Gra w kamienie

Piotr Sacha

|

MGN 02/2016

publikacja 13.04.2016 12:19

Kamień musi wpaść do domu. Dlatego czterej gracze szybko… jak najszybciej poruszają… szczotkami. Muszą mieć silne ręce, celne oko i dobrą strategię.

Drużyny Śląskiego Klubu Curlingowego. Od lewej: Kretes i Marlex Team Drużyny Śląskiego Klubu Curlingowego. Od lewej: Kretes i Marlex Team
roman koszowski /foto gość

W curlingu (wymawia się „karling”) dom to tarcza o średnicy 370 centymetrów. Kamień – nie taki zwykły kamień – waży 20 kilogramów i można nim zakręcić dzięki specjalnej rączce. Szczotka natomiast służy nie do czyszczenia podłogi, tylko do szczotkowania lodu. Wszystko rozgrywa się na lodowej tafli… też specjalnej.

Szachy na lodzie

Partię wygrywa ten zespół, którego kamień znajdzie się najbliżej środka tarczy. Żeby tak się stało, potrzebne są silne ręce, celne oko i dobra strategia. – Ta gra przypomina szachy na lodzie – opowiadają zawodnicy Śląskiego Klubu Curlingowego. Marlex Team to aktualni mistrzowie Polski. Karol Kołodziej pierwszy podnosi żółty kamień. Gra na pozycji otwierającego, a to oznacza, że to właśnie on – lub „otwierający” z przeciwnej drużyny – rozpoczyna każdą partię. Po drugiej stronie toru staje kapitan, Tomasz Zioło. Decyduje o rodzaju zagrania. Karol odpycha się nogą od belki i sunie po lodzie. Wypuszcza kamień, który za chwilę zamieni się w strażnika strzegącego domu. Dwaj pozostali zawodnicy stoją w pogotowiu ze szczotkami w rękach. – Czyść! – krzyczy kapitan, bo kamień porusza się po torze zbyt wolno. Konrad i Michał wchodzą do akcji. Szczotkują, ile sił. Dzięki temu zwiększa się temperatura lodu i kamień dociera w miejsce, które wskazał kapitan.

Ważny młot

Podczas takiej akcji, która trwa zaledwie 20 sekund, naprawdę dzieje się sporo. Kolejny ruch należy do przeciwnika. I tak na zmianę. Podobnie jak w szachach. Co zrobić? – głowi się kapitan w połowie jednej partii, czyli przed piątą serią rzutów. Postawić swojego strażnika, wybić kamień rywala, a może wprowadzić własny kamień do domu? – Staramy się przewidzieć ruch przeciwnika – mówi Tomasz Zioło. – Najlepiej zagrać tak, żeby w kolejnym posunięciu zrobił to, co my chcemy – dodaje. – Ale nad taktyką pracuje się latami – dopowiada Michał Kozioł. – Nieraz przegrywaliśmy dosłownie jednym kamieniem w samej końcówce meczu. A po ostatnim zagraniu wygrywaliśmy trzema – uśmiecha się Michał, „dwójka” w drużynie. – To chyba jedyny sport na świecie, gdzie drużyna celowo nie wygrywa którejś partii – dorzuca Konrad Stych, grający na pozycji „czwartego”. – Bo warto mieć ostatni kamień, zwany hammerem, czyli po polsku młotem. A prawo do niego mają ci, którzy w poprzedniej partii nie zdobyli punktów – wyjaśnia Karol Kołodziej.

