - odpowiedział Witold i dodał. - Szymonie proszę, tylko bez takich żartów.

- Ale ty jak najbardziej zasługujesz na wyższy stopień. - rzekł Stanisław.

- Może to was zdziwi, ale trochę zazdroszczę rotmistrzowi. - przyznał ,,Pług”.

- Czego? - spytali.

- Mnie nie było dane wychowywać Andrzejka. Pisałem mu gryp-sy z moją wolą i testamentem. - wyjaśnił winowiec.

- Aż tak źle nie miałeś. Ja swojego Marka widziałem w nocy, kiedy spał. Słowa nawet z nim nie zamieniłem. - wyznał ,,Lalek”.

- Cóż… Jeśli bliskie mam osoby opowiadały im o tym, jak wal-czyliśmy za Polskę w każdej możliwej formie walki, powinniśmy zrobić to samo i teraz. Dla naszych rodzin oraz innych. - powiedział stanowczo Witold.

- Racja. - zgodzili się zgromadzeni.

- Nowy plan przekażemy pozostałym jutro na apelu. Jest już póź-

no. Za Polskę!

- Za Polskę!

W ten sposób nasi strażnicy postanowili pomóc ,,Solidarności” tak, jak pomagali mieszkańcom swej Ojczyzny. Na czerwonym niebie zaczęły pojawiać się gwiazdy. Ich blask stawał się jaśniejszy z każdą minutą i z każdą minutą ich przybywało, jakby chciały dogonić zachodzące Słońce. Dowódcy rozeszli się w swoje strony. Tylko Witold i Łukasz stali w drzwiach, patrząc na zachód. A miłość pozwoliła im poczuć obecność swych rodzin.

 

 

Rozdział IX

1984 i spotkanie dwóch światów

 

 

W czasie realizowania strategii Pileckiego nasi bohaterowie spotkali się z kolejną formą prześladowania Chrystusa. Najbardziej cierpiał na tym ksiądz Jerzy Popiełuszko. Wszyscy Niezłomni zgodzili się, żeby ich Aniołowie pomogli Stróżom oprawców księdza do zmiany postępowania. Ale w tę noc, ciemną, zimną noc 19.10.1984 roku…

Święty Piotr stał przy Bramie i czekał na kolejne dusze, gdy nagle…

- Przepraszam, sytuacja krytyczna!! - krzykną pędzący Izaak, niechcący trącając Apostoła.

- Nic się nie stało. - rzekł ze zdziwieniem święty.

- Co tu się stało? - spytał inny ksiądz z Polski, przyszedł poroz-mawiać z pierwszym papieżem.

- Sam nie wiem, Stefanie. Ale z pewnością nic dobrego, skoro tak się spieszy. - odpowiedział.

Izaak biegł najszybciej jak mógł do domostwa. Kiedy tam dotarł, wpadł do salonu, gdzie znajdował się Witold, Hieronim i Tomasz.

- Co się stało? - spytał na widok zdyszanego, spoconego i czerwonego ze zmęczenia zaniepokojony przyjaciel po fachu.

- Komuniści… oni… księdza… porwali… - wyspał Izaak.

- Co powiedziałeś?!! - krzyknęli wszyscy trzej.

- Wracał z Bydgoszczy… dopadli go w drodze… z Szymonem i Andrzejem próbowaliśmy…pomóc mu... przepraszam. - dokoń-czył Anioł.

- To nie wasza wina. - pocieszał go ochotnik.

- Tomaszu, zajdź na ziemię i pomóż Polakom przez to przejść. - poprosił cichociemny.

- Tak jest. - odpowiedział i poszedł.

Izaakowi pocieszenia Witolda nie pomogły. Zaczął płakać. Tak bardzo czuł się winny. Pilecki z Dekutowskim podeszli do niego i przytulili go . Anioł wtulił się w nich, jednak i to nie pomogło.

- Aż tak boli? - spytał partyzan Lubelszczyzny.

- Tak. - odpowiedział.

- Ci-i. Będzie dobrze. Teraz ważna jest pomoc rodzinie księdza Popiełuszki i Polakom. On dawał im wiarę oraz nadzieję. Nie możemy pozwolić by nienawiść komunizmu je zniszczyła. To nie koniec. - rzekł Witold.

Na te słowa Izaak wziął głęboki oddech, otarł zły oraz poprosił o wodę.

- Proszę bardzo. - podał mu szklankę z wodą ,,Zapora”.

