Szopka, rzecz święta

Piotr Sacha

|

MGN 01/2014

publikacja 07.05.2014 11:45

W kuchni obok czajnika, talerzy, kubków na herbatę leżą cyrkiel, ekierka, lutownica, pilniki i całe mnóstwo kolorowych papierków…

Stanisław  i Andrzej podczas pracy  nad szopkami Stanisław i Andrzej podczas pracy nad szopkami
Roman Koszowski

Znak rozpoznawczy: dwie wieże. Ale nie z „Władcy pierścieni” Tolkiena, tylko z kościoła Mariackiego w Krakowie. Trzecia przypomina wieżę Zygmunta z Wawelu. Poza tym muszą być gwiazda, lajkonik, krakowiacy i górale. Święta Rodzina też, tylko piętro wyżej. Wystarczy raz spojrzeć, by wiedzieć, że to szopka Malików. Lajkonika najpierw strugał Walenty, potem jego syn Włodzimierz. Dziś strugają Stanisław i Andrzej, wnuk i prawnuk Walentego. Projekt taty Stanisława powstaje na papierze, a Andrzej zaczyna od komputerowego projektu w 3D.

Walenty

Historia szopek Malików sięga ponad stu lat. Walenty był murarzem ze Zwierzyńca, dzisiejszej dzielnicy Krakowa. – Zimą murarze nie mieli pracy – opowiada pan Stanisław, wnuk Walentego. – Mieli za to smykałkę do stolarki, znali się na budowlance i architekturze. I postanowili to wykorzystać. „Pan Jezus nie będzie już mieszkał w stodole, tylko w pałacu” – powiedzieli. A swoje budowle wzorowali na zabytkach Krakowa. – Dziadek podczas I wojny światowej został ranny w rękę na froncie włoskim – opowiada dalej pan Stanisław. – I nie mógł już pracować jako murarz. Został tramwajarzem. I na dobre zajął się tworzeniem szopek. Walenty oprócz szopek tworzył drewniane figurki na patykach. Ożywały one podczas jasełek. Przedstawienia odbywały się w kolorowej szopce. Musiała być naprawdę wysoka, by pomieścić ułana, kominiarza, tramwajarza, czarownicę, co masło kleci, i wiele innych kukiełek. – Za jedną z dziadkowych szopek kupiliśmy pianino, które do dziś jest w rodzinie. Mój brat i moja siostra uczyli się na nim grać – wspomina wnuk najstarszego krakowskiego szopkarza.

Włodzimierz

– Najwyższą szopkę zrobił mój ojciec – wspomina pan Stanisław. – Sięgała po sufit naszego mieszkania. Będąc dzieckiem, mogłem się w niej spokojnie schować – uśmiecha się. Włodzimierz Malik w ślady swojego taty poszedł podwójnie – został tramwajarzem i twórcą szopek z przedstawieniami ja- sełek. – Ze swoją szopką wędrował po domach, dworach i szkołach. Zawsze wystawiał ją też w zajezdni tramwajowej – opowiada pan Stanisław, syn Włodzimierza. Dziś liczna rodzina Malików również wystawia jasełka. Pierwsi krakowscy szopkarze sprzedawali swoje dzieła na rynku, przy pomniku Adama Mickiewicza. A od 1937 roku w tym miejscu, zawsze w pierwszy czwartek grudnia, odbywa się konkurs szopek krakowskich, który wiele razy wygrywali Malikowie. – Tata na palniku gazowym w kuchni grzał klej stolarski. Dlatego to tu powstawała każda szopka – pokazuje pan Stanisław. Czas stanął w miejscu. W kuchni Malików, tak jak kiedyś, obok czajnika, talerzy, kubków na herbatę leżą cyrkiel, ekierka, pędzelki, papier ścierny, lutownica, pilniki i całe mnóstwo kolorowych papierków…

Stanisław

Przy kuchennym stole pan Stanisław pracuje razem z synem Andrzejem. Każdy tworzy własną szopkę. Z fotografii na ścianie zerkają Walenty i Włodzimierz. – Tata zaczyna już w lipcu, a ja po wakacjach, w październiku – opowiada Andrzej Malik, student architektury. Pokazuje jedyną tutaj pęsetkę. – Czasem ją sobie wyrywamy – śmieje się. – Dzięki tej pasji mamy sporo czasu, żeby ze sobą rozmawiać, posłuchać muzyki, obejrzeć telewizję czy po prostu razem pomilczeć – mówi, starannie malując drobny element swojej szopki. – Tylko trzymaj się tradycji rodzinnej! – często radzi tata. Stanisław Malik stworzył już kilkadziesiąt szopek, ale w domu ma tylko jedną. – Wyciągamy ją zawsze w święta. Niech nikt nie mówi, że szewc bez butów chodzi – śmieje się artysta. Pozostałe trafiły do muzeów albo do prywatnych kolekcji w Polsce i za granicą. Można na nie trafić na przykład w Norymberdze, Kolonii, Mediolanie, Sewilli czy w Paryżu. Kilka szopek pan Stanisław wykonał na specjalną prośbę. Na przykład szopkę dla Krakowskiej Fabryki Czekolady „Wawel” wyklejał papierkami po cukierkach. A dla kibiców Wisły i Cracovii przygotował szopki klubowe. Czasem do szopki wpada wyjątkowa postać. Na przykład ponad trzydzieści lat temu, w stanie wojennym, dołączył figurkę Lecha Wałęsy.

Andrzej

To, co często nazywamy złotkiem lub sreberkiem, to staniol – podstawowy materiał szopkarzy. Dzięki niemu wszystko pięknie się błyszczy. Co ważne, Malikowie nawet najdrobniejsze elementy wykonują ręcznie. – To honor szopkarza – stwierdzają. W środku musi być oświetlenie i mechanizm elektryczny, dzięki któremu niektóre figurki się poruszają. – Już jako czterolatek pomagałem tacie – uśmiecha się pan Andrzej. – Sam sklejałem pudełka po herbacie. To była dla mnie jak zabawa klockami. W tym roku robię już dziesiątą szopkę na konkurs. A taka „dorosła” to moja czwarta – dodaje. Andrzej zaczyna pracę od komputerowego projektu w 3D. Zaś projekt bryły jego taty powstaje na papierze. – Nieraz były kłótnie o gwiazdę, która powinna być pośrodku – opowiada młodszy szopkarz. – Gdy wolałem z niej zrezygnować, słyszałem, że „gwiazda ma być, bo to szopka Malików”. A przecież to też byłoby Malikowe, bo ja, Malik, to zrobiłem – uśmiecha się student. Wrócił dopiero co z zajęć na uczelni. Nad gwiazdą popracuje pewnie do późnej nocy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.