Wszystko gra

Piotr Sacha

|

MGN 10/2015

publikacja 17.12.2015 10:15

Nisko dudni ogromna, ponadtrzymetrowa trombita góralska. Wibrują dźwięki pięciocentymetrowej drumli. Dom zamienia się w kopalnię dźwięków.

Tomasz Drozdek wśród swoich instrumentów Poniżej: Walizka wypełniona perkusjonaliami Tomasz Drozdek wśród swoich instrumentów Poniżej: Walizka wypełniona perkusjonaliami
HENRYK PRZONDZIONO /foto gość

W jego domu instrumenty są… wszędzie. Tomasz Drozdek ma ich ponad 300. – Kolekcjonuję brzmienia, a nie przedmioty – uśmiecha się muzyk. Ze swojej kolekcji potrafi wydobyć prawdziwe piękno.

Niespodzianka

Grał na instrumentach i jednocześnie opowiadał o nich podczas salezjańskiego spotkania młodych Campo Bosco 2015. „O, sześć fujarek” – zaszemrała publiczność, zaskoczona, gdy chwilę później pan Tomasz wymieniał: piszczałka postna, saksonet, fujara sałaśnikowa, bansuri, shakuhachi i kawal bułgarski. Wszyscy przekonali się, że choć z daleka instrumenty wyglądają podobnie, brzmią różnie. I pochodzą z różnych krajów. Pasja pana Tomasza zaczęła się od ukulele, czyli maleńkiej, czterostrunowej gitary. – Najpierw było ukulele, później lira korbowa, a później… lawina instrumentów – śmieje się kolekcjoner. Muzycznych zdobyczy szuka w sklepach lub na aukcjach. Czasem zdarza się prezent-niespodzianka. – Na przykład całkiem niedawno ktoś usłyszał mnie po raz pierwszy na koncercie – opowiada muzyk. – I postanowił oddać mi swoje indyjskie harmonium.

Organa, nie organy

Tomek Drozdek w szkole muzycznej uczył się gry na fortepianie. Ale tylko do szóstej klasy. Potem poszedł do zwykłej szkoły. Po studiach uczył w szkole języka angielskiego. Grał w kilku zespołach na instrumentach perkusyjnych. Między innymi muzykę ludową. – Byłem najmłodszy – wspomina. – Najstarsi koledzy mieli ponad 70 lat – uśmiecha się. Tak rodziła się pasja do ludowych instrumentów. – Zawsze chciałem robić w życiu coś wyjątkowego – mówi pan Tomasz. – Interesują mnie wyjątkowe instrumenty z różnych stron świata – wyjaśnia. Dźwięki z Afryki, z Indii, Afganistanu, Chin, Japonii, Australii… Lista ciągnie się i ciągnie. A pan Tomasz włącza instrument nazywany organa (nie mylić z organami). Cicho zaczyna chrobotać silniczek pompujący powietrze i już można usłyszeć piękny dźwięk. Z lirą korbową jest inaczej. Muzyk kręci korbą, doczepioną do koła. Koło trze o struny, podobnie jak smyczek skrzypiec. Z kolei tank drum powstał z… butli gazowej. Uderzenia palców wyciągają z niego bardzo łagodne dźwięki. – A to flet nosowy – pan Tomasz pokazuje mały drobiazg przypominający otwieracz do butelek.

Kopalnia dźwięków

I tak dom zamienia się w małą kopalnię dźwięków. Ich wydobycie nie jest łatwe. Tomasz Drozdek najpierw sam uczy się gry na każdym instrumencie. – Długo trwało na przykład poznawanie kowala bułgarskiego – opowiada. – Leżał sobie na moim biurku. Co jakiś czas próbowałem na nim grać, po czym odkładałem na dwa miesiące i… znów próbowałem – uśmiecha się pan Tomasz. – Talent mam od Pana Boga – mówi. – I wszystko, co zagram, Jemu oddaję – dopowiada. Niedawno podczas adoracji w kościele zagrał na lirze korbowej pieśń „Przed tak wielkim sakramentem”. Na ręce nosi opaskę z napisem „I am second” („Jestem drugi”). W nagraniach słychać, kto jest na pierwszym miejscu. W staropolskiej pieśni śpiewa: „Wszystka moja nadzieja u Boga mojego”. W innym utworze szepcze tekst „Ojcze nasz” w języku aramejskim. W kolejnym w 13 minut opowiada 40 instrumentami o św. Janie Pawle II.

Z kapsli lub orzecha

Człowiek orkiestra – to najlepsze określenie tego, co Tomasz Drozdek robi pod szyldem T.ETNO. Jak samemu zagrać na kilku instrumentach jednocześnie? Wystarczy looper. To urządzenie, które zapamiętuje zagrany fragment, a później go powtarza. Teraz muzyk może wziąć kolejny instrument. Zagrać, zapisać i wziąć kolejny. Warto posłuchać na www.tomaszdrozdek.info. Pan Tomasz nie tylko gra, ale tworzy też instrumenty perkusyjne z gliny. Prowadzi pokazy i warsztaty muzyczne. I potrafi zrobić grający instrument z… odpadków. – Przedmioty ciekawie gadają – opowiada. – Może trudno byłoby zagrać na skórce od banana – śmieje się. – Ale już ze słomki do picia może powstać niezła piszczałka, z rulonów tekturowych bębenki, z łupinek po orzechu grzechotka, a z kapsli tamburyn…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.