Bitwa arcydzieło

Adam Śliwa

|

MGN 01/2014

publikacja 07.05.2014 11:46

Wygrana dzięki geniuszowi Napoleona, odwadze żołnierzy i... mgle.

Francuska piechota w natarciu. Zwycięstwo pod Austerlitz było początkiem legendy o niezwyciężonej Wielkiej Armii Francuska piechota w natarciu. Zwycięstwo pod Austerlitz było początkiem legendy o niezwyciężonej Wielkiej Armii
RADEK MICA /AFP PHOTO/east news

B itwa pod Austerlitz była największym zwycięstwem Napoleona. Przyniosła mu sławę wielkiego wodza. Rozegrana perfekcyjnie jak partia szachów. W szkołach wojskowych całego świata jest przykładem, jak wygrywać bitwy.

Sprytny cesarz

W nocy z 1 na 2 grudnia wszystko było już gotowe. Francuscy żołnierze forsownym marszem dotarli z wybrzeży Atlantyku na teren dzisiejszych Czech. Przedtem pod Ulm pokonali część austriackiej armii i zajęli Wiedeń. Główna bitwa miała rozpocząć się o świcie. Biwakujący Francuzi zaczęli zapalać pochodnie. Oświetlali drogę Napoleonowi. Po chwili cała okolica drżała od okrzyków: Vive l’Empereur (Niech żyje cesarz). Rankiem 75 tysięcy Francuzów miało stoczyć bitwę z połączonymi armiami rosyjską i austriacką. Razem 86 tysięcy ludzi. Sprzymierzeni byli przekonani, że Francuzów jest znacznie mniej. Napoleon, żeby wygrać, zastawił pułapkę. Podzielił swoją armię na trzy części. Północną odesłał do Igławy, południową w stronę Wiednia. Środkowa, licząca ok. 53 tysięcy ludzi, została pod Austerlitz. Zgodnie z planem Napoleona, armia francuska miała połączyć się tuż przed bitwą. Ważny był czas. Gdyby grupy wróciły zbyt wcześnie, przeciwnik wycofałby się. Gdyby zbyt późno, z głównych sił Napoleona nie zostałoby nic. Napoleon, żeby przeciwnika skusić do ataku jeszcze bardziej, złamał jedną z podstawowych zasad walki i nie zajął rozległych wzgórz. Rosjanie i Austriacy byli pewni, że francuska armia mniej liczna, zmęczona i wycofana w dolinę, nie będzie miała żadnych szans. Zajęli więc wzgórza Prackie. Byli dokładnie tam, gdzie chciał tego Napoleon.

Mgła i zaskoczenie

O siódmej rano Austriacy i Rosjanie zaczęli schodzić ze wzgórz na słabe francuskie prawe skrzydło. 40 tysięcy maszerowało wprost na 2400 Francuzów. Zgodnie z planem Napoleona, żołnierze musieli przez kilka godzin powstrzymać wroga o olbrzymiej przewadze. Po zaciętej walce, gdy Francuzi zaczęli się wycofywać, nagle – ku zaskoczeniu Austriaków i Rosjan – na pomoc przybyło 9 tysięcy Francuzów. Walka rozgorzała na nowo. Atakujące rosyjskie oddziały witał ogień armat strzelających przez wyłomy w murze jednej z posiadłości. Ślady pozostały tam do dziś. Gdy wystarczająco dużo oddziałów sprzymierzonych zeszło ze wzgórz, by złamać francuskie skrzydło, wojskom austriackim i rosyjskim pozostałym na wzgórzach Prackich ukazał się przerażający widok. Z porannej mgły zaczęły wyłaniać się niewidoczne wcześniej oddziały francuskie. Przy dźwiękach werbli i pod rozwiniętymi sztandarami szturmowali wzgórze. Car Aleksander I był zaskoczony. Skąd tak wielu Francuzów w tej części pola bitwy? Było jednak za późno. O 11.00 Napoleon kontrolował już całe wzgórza. Błyskawicznie przetransportowano tam tyle armat, ile się dało. Mimo rozpaczliwych kontrataków Rosjan, Francuzi utrzymali wzgórza i skierowali się w prawo, aby zgnieść przeciwnika.

Gwardia przeciw gwardii

O godzinie 13.00 na wzgórza Prackie przybył sam Napoleon. W samą porę, by obserwować ostatnią próbę ataku Rosjan. Rosyjska gwardia parła gwałtownie do przodu. Wydawało się, że Francuzi nie wytrzymają. Strzelcy konni i grenadierzy Bonapartego nie umieli powstrzymać Rosjan. Dodatkowo pojawiła się wśród nich elita w białych mundurach – kawalergardzi. Na nich jednak spada potężna szarża francuskiej gwardii prowadzona przez samego adiutanta Napoleona. Generał Jean Rapp pewnie prowadził swoich żołnierzy ze słowami: „Wiele pięknych pań zapłacze jutro w Petersburgu”. Gwardziści Aleksandra nie wytrzymali. Po południu armia rozbita na dwie części wycofywała się w rozsypce. Straty, jak na okres wojen napoleońskich, były niewielkie. Francuzi: 1550 zabitych, 7 tysięcy rannych i 570 wziętych do niewoli. Rosjanie i Austriacy: 4 tysiące zabitych, 12 tysięcy rannych i 11 tysięcy jeńców. „Żołnierze, jestem z was zadowolony” – powiedział Napoleon po bitwie. Niecelne i dymiące Podstawowym wyposażeniem piechoty były gładkolufowe muszkiety. Przed strzałem karabin należało od przodu naładować papierowym ładunkiem, czyli ołowianą kulą i czarnym prochem. Wcześniej odrobinę prochu wsypywało się do panewki. Podczas strzału skałka uderzała o krzemień i powodowała iskrę, zapalając proch na panewce. Ogień otworem zapałowym z boku lufy trafiał do wnętrza i zapalał główną część prochu, który podczas wybuchu wypluwał kulę. Ładowanie trwało dość długo. Poza tym broń była bardzo niecelna. Jeśli udało się trafić w stodołę ze 100 metrów, to już był sukces. Poza tym czarny proch tak dymił, że po 20 minutach walki widać było tylko białą chmurę. Linie wojska ostrzeliwały się i powoli zbliżały do siebie. Decydująca i najbardziej krwawa była ostatnia salwa z bliskiej odległości. Jeżeli przeciwnik ją wytrzymał, dochodziło do walki na bagnety. Podczas wojen napoleońskich nie siła ognia piechoty była ważna, ale zaskakujące manewry, ataki z boku i z tyłu, i wsparcie artylerii. Rekonstrukcja Co roku na polu bitwy pod Austerlitz (obecnie Sławków w Czechach) na początku grudnia odbywa się wielka rekonstrukcja historycznej bitwy. Spokojne zielone wzgórza zapełniają się setkami piechurów, kawalerzystów i artylerzystów. Kolorowe mundury i skomplikowane manewry wojska można oglądać tylko przez kilkanaście minut. Gdy zacznie się strzelanie, wszystko zasłania chmura białego dymu. W zeszłym roku dym zatrzymał nawet ruch na pobliskiej autostradzie. Do Sławkowa koło Brna warto wybrać się też dlatego, że pole bitwy jest jakby rezerwatem. Nie wolno tam nic zmieniać ani budować. Dzięki temu miejsce słynnej bitwy możemy oglądać prawie niezmienione od ponad 200 lat.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.