- Witoldzie… - chciał coś powiedzieć.

- Tak? - spytał.

- Czy w czasie konspiracji twoi ludzie mówili ci ,,tato”?

- Cóż… W czasie Powstania Warszawskiego niektórzy tak mi mówili. - odpowiedział skromnie.

W tej samej chwili usłyszeli pukanie do drzwi. ,,Zapora” poszedł otworzyć. Jednak nie spodziewał się tego, co zobaczył…

 

 

W międzyczasie major ,,Orlik” rozmawiał z Niepokalaną w sprawie strategii naszego strażnika.

- Nie powinienem się w takie sprawy mieszać, ale ciekawi mnie, czy ten talent Witold otrzymał od Boga? - zadał pytanie niepewnie Marian.

- Nie, on to zdobył. Co dostał, sam ci powie. - rzekła Maryja.

- Znając go… - westchnął Bernaciak. - Nie poda odpowiedzi tak szybko jakbym chciał.

- Mówił, że wszystko co uczynił było dla Polski i jego rodziny?

- Tak. Za każdym razem, kiedy ktoś zwracał się do niego ,,majo-

rze” lub ,,pułkowniku”.

- Ale on jest rotmistrzem, nie pułkownikiem. - zdziwiła się.

- To z powodu tego, co robi. Jego doświadczenie wprawiło w podziw nawet najlepiej doświadczonych…

,,Ojcze nasz, któryś jest w niebie,...” - słowa modlitwy przerwały nagle przerwały wypowiedź partyzanta.

- Gdzie jesteśmy? - spytał.

- W tej części Raju, gdzie żyje duchowieństwo. - opowiedziała Madonna, dodając z westchnieniem. - Za tymi drzwiami mieszka polskie duchowieństwo.

- Tylko polskie? - zdziwił się major Bernaciak, patrząc na wielkie, drewniane drzwi zakończone ostrym łukiem ze złotymi oraz srebrnymi wzorami kwiatów i znakami wiary.

- Taka prawda. - odezwał się bł. ksiądz Stefan Wincenty Freli-chowski.

- Szczęść Boże. Jestem major Marian Bernaciak pseudonim ,,Or-lik”. - przedstawił się Niezłomny.

- Szczęść Boże. Jestem…

- Wiem, kim ksiądz jest. Mój Anioł, Daniel, opowiadał o księdzu.

- Co ciebie tutaj sprowadza? Myślałam, że macie teraz modlitwę. - zadała pytanie Królowa Polski.

- Dzisiaj rozmawiałem ze św. Piotrem, kiedy Izaak przeleciał koło nas jak błyskawica. Nie przestaje o tym myśleć. - wyjaśnił.

,,Orlik” już miał coś powiedzieć, gdy nagle usłyszeli powi- tanie :

- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. - przywitał męczen-nika z Dachau rotmistrz, cichociemny oraz nowy ksiądz.

- Na wieki wieków amen. - odpowiedział bł. ks. Frelichowski.

- Nazywam się Jerzy Popiełuszko. - przedstawił się kapłan praw-dy.

- Stefan Wincenty Frelichowski.

- Jestem Antoni. - dodał swoje imię Anioł o ciemnobrązowych włosach i szmaragdowych oczach.

- Dlaczego tu przyśliście? - spytała Maryja.

- Ksiądz Popiełuszko trawił przypadkiem na leśną polane, więc zaproponowaliśmy mu chwilowy pobyt u nas. Poszliśmy zaraz po tym, jak się dowiedzieliśmy, że najkrótsza droga tutaj prowadzi

przez świerkowy bór. A skoro znaliśmy drogę i miło nam się rozmawiało przy herbacie… - wytłumaczył major Dekutowski.

- Stefan! Gdzieś ty znowu poszedł? - usłyszeli wołanie zza drzwiami.

- Przyjaciel z Dachau. - rzekł były więzień tego miejsca i dodał. - Zapraszam do nas.

- Właśnie rozpoczyna się dla mnie życie wieczne. - powiedział ks.

Jerzy. Odwrócił się jeszcze do Niezłomnych, by powiedzieć – Dziękuje za gościnę.

- Nie ma za co. - odpowiedzieli.

Księża pożegnali się z naszymi bohaterami i zniknęli za drzwiami.

- Co to był za DZIEŃ. - rzekł Hieronim.

- To prawda. - zgodził się Witold.

- Mogliby panowie mi o tym opowiedzieć? - poprosił Marian.

