Niedziela, 24 lipca, 2016r

publikacja 24.07.2016 14:00

Niedziela, 24 lipca, 2016r

Hau, Przyjaciele!

Oj, coś mam przeczucie, że szykują się dla mnie trudne, ale też pracowite dni. Kuba już jest w Krakowie, Paulina też tam wnet dojedzie, a rodzice od czwartku do niedzieli będą wyjeżdżali na wiele godzin. Więc kto staje się odpowiedzialny za cały dom? Oczywiście ja, pies ochroniarz. Nie obrażam się, że mnie nie zabierają, tylko mobilizuję siły do wypełnienia misji. Dlatego zaostrzył  mi się apetyt i staram się dużo spać, bo potem będą tylko drzemki. Niestety, coś się dzisiaj takiego wydarzyło, że o spokojnym śnie nie było mowy. Po spotkaniu z mariankami Paulina wpadła jak burza do domu, gwizdnęła na mnie i już pędziła na pola. Ja truchcikiem za nią i słyszę, że wciąż dzwoni jej komórka. Ale dziewczynie łzy lecą, więc nie odbiera telefonu. Serce mi się kroiło, bo nie potrafiłam pomóc. Nagle słyszę krzyk, a to Jadzia pędzi w naszą stronę na rowerze i coś krzyczy. Ucieczka nie miała sensu. Stanęłyśmy, obie nieufne i jakoś wrogo nastawione, chociaż ja nie znałam przyczyny. Rety, ile tam padło słów przeprosin. Coś bardzo złego musiała dzisiaj powiedzieć Jadzia. „Poszłam nawet do księdza Wojtka, przyznałam się, co narobiłam. Kazał przez dwa tygodnie powtarzać słowa psalmu: „Postaw, Panie, straż przy moich ustach i wartę przy bramie warg moich”.  No i ja będę tej straży i warty bardzo pilnowała, tylko mi przebacz!” Teraz już obie płakały, a jednocześnie się śmiały. Więc zostawiłam rozhisteryzowane nastolatki, a sama zajęłam się węszeniem nadzwyczajnie ciekawych śladów. Cześć. Astra