Dzięki Bogu – żyjemy!

ks. Rafał Skitek

|

MGN 10/2016

publikacja 20.11.2017 14:55

Pękające ściany, przesuwające się meble, odpadające kaloryfery, otwierające się okna, sufit walący się na głowę. Trzęsienie ziemi.

W ciągu 154 sekund  zginęło prawie 300 osób.  Ziemia zatrzęsła się nad ranem,  o 3.36, gdy wszyscy spali.  Ksiądz Krzysztof Kozłowski, który pracuje w Accumoli, cudem ocalał.  W mieszkaniu obok zginęła  cała rodzina W ciągu 154 sekund zginęło prawie 300 osób. Ziemia zatrzęsła się nad ranem, o 3.36, gdy wszyscy spali. Ksiądz Krzysztof Kozłowski, który pracuje w Accumoli, cudem ocalał. W mieszkaniu obok zginęła cała rodzina
ks. Rafał Skitek /foto gość

Dwie i pół minuty trwało trzęsienie ziemi, które 24 sierpnia nawiedziło centrum Włoch. Mieszkańcy zniszczonych miejscowości mówią, że to strasznie długo. Można się spierać, czy dwie minuty to długo, czy krótko. Gdy chorujemy – czego nikomu nie życzę – jedna minuta wydaje się wiecznością. Ale kiedy gramy w piłkę, zwykle dziwimy się, że czas tak szybko mija. A co wtedy, gdy zatrzęsie się ziemia?

Huk, uderzenie, trzask

W Accumoli, gdzie pracuje pochodzący z Pszczyny ksiądz Krzysztof Kozłowski, mieszka Stefano. Zdarzyło mu się już odczuwać drgania ziemi – zarówno w 1997, jak i 2009 roku. Wtedy ziemia zadrżała mocno w Asyżu i L’Aquili. Jednak tak silnych i długich wstrząsów Stefano nie pamięta. W 154 sekundy zdążył obudzić swoją żonę, zabrać dzieci, zejść z drugiego piętra, otworzyć furtkę, wyjść na zewnątrz, a wstrząsy jeszcze nie ustały. Tamtej tragicznej nocy usłyszał potężny, głośny huk; silne uderzenia i trzaski raz z lewej, raz z prawej strony. Jego dom przesuwał się o ok. 30 cm. Trudno to sobie wyobrazić. Mimo że Stefano mówi o tragedii drżącym, łamiącym się głosem, jest bardzo szczęśliwy, bo jego rodzina przeżyła.

Zabójcze dwie i pół minuty

W tym czasie życie straciło prawie 300 osób, a klika tysięcy zostało rannych i poszkodowanych. Część z nich mieszka teraz w specjalnych obozach albo hotelach. Wkrótce przeniosą się do powstającej wioski. Większość straciła dorobek życia: mieszkania, dom, pracę. Wielu utraciło także swoich bliskich. Najgorsze jest chyba to, że wstrząsy pojawiły się w nocy, kiedy wszyscy spali. Zegar wskazywał 3.36. – To była najgorsza noc w moim życiu – wspomina ks. Kozłowski. – Pamiętam potężny huk, dużo pyłu i hałas. Gdy otwarłem drzwi mojego pokoju, zobaczyłem, że wszystko jest zburzone. Po chwili zauważyłem, że pękają ściany, meble się przesuwają, odpadają kaloryfery, okna się otwierają, a na głowę wali się sufit. Powoli zacząłem sobie zdawać sprawę, że to chyba trzęsienie ziemi.

Dziękują, że żyją

Nie uwierzycie, ale ks. Kozłowski opiekuje się aż 18 kościołami. W Polsce to nie do pomyślenia! Zwykle przyzwyczajeni jesteśmy do widoku wielu księży w parafiach. Ale zaledwie 120 km od Rzymu są rejony, gdzie brakuje kapłanów. Przy jednym z kościołów należących do parafii księdza z Pszczyny mieszka Luigina Vidoni, starsza, bardzo pogodna i życzliwa kobieta. Dużo się modli i pięknie śpiewa. Kiedy dowiedziała się o śmierci czteroosobowej rodziny – sąsiadów proboszcza – była przekonana, że on też nie żyje. Dzwonnica kościoła św. Franciszka tak nieszczęśliwie bowiem zawaliła się na jeden z budynków, że mieszkający w nim rodzice razem z dziećmi prawdopodobnie zginęli na miejscu. Dom Luiginy jest tak zniszczony, że starsza pani nie może tam teraz zamieszkać. Nie przeniosła się jednak do specjalnego obozu dla poszkodowanych. Zamieszkała w niewielkiej altanie w swoim ogrodzie. Przed trzęsieniem ziemi ze swego popękanego dziś domu spoglądała na kwitnące tu kwiaty, przychodziła zrywać owoce i warzywa. Luigina nie narzeka. Cieszy się, że żyje, i dziękuje Bogu za ocalenie księdza Krzysztofa.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.