- Dobrze. - wspólnie udzielili odpowiedzi.

- Witoldzie, mogłabym zamienić z tobą słowo? - spytał Niepoka-

lana.

- Oczywiście. - wyraził zgodę.

,,Zapora”, ,,Orlik” i Daniel udali się w drogę powrotną do domostwa, zostawiając Maryję oraz Pileckiego za sobą.

- Marian powiedział, że nie za często mówisz o sobie.

- Prawda.

- Dlaczego? - zdziwiła się.

- Ma to jakieś znaczenie? - zadał pytanie ochotnik.

- Jesteście dla siebie kimś więcej niż dowódcami i podkomendny-

mi. Wy wszyscy jesteście przyjaciółmi. - odpowiedziała.

Witold przez dłuższą chwilę się zastanawiał się nad tymi słowami.

- Spróbuję znaleźć czas, by opowiedzieć mu coś o sobie. - zdecy-

dował.

- Dobry pomysł. Idź już. - rzekła Madonna, uśmiechając się.

Nasz strażnik po powrocie zaczął rozmawiać z ,,Orlikiem” o swym dawnym życiu. Wkrótce major zrozumiał dlaczego Witold rzadko o sobie mówił : jego skromność na to nie pozwalała.

Rozdział X

Powrót na karty historii

 

 

Z biegiem czasu misja przebiegała co raz bardziej płynnie. Blok komunistyczny rozpadł się, Polska niepodległość odzyskała, a pamięć Żołnierzy Niezłomnych wracała. Dokumenty oraz zdjęcia trafiały do rąk pracowników Instytutu Pamięci Narodowej. Dzięki pomocy wolontariuszy i ich wytrwałości bezimienne doły zostają znalezione. Witold z Łukaszem zgodzili się by wydać nowe zadanie.

Pewnego letniego dnia 2012 roku zwołali wszystkich na apel. Kiedy stawili się głos zabrał ,,Pług” :

- Koledzy! Nasza misja przebiega dużo łatwiej niż wcześniej. Te-raz nasi rodacy przywracają naszą pamięć, pisząc o nas książki i stopniowo odnajdują nasze bezimienne mogiły. Od teraz każdy schodzić na ziemię będziecie w jednym celu. - winowiec zawiesił głos.

Wszyscy czekali na dalsze rozkazy, napięcie rosło. Nagle usłyszeli to :

- W najbliższych dniach będziecie schodzić na polską ziemię, by towarzyszyć przy ekshumacjach. Ten, kogo już znaleźli, też bierze w tym udział. Na tego rodzaju wyprawy schodzicie w mniejszych grupach. Mają one zawierać 5-6 osób.

Powodzenia.

Po tych spotkaniu wszyscy udali się do siebie. Tylko dowódcy poszli wstąpić do domostwa.

- Rotmistrzu Pilecki. - odezwał się porucznik ,,Pogoda”.

- Słucham.

- Uważamy, że od teraz powinniśmy zdać się na twoje doświad-czenie. -rzekł major ,,Łupaszko”.

- Co przez to panowie rozumieją? - nie zrozumiał Pilecki.

- To znaczy, że nie będziemy już więcej z tobą przedyskutowywać najnowszych planów. - wyjaśnił ,,Zapora”.

- Mam być zarządcą?! - jeszcze bardziej się zdziwił.

- Pomogę ci. - zaproponował Łukasz.

- No tak, sam nim byłeś. - przypomniał sobie ,,Orlik”.

- Dobre wieści!!! - krzyknął Filip.

- Jakie? - spytali.

- Znaleźli Hieronima! - powiedział uradowany Anioł.

- Mnie? - nie wierzył cichociemny.

- Tak, CIEBIE. To zostało potwierdzone przez pracowników Ins-tytutu Pamięci Narodowej i twojego żołnierza. - opowiedział Anioł.

- Którego? - chciał wiedzieć ,,Zapora”.

- Marian Pawełczak ,,Morwa”. Oglądał film z profesorem IPN-u, na którym były pokazane twoje kości i twoich towarzyszy. - ciąg-

nął Filip.

- Jak mógł rozpoznać Hieronima po jego kościach? - zdziwił się ,,Ogień”.

- Cóż… Nie byłem takim tęgim chłopem jak oni, byłem kras-nalem. - wyjaśnił major.

Wszyscy zaczęli się. Hieronim może był mały, ale miał wielkie serce jak każdy jego przyjaciel.

