Pan Bóg będzie zadowolony

Piotr Sacha

|

MGN 03/2014

publikacja 07.05.2014 14:29

O zawodach ze strażakami, próbach zachowania pełnej powagi w kościele i ministranckich zaszczytach opowiada aktor Radosław Pazura.

Pan Bóg będzie zadowolony jakub szymczuk /gn

To, że zostałem ministrantem, to z pewnością zasługa mojej mamy. Jej wiara była bardzo silna. Ja i mój brat Czarek mogliśmy stać tak blisko Pana Jezusa… Dziś wiem, że to wielki dar. A bycie ministrantem wciąż po tylu latach procentuje w moim życiu.

Dzwonki na szczycie

Mieszkaliśmy w Niewiadowie, niedaleko Tomaszowa Mazowieckiego, a do kościoła św. Wojciecha w Ujeździe mieliśmy dwa kilometry. Piechotą, szybkim krokiem – pół godziny drogi. Przez kilka lat służyłem razem z moim bratem. Byłem wtedy na początku podstawówki, a on już w liceum. Czarek był lektorem, czytał na Mszy. Na początku nie miałem specjalnych zadań przy ołtarzu. Później zaszczytem stało się dla mnie podawanie ampułek z winem i wodą, i białej chusty do wytarcia rąk. No i w mojej ministranckiej hierarchii bardzo wysoko było dzwonienie dzwonkami. Wreszcie, po kilku latach służby, ja też zostałem lektorem.

Pierwszy wiersz

Jednak pierwszy raz publicznie wystąpiłem w kościele dużo wcześniej. Podczas Pierwszej Komunii Świętej mówiłem wiersz. Był bardzo długi. I sporo czasu poświęciłem na to, żeby dobrze się go nauczyć. A i tak czasem się myliłem. Dlatego bałem się tego wystąpienia przed tak dużą liczbą osób. Jestem pewien, że miałem pomoc z samej góry, od Pana Boga. W kościele mówiłem pięknie, bardzo głośno i wyraźnie. I się nie pomyliłem! Byłem z siebie bardzo dumny.

Małe zawody

Dobrze pamiętam czuwanie przy grobie Pańskim przed Wielkanocą. Sporo się wyklęczałem podczas adoracji. Nawet podejmowałem próby umartwiania się… Mówiłem sobie, że muszę jak najdłużej wytrzymać na tych kolanach. Muszę wytrzymać dłużej niż strażacy, którzy klęczeli obok. Takie małe zawody, ale wszystko dla Pana Boga. Bo tak sobie wtedy myślałem, że jak mi się uda wytrwać, to Pan Bóg będzie zadowolony. Podobała mi się w byciu ministrantem ministrancka obowiązkowość. Służba w ogóle dawała mi sporo radości. Choć nie wszystko wtedy rozumiałem. Wtedy jako dziecko widziałem księdza. Dziś wiem, że służyłem Panu Jezusowi, którego ksiądz reprezentował.

Dobra robota

Zdarzało się, że służyliśmy tylko z Czarkiem we dwójkę. Zajmowaliśmy wtedy miejsca na fotelach obok księdza. Mój brat zwykle siadał tak, żeby jego twarzy nie widzieli ludzie obecni w kościele. I... stroił w moją stronę głupie miny, żeby mnie rozśmieszyć. Zawsze mu się to udawało. Niedawno spotkałem się z ministrantami archidiecezji gdańskiej. W katedrze było blisko 600 chłopaków. Powiedziałem im, że ich służba to coś niesamowitego, że wykonują wspaniałą robotę, choć może jeszcze nie wszyscy to wiedzą. W dorosłym życiu oddaliłem się od Pana Boga. I to, że kiedyś służyłem Panu Jezusowi jako ministrant, że przyjąłem sakramenty święte, odegrało niesamowitą rolę w moim późniejszym nawróceniu. W przemianie, która ciągle trwa.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.