Zatrzymane chwile

Piotr Sacha

|

MGN 02/2016

publikacja 13.04.2016 12:12

Od stodoły na płytce do słonia w telefonie… Od portretu w ramie do selfie w internecie. Ale historia!

Zatrzymane chwile Boulevard du Temple. Autor fotografii ustawił dziesięciominutowy czas naświetlania. A to sprawiło, że ani po pojazdach, ani po spacerujących ludziach nie pozostał ślad. wikimedia

Jedna z moich ulubionych książek – gruba jak dwie cegły, a w niej… niewiele liter. Litery układają się we francuskie słowa, a ja… nie znam francuskiego. Gdy dostrzegłem tę książkę w sklepiku Biblioteki Narodowej w Paryżu, wiedziałem, że muszę przywieźć ją do Polski. Kilka tysięcy fotografii układa się w niej w opowieść o wydarzeniach na świecie w ciągu minionych stu lat. Zdjęcia mówią! Od wykonania pierwszego w historii zdjęcia (fotograf ustawił w oknie swojego domu dziwne urządzenie) do wykonania mojego ostatniego zdjęcia (stoję przed oknem z komórką) minęło już 190 lat. W tym czasie w fotografowaniu zmieniło się prawie wszystko i... nie zmieniło się prawie nic. Liczy się to, żeby zatrzymać chwilę. A później tę chwilę można umieścić w ramce…

Widok z okna

Dlaczego zdjęcie, na którym niewiele widać, jest takie słynne? Dlatego, że to pierwsze zdjęcie w historii. Francuski wynalazca Joseph Nicéphore Niépce robił je przez wiele godzin. Był rok 1826. Do tej pory widoki z okna można było sobie co najwyżej namalować. Aż tu któregoś dnia na metalowej płytce o wymiarach 20,3 cm na 16,5 cm taki widok stworzyło światło słoneczne. Spadzisty dach stodoły, a za nim drzewo i pola – jak malowane. Pokryte substancją światłoczułą podłoże pan Niépce umieścił w urządzeniu nazywanym camera obscura. To pudełko, poczernione wewnątrz, z małym otworkiem w ściance. Promienie światła wpadają do środka i tworzą na przeciwległej ścianie odwrócony obraz.

Pierwszy człowiek

Na tym zdjęciu, wykonanym w 1839 roku, widać już całkiem sporo. Nie każdy jednak od razu dostrzega to, co najciekawsze. Boulevard du Temple w Paryżu to całkiem ruchliwa ulica. A na fotografii jakoś pusto... Autor ustawił dziesięciominutowy czas naświetlania. To sprawiło, że ani po pojazdach, ani po spacerujących ludziach nie pozostał ślad. Na zdjęciu widać to, co nieruchome. Tylko jeden mężczyzna przystanął, żeby wyczyścić buty. Stoi w lewym dolnym rogu. Być może to pierwszy sfotografowany żywy człowiek w historii. Zdjęcie jest dziełem pana Daguerreʼa. Stąd też wzięła się nazwa techniki fotografowania – dagerotypia. Żyjący w tamtych czasach ludzie zachwycili się nowym wynalazkiem, choć tworzenie odbitek było jeszcze wtedy niemożliwe. Można było jedynie zrobić sobie portret. Tylko malarze nie okazywali radości. „Co teraz z nami będzie? Czy ktoś jeszcze będzie chciał kupować obrazy?” – zastanawiali się niektórzy.

Kolorowa wstążka

Zagadka: Jaki to ptak?... To nie ptak, lecz wstążka. Tak wygląda pierwsze kolorowe zdjęcie z 1861 roku. Aby powstała fotografia kolorowej wstążki, Thomas Sutton zrobił trzy czarno-białe zdjęcia przez trzy filtry o podstawowych kolorach, kolejno przez czerwony, zielony i niebieski. Potem odpowiednio je połączył w jeden barwny obraz.

My robimy resztę

Rok 1888. Nareszcie! Pierwszy aparat dla każdego. Na tyle mały, że można go trzymać w rękach. Wystarczy przewinąć film jednym ruchem, pociągnąć za linkę, wcisnąć guzik i pstryk! Mało tego, aparat umożliwiał robienie całej serii zdjęć. Takie cudo to słynny kodak. „Ty wciskasz guzik. My zrobimy resztę” – brzmiało hasło reklamowe firmy. Panią fotograf Frances Benjamin Johnston szybko zainteresowała się grupka dziewcząt... a właściwie dziewczęta zainteresowały się nowym aparatem pani fotograf. Tamto zdjęcie nosi nawet tytuł: „Kodak wzbudził sensację”.

Leci zdjęcie

Aparat do fotografii błyskawicznej, czyli polaroid, bardzo ucieszył tych, którzy nie mieli w swoim domu ciemni i materiałów chemicznych potrzebnych do wywołania zdjęcia z negatywu. Wystarczyło nacisnąć przycisk, a niecałą minutę później z urządzenia wysuwało się zdjęcie! To w 1947 roku musiało robić ogromne wrażenie. Wtedy w Nowym Jorku Edwin H. Land zaprezentował swój wynalazek. Jeszcze 30 lat temu polaroid był prawdziwym hitem urodzin, wesel, przyjęć… Przegrał jednak z szybko rozpędzającą się techniką cyfrową.

Kosmos

To zdjęcie za każdym razem wywołuje ciarki na plecach oglądającego. 3 czerwca 1965 roku Edward White wyszedł ze statku Gemini 4 w otwartą przestrzeń kosmiczną. Co ciekawe, podczas 23-minutowego spaceru kosmonauta zgubił rękawicę, która przez kolejne lata była śmieciem kosmicznym. Zdjęcia Ziemi widzianej z kosmosu nie były już wtedy niczym nowym. Niedługo potem świat obiegły słynne zdjęcia z Księżyca.

Słoń w komórce

Słoń wędruje środkiem szosy w Tajlandii. Mija kolejne auta i ludzi wyciągających aparaty fotograficzne, tablety, smartfony… Po chwili każdy ma już kilka, a może kilkanaście fotek olbrzyma. Jeszcze rzut oka na wyświetlacz. Kilka zdjęć można skasować – nie wyszły najlepiej. Po powrocie do domu turyści nie biegną do zakładu fotograficznego z kliszą zdjęciową. Słoń wszedł na drogę w styczniu 2016 r., a nie w styczniu 1916 r. Początki fotografii cyfrowej sięgają dużo dalej niż pierwszy smartfon. Aparat cyfrowy powstał już w 1975 roku. Ale zupełnie nie przypominał tych dzisiejszych. Na przykład zdjęcia zapisywał w rozdzielczości tylko 0,01 megapiksela. I to na kasecie magnetycznej.

Z rąsi lub z kija

Tutaj nie zawsze liczy się jakość zdjęcia. Choć fotka, którą 12 stycznia zrobił tenisista Andy Murray, na pewno jest świetna. Selfie to zajęcie dla fotografów sprinterów. Pierwsza sekunda – smartfon w ręce. Druga – ustawienie się z kimś lub na tle czegoś. Trzecia – cyknięcie. Czwarta – efekt końcowy w internecie ogląda cały świat. Ważne, by z innymi podzielić się chwilą, a nie wspomnieniem, jak było dawniej. Bo przecież zdjęciowy autoportret znany był od początków istnienia fotografii.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.