Przestrogi licealistki

publikacja 26.03.2014 18:13

Wszystko zaczęło się na początku gimnazjum. Zawsze byłam szczupła, wręcz chuda, ale wtedy chciałam być ciągle w centrum uwagi, zauważona, doceniona, podziwiana, we wszystkim najlepsza. Już wtedy wiedziałam, że nie mogę taka być, ale podświadomość, uczucia, o wszystko było ode mnie silniejsze. Wpadłam na pomysł: anoreksja. Pomyślałam, że kiedy będę ją mieć, to ludzie będą się nade mną rozczulać, a ja będę z tego powodu przeszczęśliwa. To była początkowo największa motywacja, która gdzieś miała też swoje odnośniki, rozgałęzienia, powody mniejsze lub większe. Z czasem jednak musiałam stawać się bardziej wiarygodna. Odeszły słodycze, zaczęłam liczyć kalorie. Chudłam szybko, bo organizm był bardzo młody, dużo się ruszałam, szło gładko. Robiłam to wszystko oczywiście bardzo na pokaz. Potem pojawiły się jakieś pierwsze wyrzuty sumienia, postanowiłam z tym zerwać.

Całe gimnazjum toczyło się w ten sposób, że przez kilka miesięcy byłam na diecie, kolejne kilka napychałam się i obżerałam. To coraz bardziej mnie wciągało. W końcu
zaczęły  się wizyty u psychologów, których raczej często zmieniałam. Wymiotowałam, brałam tabletki, ćwiczyłam, głodziłam się, oddawałam jedzenie, ciągle kłamałam. Konsekwencje ? Wypadanie włosów, zmiany na skórze, zaburzenia miesiączkowe, niedobory witamin, problemy z sercem, straszenie lekarzy, ciągłe awantury w domu, mnóstwo zepsutych relacji z ludźmi, nawet tymi najbliższymi. Bariera pomiędzy zabawą, a powolnym dążeniem do anoreksji i bulimii gdzieś się zatarła. Teraz, kiedy jestem w liceum, widzę jak głupi był pomysł na zabawę w anoreksje. Bardzo chciałabym cofnąć czas. Dopiero teraz mocno żałuję tego wszystkiego. Nie leżałam w szpitalu, nie byłam w stanie krytycznym, chodziłam o własnych siłach, ale konsekwencje i tak ponoszę spore. Przez dłuższy czas nie mogłam sobie poradzić z patrzeniem na osoby szczuplejsze, podziwiałam je albo nienawidziłam. Nienawidziłam przede wszystkim chyba siebie. Nie do końca radzę sobie ze swoją własną psychiką. Walczę, nie chcę się poddać. Często myślę: „wybieraj. Albo jesteś chuda i wszystko tracisz, albo naprawdę żyjesz i jesteś szczęśliwa.” Ważąc mało, nie miałam niczego. Egzystowałam zamiast żyć pełnią życia, myślałam ciągle o jedzeniu, zaczęłam się gubić. Ze złej ścieżki schodziłam zawsze przede wszystkim ze względu na Boga, potem na mamę i zdrowie. Piszę to, żeby pokazać, że nie warto wypróbowywać głupoty na sobie. Ja chciałam, myślałam, że dzięki temu będę kimś niesamowitym. A jest zupełnie inaczej. Odchudzanie nie może być celem do osiągnięcia konkretnych pragnień. Nie bój się ich nazwać i zrealizować w inny sposób ! I problemem nie jest tylko odchudzanie. Także cięcie czy inne nałogi. Oszukujemy samych siebie, zamiast zajrzeć w głąb serca i pomyśleć, dlaczego jesteśmy tacy, a nie inni. Zaakceptować siebie. Najpierw trzeba być pięknym wewnętrznie, uważać na to, co się robi. Tak często nie zastanawiamy się na czym nam naprawdę zależy. Walka z zaburzeniami odżywiania jest bardzo trudna. Nie warto pędzić za dzisiejszym światem, tak bardzo zakłamanym, przedstawiającym wydumane ideały, namawiającym nas do bycia kimś innym niż jesteśmy, manipulującym nami. Warto iść pod prąd.

Zadaj pytanie:

korepetycje@malygosc.pl