Największe puzzle świata

Weronika Pomierna

|

MGN 09/2014

publikacja 22.01.2015 09:56

Nie pokonał go świdrak okrętowiec, ale lekki podmuch wiatru. Przez ponad 300 lat leżał zapomniany na dnie zatoki.

Od 1990 r. można oglądać Wazę w specjalnie wybudowanym muzeum na wyspie Djurgården Od 1990 r. można oglądać Wazę w specjalnie wybudowanym muzeum na wyspie Djurgården
henryk przondziono /foto gość

W  centrum Sztokholmu można dziś podziwiać XVII-wieczny okręt Waza. Na jego budowę zużyto około tysiąca dębów. Ozdobiono w odcieniach czerwieni, złota i błękitu. Szkutnicy, cieśle, powroźnicy i kowale przez trzy lata nie szczędzili wysiłku, by królewski okręt Waza mógł przyćmić inne galeony. Gdy 10 sierpnia 1628 roku przycumowano go do nadbrzeża, zgromadzone tłumy podziwiały maszty sięgające ponad 50 metrów. Na uzbrojenie składały się 64 działa. Ponad 100-osobowa załoga dumnie maszerowała w stronę okrętu. Wiał południowo-zachodni wiatr. Już za chwilę, przy dźwięku wystrzałów armatnich, Waza miał rozpocząć swój pierwszy rejs. Nikt nie spodziewał się tego, co miało nastąpić niebawem.

Waza na dnie

Okręt wypłynął w głąb zatoki, gdy nagle wiatr przybrał na sile i… przechylił Wazę. Po chwili wyprostował się, po czym położył na burcie. Woda zaczęła wdzierać się przez furty armatnie do środka! Zebrani mieszkańcy Sztokholmu nie mogli uwierzyć własnym oczom. Jak to możliwe, że po przepłynięciu zaledwie 1300 metrów, pod wpływem lekkiego podmuchu Waza tonie? Wielu rzuciło się, by ratować załogę. Ale było już za późno. Na dnie wraz z cennymi działami spoczęło ponad 50 osób. Wiadomość o katastrofie, dopiero po dwóch tygodniach, dotarła do króla Szwecji przebywającego wtedy w Prusach. Władca zarządził dochodzenie. Urodzony w Danii kapitan przysięgał, że działa były porządnie przywiązane. Załoga była trzeźwa. Rejs rozpoczął się tuż po niedzielnej Mszy, podczas której wielu przystąpiło do Komunii. Nikogo nie skazano, ale winowajców było co najmniej kilku. Po pierwsze admirał, który dopuścił okręt do rejsu. Po drugie król, który zatwierdził projekt i ponaglał konstruktorów. Po trzecie budowniczowie okrętu. Waza, choć zbudowany solidnie, podobnie jak inne budowane w tym czasie galeony, był jednak bardziej masywny i bardziej obciążony. Okazał się zbyt wywrotny. Nawet delikatny wiatr mógł go przewrócić.

Waza w kawałkach

Przez kilkaset lat Waza intrygował wielu poszukiwaczy przygód i skarbów. Niektórzy próbowali holować wrak. W XVII w. niektórzy śmiałkowie za pomocą dzwonu nurkowego starali się wydobyć działa. Dopiero jednak w 1956 r., kiedy szwedzka gazeta „Expressen” napisała, że w porcie sztokholmskim znaleziono prawdopodobnie królewski galeon Waza, zaczęto się znów interesować okrętem. Poszukiwania rozpoczął 38-le- tni inżynier Anders Franzén. Wiedział, że wody Bałtyku nie są zbyt słone, dlatego w morzu na pewno nie żyje małż świdrak okrętowiec, który niszczy drewno. Dlatego drewniane wraki powinny na dnie morskim przetrwać setki lat. Franzéna nie zrażały wyławiane początkowo rowery, choinki i żelazne piecyki. Po kilku latach zaprojektowana przez niego sonda wyciągnęła kawałek sczerniałego dębowego drewna. Nurek sprawdzający dno potwierdził: „Na dnie znajduje się wrak z otworami na działa”. To musiał być Waza!

Waza w muzeum

Jak wydobyć wrak? Pomysłów było sporo. Jedni chcieli wypełnić okręt piłeczkami pingpongowymi, które pomogłyby okrętowi wynurzyć się. Inni wymyślili, żeby Wazę zamrozić. Bo zamieniony w blok lodu wypłynąłby na powierzchnię. Ostatecznie pod kadłubem przeciągnięto grube, stalowe liny i przymocowano do wypełnionych wodą pontonów. Potem wodę wypompowywano, pontony uniosły się, a napięte liny podniosły Wazę z dna. 24 kwietnia 1961roku mieszkańcy Sztokholmu i dziennikarze z całego świata zobaczyli wyłaniający się galeon. Działa na pokładzie stały wciąż w równych szeregach. Okrętem zajęli się archeologowie. Najpierw musieli przekopać metrową warstwę mułu, w której po 5 miesiącach znaleźli ponad 14 tysięcy cennych przedmiotów. Mokre drewno w suchym i ciepłym powietrzu zaczęło jednak szybko pękać. Dlatego pryskano je specjalnym roztworem używanym w balsamach do rąk. Roztwór przenikał w drewno i wypierał wodę. Naukowcy wyłowili ponad 13 500 luźnych elementów, które musieli złożyć w całość. Nie mieli żadnej instrukcji ani rysunków. To, co udało im się odtworzyć, można dziś oglądać w specjalnym muzeum (Vasamuseet) na wyspie Djurgården. Muzeum zbudowano kilkaset metrów od miejsca, gdzie okręt zatonął.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.