Czytanie do łez


Wasz 
Franek Fałszerz 


|

MGN 09/2015

publikacja 27.08.2015 10:57

Czytanie jest bardzo ważne i pożyteczne.
 Przekonał się o tym, na przykład, pewien młody literacki zapaleniec, który dał swoje „dzieło” do oceny sławnemu pisarzowi.

Czytanie do łez


– Powinien pan czytać, czytać, czytać, jak najwięcej czytać – poradził mu pisarz. – Ale dlaczego? – zdziwił się młody człowiek. – No bo jak pan będzie ciągle czytał, to pan nie będzie miał czasu na pisanie – usłyszał odpowiedź.
Ale warto czytać nie tylko po to, żeby nie pisać, bo jak ktoś dobrze pisze, to jednak czytać też powinien. Zwłaszcza że bez czytania raczej niewiele się będzie miało do napisania. Od czytania jednak może zależeć dużo więcej. Gdyby taki św. Ignacy Loyola, założyciel jezuitów, nie czytał, to strach pomyśleć, jak by skończył. Ale u niego widać, że jeszcze ważniejsze od tego, że się czyta, jest to, co się czyta. Bo on, gdy leżał chory, chciał czytać rycerskie romanse (takie tam, wiecie: „Kocham cię, pani mojego serca, azaliż mnie odtrącisz?”), ale w domu mieli tylko książki o Jezusie i o świętych. No to zaczął czytać to, co było – i to go przemieniło. Też zechciał być świętym – i został. 
Tak więc już wiemy, że czytanie jest ważne. Ale trudno, żebym jako Franek fałszerz zachwalał tylko czytanie – ja tu jestem od zachwalania malowania. No to sobie pomyślałem: Połączę jedno z drugim i wezmę do obróbki obraz o czytaniu. Wiem, że od oglądania się człowiek nie naczyta, ale za to się naogląda, a to też coś w głowie pozostawia. A zatem proszę bardzo – prezentuję obraz o czytaniu. W tym wypadku jest to czytanie „Cierpień młodego Wertera” – kiedyś bardzo sławnego dzieła Johanna Wolfganga von Goethego. Ileż łez niewieścich nad tą książką się polało! No, właściwie to nie wiem ile, ale musiało ich być bardzo dużo, bo ta książka to jeden z największych „wyciskaczy łez” świata. Rzecz polega na tym, że ten cały Werter nieszczęśliwie się zakochał i wszystko kończy się bardzo smutno. Goethe napisał to w 1774 roku, a płakali nad tym jeszcze wiek później.

Ten obraz jest zresztą tego dowodem, bo powstał w 1870 roku i przedstawia scenę współczesną malarzowi. 
Wystarczy popatrzeć na te panie. Wygląda na to, że wyszły do ogrodu, w romantyczną scenerię – i pogrążyły się w lekturze na amen. Ta, która czyta, jakoś się trzyma, ale chusteczka leży obok, gotowa w każdej chwili do użycia. Pozostałe panie słuchają (czyli można powiedzieć, że korzystają z audiobooka, no nie?) i też mają chusteczki. Jedna ze słuchaczek, ta nieco w głębi w środku obrazu, właśnie robi z chusteczki użytek. Ta z lewej, oparta o pień drzewa, wygląda, jakby właśnie mdlała. Pozostałe dwie wpatrują się w czytającą załzawionym i niewidzącym wzrokiem. Ich pozy wskazują na to, że zapomniały o całym świecie.
No – to się nazywa przykuć uwagę książką. Ale też Goethe to był artysta pióra, więc nic dziwnego, że jego książki tak bardzo zdobywały czytelników. A w tym wypadku głównie czytelniczki. 
Autor obrazu mógł to docenić, zwłaszcza że, tak jak Goethe, był Niemcem. Jego obrazy są często sentymentalne w nastroju, co też widać na tym malowidle. A na tym po prawej widać też (choć słabo) osiem fałszerstw. Które to macie szanse odnaleźć – czego Wam życzę.


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.