sobota, 19 września, 2015r.

publikacja 19.09.2015 16:00

Hau, Przyjaciele!

Nie udało mi się wepchać na zebranie marianek. Trwało długo, było chyba poważne, bo siedziałam pod oknem i nie usłyszałam śmiechu. Za to nagle w ogrodzie pojawili się ministranci z grabiami, taczkami, a zaraz potem dołączyły dziewczyny z miotłami. Sezon zmiatania liści rozpoczęty. Dla mnie to ukochany czas tarzania się w wielkich stosach, które młodzież tak pracowicie buduje. Potem mnie gonią, ja uciekam, no po prostu cieszę się, że ksiądz  dla mnie urządza takie radosne zabawy. Po obiedzie drzemałam obok altany, gdzie Kuba czytał lekturę i co chwilę ziewał. Nagle zawołał go  zza płotu mały chłopak, chyba nowy ministrant. Kuba z radością odłożył książkę, zaprosił młodszego kolegę. Mały wzdychał, nawet ja czułam, że coś mu siedzi na sercu. „Bo ja nie potrafię skończyć z mówieniem brzydkich słów. To mi samo wyskakuje, jakbym się czuł przez to starszy, pewniejszy siebie. Myślałem, że jak zostanę ministrantem, to mi będzie łatwiej, ale nic z tego. Chyba zrezygnuję ze służenia, zresztą, koledzy trochę się z tego śmieją.” Roześmiany Kuba spoważniał. „Nie bądź babą, nie analizuj, nie panikuj, tylko nieustannie się podnoś”. „A ty?”- zapytał chłopak. „Mam ten sam problem od lat, wyrazy wyskakują wbrew mej woli, szczególnie w szkole, no i trudno. Upada się po to, by się podnieść i iść dalej.” Co było dalej, nie wiem, ale właśnie wyczułam kota sąsiadów, który od kilku tygodni próbuje wejść na nasz teren podczas mojej obecności. A to hańba dla psa. Rzuciłam się więc na tyły ogrodu, a gdy wróciłam, chłopak uśmiechnięty zamykał furtkę i machał do Kuby, który zrezygnowany wziął książkę do ręki. Cześć. Astra