Roratnie skowronki

Agata Puścikowska

|

MGN 12/2014

publikacja 22.01.2015 10:38

Dla chcącego nic trudnego. Jeśli myślicie, że nie da się wstać na poranne Roraty, przeczytajcie ten tekst.

W parafii Matki Bożej Częstochowskiej Roraty odbywają się  od poniedziałku do soboty o godz. 6.30 W parafii Matki Bożej Częstochowskiej Roraty odbywają się od poniedziałku do soboty o godz. 6.30
grzegorz jakubowski dla „naszego Józefowa”

A gatka, Karolina, Adela i Ania Górki. Najstarsza ma 12 lat, najmłodsza 4. Łączy je to, że są siostrami. I wszystkie cztery nie wyobrażają sobie… Adwentu bez Rorat. I to porannych.

Ania w koszyczku

Razem z mamą Agnieszką i tatą Michałem chodzą na Roraty niemal od zawsze. Agatka i Karolinka po raz pierwszy uczestniczyły w Roratach jako sześciolatki. Adelka miała 4 latka, a Ania... – Ania chodzi z nami na Roraty... nie na nogach, ale na rękach. Od niemowlęcia – opowiada mama Agnieszka. – Pamiętam, gdy była maleńka, a na dworze było bardzo zimno, ubierałam ją w gruby kombinezon i wkładałam do specjalnego koszyczka. Miała tam tak cieplutko i dobrze, że… przesypiała całą Mszę świętą. Dziewczyn nie trzeba ani zmuszać, ani nawet namawiać na poranne wstawanie. Chociaż nie budzą się same. O pomoc proszą mamę, a mama prosi… budzik. Więc tuż przed szóstą w rodzinie Górków rozlega się dzwonek. Dziewczyny bez ociągania ubierają się szybko, jedzą śniadanie. I rodzinnym autem, całą rodziną, jadą do kościoła Matki Bożej Częstochowskiej w Józefowie. Piechotą byłoby trudno: parafia położona jest dość daleko od domu. Autem łatwiej pokonać poranne znużenie i... duży śnieg lub grudniowy mróz.

Światło w Józefowie

W józefowskiej parafii Roraty zaczynają się o 6.30. I codziennie, od poniedziałku do soboty, przychodzi na nie bardzo dużo osób: rodziny, samotne osoby starsze, dzieci. Przed rozpoczęciem Mszy św. dorośli czekają w ławkach, a dzieci ustawiają się przy bocznym wejściu. Siostry zakonne pomagają im zapalić lampiony i ustawiają w podwójny szereg. W kościele jest ciemno – jedynie lampiony oświetlają dzieciom drogę. Jako pierwsze, prowadzone za rączki, w uroczystej procesji idą maluchy. Bywa, że dwu- i trzyletnie. Potem coraz starsze dzieci. Niosą wszystkim Światło. – O jakie wspaniałe, roratnie skowroneczki! – cieszy się cichutko starsza pani, która od dziecka sama chodzi na Roraty. To będzie już pewnie i 60 lat... – Teraz podobno dzieci nie chcą chodzić do kościoła lub chodzą wieczorem, gdy się wyśpią. Jak te sowy. A nasze? Prawdziwe skowronki! Dzieci procesyjnie, w skupieniu, wchodzą główną nawą. Wszyscy śpiewają: „Niebiosa rosę, spuście nam z góry”… Za dziećmi idzie kilkunastu ministrantów i księża. Bywają dni, że i sześciu księży bierze udział w Roratach.

Roraty w intencji

– Uwielbiam nasze Roraty. To wyjątkowy czas, gdy się przygotowujemy na Boże Narodzenie – mówi Agatka Górka. – Bez Rorat nie wyobrażam sobie Adwentu i Wigilii – dodaje. – Najgorzej, gdy jesteśmy chore i nie możemy iść na poranną Mszę świętą. – To prawda! Dziewczyny jęczą i narzekają, gdy z powodu przeziębienia muszą zostać w domu – potwierdza pani Agnieszka. – Ja też zawsze jako dziecko chodziłam na Roraty. Tylko w mojej parafii odprawiane były... wieczorem. Musiałam więc przyzwyczaić się do Rorat porannych. Ale teraz widzę, że właśnie takie Roraty mają największy sens. – A my najbardziej lubimy, gdy słuchamy opowiadań „Małego Gościa Niedzielnego” i dostajemy naklejki ze świętymi. I fajnie też jest, gdy czasem po Mszy św. uda nam się wylosować szopkę lub figurkę Matki Bożej – opowiadają Karolinka i Adelka. – Wtedy bierzemy je do domu i wspólnie się modlimy. Zawsze mamy dużo intencji: za zdrowie rodziców, za naszą szkołę. W tym roku rodzina Górków ma jeszcze jedną wielką i wspaniałą intencję: o szczęśliwe narodziny brata Józefa.