- No, to gratulacje. - odezwał się w końcu Strażnik.

- Miło mi. Ale Witoldzie i tak chcę, abyś został zarządcą. - wrócił temat.

- Dobrze, postaram się was nie zawieść. Z pomocą Łukasza.- zgodził się ochotnik.

I tak przez najbliższych kilka lat ochotnik sam zarządzał misją. Dzięki radom ,,Pługa” szło mu to dobrze. W bardzo, bardzo krótkim czasie nawet sam pułkownik Ciepliński był pod wrażeniem jego zarządzania. W międzyczasie do Niezłomnych dochodził nowe wiadomości o miejscach pochówków m.in. ,,Inki”, Zygmunta i innych. Pewnego dnia Aniołowie przynieśli wieści o nowych stopniach wojskowych. Wszyscy żołnierze były zgodni, iż ,,Warszyc” zasłużył na stopień generała brygady, ,,Uskok” na stopień porucznika. Wiadomość, że Witold został pułkownikiem nikogo nie zdziwiła. Za to informacja o przyznaniu mu generał po odnalezieniu jego kości bardzo jego przyjaciół ucieszyła. Jednak Pilecki udawał, że nic o tym nie wie i cieszył się, iż pamięć wszystkich Niezłomnych wraca. Polaków tak poru-szyła ich historia, że napisali o Nich książki, nagrali piosenki, narysowali komiksy oraz opowiadają o ścieżkach Niezłomnych w szkołach. Nasz Strażnik był również bardzo dumny ze swych pociech. Kiedy tylko mógł schodził na ziemie, by uczestniczyć w przekazywaniu jego nauki innym przez Andrzeja oraz Zofię.

Zawsze po zakończonej pracy, przy szumie lasu nasi boha-terowie zasypiali, a echo powtarzało słowa niesione przez wiatr z Polskich lasów. Słowa, na które Oni i ich Aniołowie bardzo długo czekali. Czekali przez wiele lat na to :

 

Swoich żołnierzy wywołujesz dzisiaj POLSKO!

Stoją w szeregu, na ich czapkach Orzeł lśni.

Lalek, Rój, Uskok, Inka i całe Niezłomne Wojsko

Po Bogu pierwsza, poza Nim przed Tobą nikt.***

 

 

Rozdział XI

Misja Niezłomnych i nasza

 

 

24.04.2016 roku major ,,Łupaszka” od rana szukał swych żołnierzy. Szukał i wołał, szukał i wołał,… W końcu zdecydował, że porozmawia o tym z Witoldem. Udał się w stronę domostwa z nadzieją na odpowiedź. Gdy tylko się zbliżył do domostwa, zobaczył Witolda rozmawiającego z Szymonem oraz Wojciechem,

jego Aniołem o zielonobrązowych oczach i rudawych włosach.

- Dzień dobry wszystkim. - przywitał swych przyjaciół.

- Zygmunt! - zawołał Stróż dowódcy V Wileńskiej.

- Co ciebie tu sprowadza? - spytał Szymon.

- Szukam moich żołnierzy. - odpowiedział Szendzielarz i dodał. - Nie wysłałeś ich na ziemię z jakimś zadaniem?

- Nie. Ale... - zaczął Witold.

- O...o… - jęknęli Aniołowie. - Czy przez nas nie powiedziałeś?

- Nie. Ale wiem, gdzie są. - dokończył ochotnik.

- Gdzie? - chciał wiedzieć dowódca.

- W Polsce, Warszawie, na Powązkach. - odpowiedział.

- Całą Brygadą? Po co? - zdziwił się major.

- Nie powiedzieli ci? - nie wierzył Pilecki.

- Co mieli mi powiedzieć? - nadal nic nie rozumiał.

- Dziś po 65 latach zostaniesz uroczyście pochowany na Powąz-kach, koło twojej córki. - wyjaśnił z uśmiechem Strażnik.

- Słucham!??? Dzisiaj!??? Na prawdę!?!?!? - nie mógł uwierzyć.

- Pójdziemy obejrzeć? - zaproponował ochotnik.

- Chętnie. - zgodził się Zygmunt.

-My też. - dodali Aniołowie.

- Ruszajmy. - zakomendował Pilecki.

Doszli do bramy w momencie rozpoczęcia Mszy Świętej. Widok, jaki zobaczyli, zrobił na nich ogromne wrażenie. Na pogrzeb przybyło mnóstwo Warszawiaków, prezydent Andrzej Duda, minister obrony narodowej Antoni Macierewicz, rodzina ,,Łupaszki”, harcerze, żołnierze, grupy rekonstrukcyjne i wielu cywili.