Wygrana o włos

W curlingu przydaje się znajomość… fizyki. Zawodnicy muszą na przykład wiedzieć, pod jakim kątem odbije się kamień od kamienia, żeby dotarł we wskazane miejsce. Szczotkami zmniejszają tarcie na tafli lodu. Czasem też zamiatają nimi linię ślizgu. – Nawet jeden włos może zmienić kierunek kamienia – zaznacza kapitan. – Na 40-metrowym torze naprawdę jest co szczotkować. Podczas jednego meczu w sumie robimy kilkukilometrową wędrówkę – uśmiecha się „drugi”. – Czy to doświadczenie z toru przydaje się przy domowych porządkach? – pytam. – Oddzielam sport od życia codziennego – śmieje się zawodnik. – Czasem ktoś żartuje, że rzucamy czajnikami albo że gramy w kręgle na lodzie. Ale ten sport z kręglami nie ma nic wspólnego – dodają mistrzowie Polski i reprezentanci kraju. – Curling to przecież dyscyplina olimpijska.

Curlingowa przyjaźń

– Nigdy nie cieszymy się ze złych zagrań przeciwnika. To duch curlingu – mówi Michał Kozioł. – Przed meczem i po meczu zawsze podajemy sobie ręce. A zwycięzca czasem nawet kupuje poczęstunek dla przegranego – dodaje. – Sędzia właściwie nie ma za dużo pracy. Zawodnicy sami przyznają się do błędów. To u nas normalne – wyjaśnia kapitan Marlex Team. Czasem tylko arbiter pojawia się z przyrządem podobnym do cyrkla. Mierzy, który kamień jest najbliżej środka domu. W curlingu jest jeszcze coś, czego prawie nie spotyka się w innych konkurencjach. Zdarza się, że drużyna, która ma niewielkie szanse na odrobienie strat, przerywa mecz i ściska dłonie rywalom. To koniec. – Nie! Nie poddajemy się! – zaznaczają curlerzy. – My tylko uznajemy wyższość przeciwnika.

Początki curlingu

Gdy Pieter Bruegel malował w 1565 roku „Zimowy pejzaż z łyżwiarzami i pułapką na ptaki”, do pierwszej zimowej olimpiady pozostało jeszcze… 359 lat. Na obrazie widać ślizgających się na zamarzniętej rzece mieszkańców wioski. Jedni na łyżwach, inni bez. W dolnej części obrazu można dostrzec zabawę z nieco dziwnymi kamieniami. To właśnie curling! – dziś dyscyplina olimpijska. W czasach Pietera Bruegla była to raczej zabawa niż sport. Pierwszy curlingowy klub powstał w Szkocji w 1668 roku. Zresztą słowo „curling” wywodzi się od szkockiego słowa „curr” oznaczającego mruczący gwar. Podobny dźwięk wydawały kamienie szorujące po zamarzniętej wodzie. Dziś najchętniej w curling grają Kanadyjczycy. W tym kraju mniej więcej tylu zawodników wypuszcza kamień na lód, ilu w Polsce kopie piłkę w klubach.

Pole gry

Gra toczy się na lodowym torze długości około 45 metrów i szerokości 5 metrów. Na jego końcach namalowane są tarcze, zwane domami. Pośrodku każdego z domów krzyżują się dwie linie, dzielące go na ćwiartki. Zawodnik odpycha się nogą od belki po jednej stronie toru. Po kilku metrach ślizgu wypuszcza kamień sunący w stronę tarczy znajdującej się po drugiej stronie. Powierzchnia lodu powinna być jak najbardziej płaska. Przed grą dodatkowo spryskuje się ją czystą wodą.

Podstawowe zasady

W grze biorą udział dwie 4-osobowe drużyny. Każdy z zawodników wypuszcza dwa granitowe kamienie w każdej z partii, nazywanej endem. Żaden z nich nie może dotknąć kamienia podczas ślizgu. Można jedynie szczotkować powierzchnię lodu. Wygrywa ten zespół, którego kamień po wszystkich rzutach znajdzie się najbliżej środka domu. Za każdy kamień znajdujący się bliżej centrum niż pierwszy z kamieni rywala drużyna dostaje punkt. Kiedy wszystkie kamienie zostaną wykorzystane, oblicza się liczbę zdobytych punktów i rozpoczyna kolejny end z domu po przeciwnej stronie. Cały mecz liczy najczęściej 10 endów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.