Adwent w Zaciszu

Ksiądz Rafał Paździoch z parafii Świętej Rodziny na Zaciszu w Warszawie od kilku lat prowadzi Msze św. roratnie. Przychodzi na nie ponad setka dzieci. Najstarsi to gimnazjaliści. Rok temu najmłodszy był trzyletni Piotruś. Przychodził na Roraty z tatą. Zawsze dzielnie trzymał lampion niemal tak duży jak on sam. – Roraty to wielka rzecz! – mówi ks. Rafał. – Naprawdę warto spróbować chociaż raz. Gdy byłem mały, też chodziłem. To są wspomnienia na całe życie. Święta Narodzenia Pana Jezusa, po miesięcznym porannym wstawaniu, modlitwie, Eucharystii, są naprawdę wyjątkowe. Warto podjąć te wyrzeczenia: pobudkę i dyscyplinę poranną. Po takim Adwencie radośniej świętuje się Boże Narodzenie. Ksiądz Rafał pracował już w wielu parafiach. Również w takich, w których Roraty odbywają się wieczorem. – Być może czasem nie da się inaczej, ale moim zdaniem zawsze warto próbować – mówi. – Warto się wysilić.

Dzieciątko Jezus w rodzinach

Tradycja Kościoła to piękna sprawa: Msze św. roratnie zawsze odprawiane były rano. To przecież rano widać jutrzenkę. I to rano... jest poranna rosa. Zaczynając od poranka, ze światłem w dłoni, oświetlamy ciemności naszego życia. W parafii ks. Rafała prócz modlitwy jest też czas na poranne, roratnie radości. Raz w tygodniu po Mszy św. dzieci zapraszane są na śniadanko. Dostają kakao, herbatę, drożdżówkę. A na koniec Rorat księża organizują... urodziny Pana Jezusa. Parafia zamawia wielki tort, a dzieci otrzymują drobne upominki. – W tym roku byłem w Ziemi Świętej i specjalnie na Roraty kupiłem figurkę Dzieciątka Jezus. Identyczną kładzie się podczas Bożego Narodzenia w miejscu żłóbka w Betlejem. W tym roku nasze dzieci z Zacisza będą ją codziennie losować. I dzięki temu mały Jezus będzie pielgrzymował po naszych rodzinach.

Czekają od... października

Pan Marek Wojtaszek jest organistą parafii pw. św. Mikołaja w Maniowach. To malutka parafia, ok. 2 tys. osób. Dzieci też jest niewiele: w podstawówce uczy się ok. 300 uczniów. Na Roraty, zawsze poranne, regularnie przychodzi ok. 60 dzieci. Dzieci pana Marka podczas całego Adwentu wstają tuż przed szóstą. Czasem nawet razem z tatą uczestniczą najpierw w Godzinkach ku czci Matki Bożej, które rozpoczynają się już pięć po szóstej. A potem od 6.30, biorą udział w Roratach. – Dzieci są tak przyzwyczajone, że chyba nie mogłyby przeżyć Adwentu bez Rorat. Już pod koniec października zaczynają o nich mówić i przygotowywać lampiony – zapewnia tata. Po Mszy św. maniowskie ranne ptaszki idą do szkoły. Mają blisko. Niektóre po drodze wstępują jeszcze do domu na śniadanie. I nikt się jakoś nie spóźnia… – Bo jak się chce, to można i wstać, i przyjść. I nawet głośno śpiewać: „Archanioł Boży Gabriel!” – uśmiecha się pan Marek. – Trzeba tylko spróbować.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.