- Wygląda na to, że wasza pamięć wróciła na dobre. - rzekł Woj-ciech.

- Hej czy to nie podporucznik ,,Żelazny”? - Szymon wskazał Zbigniewa Badochę.

- Tak, to on. A tam ,,Inka”, ,,Bury” i cała V Brygada Wileńska. - odpowiedział major.

- … mianuję majora Zygmunta Szendzielarza ,,Łupaszkę” na sto-pień pułkownika… - dobiegły ich słowa pana ministra.

- Gratuluję. - zwrócił się do przyjaciela pułkownik Pilecki.

- Nie obraź się, ale chcę byś jak najszybciej został generałem, - rzekł nowy pułkownik w lekkim szoku.

- Dlaczego? - chciał poznać intencje ,,Łupaszki” ochotnik.

- Może się zdarzyć sytuacja, w której rozmawiamy między sobą, przyjdzie jeden z naszych, zwróci się do któregoś z nas ,,pułkow-

niku” i nie będziemy wiedzieć o kogo chodzi. - wytłumaczył Zyg-

munt.

Cała czwórka zaczęła się śmiać. Nagle usłyszeli piękną pieśń, której dwójka z nich nie słyszała od bardzo dawna :

 

Wiernie iść będziemy twoim śladem,

Bo ty jesteś z nami, z tobą Bóg.

Śmiało trwać będziemy pod kul gradem,

Aż wolności zabrzmi złoty róg.

 

- Co to jest? - spytał Witold.

- To Hymn V Brygady Wileńskiej. - odpowiedział wzruszony jej dowódca.

W tym samym czasie na ziemi jej żołnierze stanęli na bacz-ność, gdy tylko usłyszeli pierwsze słowa swej pieśni.

- Jakie to piękne. - powiedziała z zachwytem Danka.

- Zgadzam się. - potwierdził Zbigniew.

Po Mszy doczesne szczątki zostały wyniesione z Kościoła i przeniesione do przygotowanego grobu. W czasie marszu Polacy krzyczeli ,,Cześć i chwała BOHATEROM!!”, ,,NSZ - Narodowe Siły Zbrojne!!”, ,,Raz sierpem raz młotem czerwoną hołotę!!” itd.

- Co się teraz stanie? - zadali pytanie Aniołowie.

- Teraz odbędzie się uroczyste złożenie trumny. - wyjaśnił ochotnik.

- Zacznie się to lada moment. - dodał partyzant, pokazując zbiera-

jących się przy grobie ludzi.

Wszyscy wiedzieli, że obchody niedługo dobiegną końca. Zanim jednak to nastąpi nowe pokolenie przygotowało dla żołnierza Wileńszczyzny jeszcze jedną niespodziankę.

- Trzeba przyznać, postarali się z twoim grobem. - powiedział Szymon na widok pięknego grobu z płaskorzeźbą pułkownika.

- Racja. - potwierdził właściciel.

- ...przynosimy Tobie ziemię z rodzinnego Stryjkowa oraz ziemię z Wilna. Niech przypominają Tobie szczęśliwe chwile. - usłyszeli.

Dla ,,Łupaszki” było tego wszystkiego już za wiele. Łzy szczęścia i dumny napływały mu do oczu, które starał się wycierać jak najbardziej dyskretnie. Witold dostrzegł to. Położył swoją rękę na ramieniu przyjaciela i rzekł :

- Rozumiem twoje uczucia. Mnie też brakuje spokojnych chwil w Sukurczach.

- Dziękuje. - podziękował za wsparcie.

- Wracają. - zauważył Wojciech.

- Mam prośbę. Moglibyście wszystkich zwołać? - poprosił ochot-

nik.

- Oczywiście. - odpowiedzieli.

Pułkownik Pilecki udał się truchtem do domostwa, by przygotować ostatni rozkaz. Nikomu o tym nie powiedział. Uważał, iż wyda go przed zbliżającymi się miesięcznymi wakacjami, na które wszyscy zasłużyli.

- Major ,,Łupaszko”! - zawołał podporucznik Romuald Rajs ps.

,,Bury”, dowódca II szwadronu V Brygady.

- Dlaczego dowódca nie dowiaduje się od swoich żołnierzy o swoim pogrzebie? - zadał pytanie Zygmunt, patrząc surowo na swych ludzi.

