Pamiętnik

MGN 07/2014

publikacja 23.10.2014 11:03

Jaka jestem? Sama nie wiem. To dobra i wspaniała, a za chwilę… Chyba jestem do niczego…

Pamiętnik zdjęcia jakub szymczuk /gn

To jeden z wpisów w pamiętniku Basi Kroszczyńskiej. Basia miała 13 lat, gdy 13 lipca 1993 roku utonęła podczas letnich wakacji. O tym, że pisała pamiętnik, rodzice dowiedzieli się po śmierci córki. Nikt nie znał przeżyć nastolatki, mimo że Basia z rodziną, a szczególnie z rodzicami, z mamą była bardzo blisko. Poniżej fragmenty pamiętnika Basi. Cały pamiętnik na www.malygosc.pl. Zamiast wstępu Nazywam się Barbara Kroszczyńska. Mam dwanaście lat i chodzę do szóstej klasy szkoły podstawowej w Turku. Jestem wysoka, a moje kształty – delikatnie mówiąc – są zaokrąglone. Ale mam ładne włosy, zielono-szare oczy w żółte plamki, ładnie wykrojone usta i…niezbyt udany nos. Lubię ubierać się w obszerne bluzki i takie spódnice, dresy i powyciągane bluzy. W szkole najbardziej podobają mi się: historia i język polski, ponieważ prawie w ogóle nie muszę się ich uczyć, a mam dobre wyniki. Za to serdecznie nienawidzę tej podłej, ohydnej geografii. (…) Moim hobby jest czytanie książek, głównie Lucy Maud Montgomery. Poza tym lubię oglądać filmy karate, science fiction i te, których akcja rozgrywa się w starożytności. Do moich obowiązków należy sprzątanie pokoi, karmienie kota i psa oraz podlewanie ogródka. Najbardziej lubię te dwa ostatnie. (…) Często kłócę się z bratem, a ponieważ złośliwości mi nie brakuje, czasem zranię go boleśnie i nie tylko jego. Staram się jednak nie kpić z tego, co kogoś boli najbardziej. Nie mam kompleksów ani z powodu wyglądu, ani charakteru. (…). Do rodziców na ogół odnoszę się z szacunkiem, choć czasem coś odburknę niegrzecznie, ale kocham ich – i tylko to naprawdę się liczy (…) VI klasa, 1992 r. 3 kwietnia 1991, środa Dzisiaj od rana wszystko wydawało się głupie, smutne i złe. Prawie nic nie udawało mi się dobrze zrobić. Późno się obudziłam, gdzieś przepadły mi getry, ale potem je odnalazłam. (…) W szkole zginęła mi Matka Boska z medalionu. Martwi mnie to. 10 maja 1991, piątek (…) Babcia sprezentowała mi czekoladę, ale nie zjem jej. Chcę wreszcie schudnąć. Mam nadzieję, że to moje pragnienie się wreszcie spełni. Nie mogę być przecież do końca życia tak pulchna. Zaczęłam uprawiać aerobik. Podoba mi się ta gimnastyka. 12 maja 1991, niedziela (…) Chciałam iść do Komunii, wiedząc, iż jadłam kradzione owoce. Czyż to nie straszne? Na szczęście Matka Boska ustrzegła mnie od popełnienia tego świętokradztwa. 31 maja 1991, piątek (…) Doszłam do wniosku, że nie kocham Pawła, i chyba dobrze. Chociaż są pory dnia, kiedy myślę, że go kocham. A zresztą po co się zastanawiać? Czas pokaże prawdę. Trzeba czekać. 3 czerwca 1991, sobota Dzisiaj byłam w spowiedzi. Wreszcie pozbyłam się ciężaru grzechów. Byłam naprawdę roztrzęsiona, bo miałam ciężki grzech do wyznania. Jadłam te kradzione owoce. Oprócz tego nazbierał się niezły „tobół” innych grzechów. (…) Jestem pewna, że nie kocham Pawła. Za to nie mogę opanować mojego wzroku, który uparcie dąży w stronę Juliusza. 22 grudnia 1991 Jaka jestem? Sama nie wiem. To wydaję się sobie dobra i wspaniała, a za chwilę przychodzi coś zupełnie odmiennego. (…) Chyba jestem do niczego. Zarozumiała, leniwa, niezadowolona z życia i z siebie. W ogóle dno. Garbię się, Mama każe robić mi więcej niż Andrzejowi i krytykują mnie „dla mojego dobra” – jak mówią. Wcale tak nie czuję. Mam ochotę uciec od tego gdzieś daleko… 22 października 1992, poniedziałek (…) Kocham mój świat. Mam wspaniałą rodzinę, fajną szkołę, cudowne koty. Tego świata nie można nie kochać. Chcę, żeby trwał wiecznie… 13 grudnia 1992, moje urodziny, niedziela Za pięć minut skończę trzynaście lat życia na tej ziemi. Szczęśliwego, dobrego życia. Świat jest wspaniały, a życie jest piękne, ciekawe, ekspresyjne, tajemnicze i pociągające. Jestem sobą, za oknem świeci księżyc, rozsiewając swoją srebrną poświatę. Jest mi bardzo dobrze. Cieszę się, że żyję, ale muszę iść spać…

Wspomina mama Basi

Rok 1979 był szczęśliwy dla naszej rodziny. Wprowadziliśmy się do nowo wybudowanego domu w Turku z 16-miesięcznym synkiem. Spodziewaliśmy się narodzin kolejnego dziecka. 13 grudnia 1979 roku dziesięć minut przed 23.00 urodziła się Basia. Byliśmy podwójnie szczęśliwi. Bo na narodziny naszych dzieci czekaliśmy od naszego ślubu prawie 10 lat. Basia miała 8 miesięcy, gdy zaczęła chodzić. Wcześnie zaczęła mówić i rozpoznawać kolory. Miała doskonałą pamięć. Gdy na dobranoc czytaliśmy naszym dzieciom książki i zdarzało się, że opuszczaliśmy jakieś fragmenty, Basia błyskawicznie reagowała. Staraliśmy się nasze dzieci nauczyć miłości, przebaczenia i życia w harmonii z sobą i otaczającym światem. Czy to się udało?... Jeśli chodzi o Basię, to wiem, że tak, bo pisze o tym w swoich pamiętnikach. Pozostały w nich dni, których już nie ma, a mnie pozwoliły oswoić się z myślą, że ona jest i żyje w wieczności. Gdyby nie te zapiski, nie wiedziałabym, że ma tak bogate życie wewnętrzne. Basia nie zwierzała się ze swoich przeżyć, choć wydawało mi się, czułam to, że jesteśmy bardzo blisko. Mieliśmy nadzieję, że po I Komunii, którą Basia przyjęła w kościele Najświętszego Serca Jezusowego w Turku, nadejdą kolejne uroczyste dni – bierzmowanie, ukończenie szkół, ślub itd. Stało się inaczej. 4 lipca 1993 roku Basia utonęła w Sianożętach. W naszym życiu zapadła noc. Nic już nie można zrobić, ani powiedzieć.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.