Ministranci wysokich lotów

Piotr Sacha

|

MGN 11/2014

publikacja 22.01.2015 10:01

Młodsi z pasją służą. A po służbie rozwijają pasje. Starsi wspólnie czytają Biblię. Najlepsi latają ultralekkim samolotem.

Służba Liturgiczna Ołtarza przy kościele Matki Bożej Szkaplerznej w Imielinie, czyli ministranci wysokich lotów Służba Liturgiczna Ołtarza przy kościele Matki Bożej Szkaplerznej w Imielinie, czyli ministranci wysokich lotów
Henryk Przondziono /FOTO GOŚĆ

T akiej nagrody nikt się nie spodziewał. Szóstka najlepszych ministrantów „za solidną służbę w wakacje” otrzy- mała od księdza bilety… na samolot. – 25 września lecieliśmy nad Katowicami ultralekkim, dwuosobowym samolotem. Na uszach mieliśmy słuchawki. I mogliśmy rozmawiać z pilotem podczas lotu – opowiada animator Rafał Szczęsny.

Lotnicy i naziemni

– Ten pomysł wpadł mi do głowy w czasie wakacji – wspomina ks. Piotr Lewandowski, opiekun ministrantów w parafii Matki Bożej Szkaplerznej w Imielinie. – Przechodziłem niedaleko katowickiego lotniska na Muchowcu, gdy ujrzałem popularne w naszej parafii nazwisko. Okazało się, że dziadek jednego z naszych ministrantów ma tam swoje samoloty. „Taki lot to byłoby coś” – pomyślałem o nagrodzie za służbę. – Przeżycie było nieziemskie – zapala się Rafał. – Widziałem swoją szkołę z wysokości 700 metrów – uśmiecha się. – Czułem się prawie jak pilot! Każdy z nas zaliczył taki krótki lot… zbyt krótki. Dwa dni później ministranci-lotnicy na zbiórce opowiadali ministrantom naziemnym o tajnikach latania. A o tym, kto prowadzi w punktacji, jakie są dyżury albo co ważnego zdarzy się w następnym tygodniu, przeczytali w „Buksie Imielińskim”, czyli swoim ministranckim informatorze. Dostają go co tydzień od księdza. Tam mają wszystko czarno na białym. Nikt nie może powiedzieć, że czegoś zapomniał, albo czegoś nie wie. Na przykład tego, że w środę o godz. 19 lektorzy stworzą krąg. O co chodzi?

Dla ciała i dla ducha

Lektorzy przychodzą do kościoła w każdą środę i rozmawiają o Ewangelii na niedzielę. Tak tworzą krąg, Krąg biblijny. – To przede wszystkim krąg lektorski, ale przychodzą też chłopcy i dziewczyny z KSM [Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży – przyp. red.] lub na przykład kandydaci do bierzmowania – opowiada animator Jonasz Knap. – Rozmawiamy na temat wybranego fragmentu Pisma Świętego. I próbujemy w tym słowie odnaleźć siebie. Czytamy też komentarze biblistów, czyli ludzi, którzy znają się na Piśmie Świętym – dodaje. – Kończymy wspólną modlitwą brewiarzową – dopowiada Rafał. Kilka razy w roku lektorzy wyjeżdżają razem z młodszymi ministrantami. – Nasze weekendowe wyjazdy nazywamy rekolekcjami, a nasz ksiądz wycieczką – żartują ministranci. – Wspólną modlitwę świetnie można łączyć z wypoczynkiem – przekonuje Jonasz, który co sobotę prowadzi spotkania formacyjne jednej z grup ministrantów.

Tańce i inne połamańce

Ponad pięćdziesiątka ministrantów w Imielinie to prawdziwa kuźnia talentów. Na służbie i po służbie. Dominik Spyra ma 11 lat, a od sześciu tańczy. – Walc angielski i walc wiedeński, samba, rumba, cha-cha, quickstep – wymienia kolejne style, które dobrze zna. – Ale najlepiej czuję się w jivie – zaznacza. – To najszybszy taniec. Wkładam w niego 150 procent siebie – mówi poważnie. Dominik tańczy w parze ze swoją rówieśniczką Laurą. – Nie wiem, czy zostanę zawodowym tancerzem. Na razie to dla mnie zabawa i mocny trening – dodaje. I przyznaje, że nie lubi piłki nożnej. – Chyba jestem jedynym takim ministrantem – śmieje się. – Mój sport to taniec. Marcel Zamolski trzy razy w tygodniu wychodzi na matę. Trenuje zapasy. Chodzi do piątej klasy. Na zawodach walczy w kategorii do 38 kilo. – Do zapasów namówił mnie inny ministrant – mówi Marcel. – Jeszcze nie rywalizowaliśmy między sobą – zaznacza. Z kolei Igor Makowski specjalizuje się w rowerowych sprintach. Na ostatnich zawodach ścigał się na 200 metrów. Zajął drugie miejsce. – Często kręcę kółka na boisku – mówi czwartoklasista. Tak trenuję. Czasem też wyjeżdżam na ulice – opowiada czwartoklasista. Na dwóch kółkach porusza się z prędkością 25 km/h.

Perkusiści i trębacze

Mateusz i Franek Borgielowie grają na perkusji. To coś więcej niż hobby. Bo uczą się tego instrumentu w szkole muzycznej. – Mamy w domu jedną perkusję – mówi 12-letni Mateusz. – I jakoś się nią dzielimy – śmieje się o trzy lata młodszy Franek. – Nasz trzyletni braciszek Tomek też już zaczyna interesować się bębnami – mówią. – A mamy jeszcze jednego brata i dwie siostry! Mateusz i Franek mogliby założyć ministranckie trio, gdyby dołączył do nich Krzysiek Kania – 11-letni trębacz. On też uczy się w szkole muzycznej, tylko w innym mieście. Cała trójka codziennie wraca do domu bardzo późno. – Kończymy lekcje około 19, więc w tygodniu nie możemy służyć w kościele. Dlatego dyżur mamy zawsze w sobotę – mówią bracia. – Ja służę w poniedziałki i czwartki. Bo tylko w te dwa dni mógłbym zdążyć na Mszę – dodaje Krzysiek. – Trąbka to trudny instrument. Trzeba mieć mocne płuca – dodaje jeszcze. Dobrze rozumieją go jego tata i siostra. Oni też grają na dęciakach. Tata na waltorni, siostra na klarnecie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.