- Przepraszamy. Chcieliśmy Panu Komendantowi opowiedzieć o tym z perspektywy ziemskiej. To miała być niespodzianka. - wyjaśniała ,,Inka”.

- Rozumiem, że podporucznik ,,Żelazny” potwierdza słowa swej sanitariuszki? - spojrzał na dowódcę plutonu IV szwadronu.

- Tak jest, Panie Majorze. - odpowiedział Zdzisław.

- Dwie sprawy. - zaczął Szendzielarz. - Pierwsza : proszę zacząć się przyzwyczajać do nowej sytuacji, w której mam wyższy stopień. Druga : …

Przewał wypowiedź, by sprawdzić, czy wszyscy uważnie słuchają.

Gdy miał pewność, kontynuował :

- Następnym razem idziemy na pogrzeb jednego z naszych WSZYSCY RAZEM. I nie chcę słyszeć, że brakuje tej szczęśliwej

osoby. Zrozumiano?

- Tak jest, Panie Pułkowniku! - krzyknęli żołnierze.

- No… To teraz zbierzcie pozostałych przyjaciół. Pułkownik Pi-lecki ma coś do obwieszczenia.

- Robi się.

Kiedy zmrok zaczynał spowijać leśną polanę, wszyscy Niezłomni się na niej znaleźli. Każdy się zastanawiał, co Witold ma do powiedzenia. Po dłuższej chwili pojawił się i on. Popatrzył na towarzyszy i zaczął wydawać ostatni rozkaz :

- Koledzy! Nasza pamięć jako tych, którzy walczyli o Polskę wol-

ną oraz suwerenną, powróciła. Mieliśmy jeszcze pilnować, aby ta pamięć nie wygasła. Jednak ostatnie wydarzenia pokazują, iż nasi rodacy sami o to dbają. Obchodzą 1 marca, rocznice naszej śmierci i uczestniczą w pogrzebach. Zatem dziękuje wam za waszą ciężką pracę oraz trud włożony w każde zadanie. Misja, którą powierzyła nam nasza Matka, została zakończona. Od teraz będziemy schodzić na polską ziemię w dniu naszej pamięci i pogrzebu. W tej chwili oraz przez następne dni możemy się cieszyć zasłużonym życiem wiecznym.

To przemówienie ucieszyło wszystkich Niezłomnych. Wiedza, że znów są bohaterami, że my, ich rodacy, dbamy najlepiej jak możemy o nią dodawała im więcej wiary w świetlaną przyszłość umiłowanej Ojczyzny.

Na zakończenie pułkownik Witold Pilecki, ochotnik do KL Auschwitz, Strażnik Pamięci Żołnierzy Niezłomnych z Raju wydał ostatnie polecenie :

- Pamiętajcie. Nie wolno nam siadać na laurach. Musimy pomóc Polakom w chwili potrzeby. Gdy znowu pojawi się zagrożenie, mamy obowiązek być z nimi i wspierać ich. Niech żyje Polska!

- Niech żyje Polska! Niech żyje Polska!! Niech żyje Polska!!! - odpowiedziały mu tysiące głosów.

I tak zakończyła się misja Żołnierzy Niezłomnych. Po tym apelu Księżyc zaczął świecić na pięknym, nocnym niebie. Woda strumienia zaczęła szumieć w rytmie pięknej melodii, którą wiatr przyniósł z Polski, a echo lasu powtórzy jej słowa :

 

Lecz póki biło serce

Tą pieśnią grało zaklętą

Że nie zginęłaś, że żyjesz

Że będziesz Niepodległa!

 

Ty dziś nie stawiaj dla Nich

Zimnych pomników ze stali

Wybuduj im pomnik z prawdy

Bo Tobie życie oddali!****

 

 

 

Teraz my powinniśmy zadbać o pamięć tych, którzy zostali zmienieni w zdrajców za swe ideały, wartości i marzenia o wolnej, suwerennej Polsce ukochaną przez cały naród. Nie po to zwykli ludzie, wierny złożenie przysiędze oddali swe życie, byśmy teraz je utracili po raz piąty. Pamiętajmy, że są wartości ważniejsze niż samo życie. Tymi wartościami są : BÓG, HONOR, OJCZYZNA.

* Forteca ,,A ty żołnierzu”

** Forteca ,,List”

*** Panny Wyklęte ,,Noc”

**** Forteca ,,Pomnik z prawdy”