Majki na wirażu

Piotr Sacha

|

MGN 10/2013

publikacja 12.12.2013 10:02

Śpiewa psalmy podczas Mszy. A po torze pędzi motocyklem… bez hamulców.

W swoim motocyklu Michał  zna każdą śrubkę W swoim motocyklu Michał zna każdą śrubkę
Roman Koszowsk /gn

C zteroletni Michał przyszedł na mecz żużla z babcią i tatą. Spodobały mu się traktory wyrównujące tor. A dopiero później szybkie i głośne motocykle. Był pewien, że zostanie żużlowcem. Musiał tylko przekonać rodziców. Przekonał. Od trzech lat Michał Schmidt trenuje w szkółce ŻKS ROW Rybnik. A od siedmiu służy jako ministrant w parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Biertułtowach.

Kierowca

Aby zostać prawdziwym zawodnikiem i startować w żużlo- wych zawodach, trzeba mieć ukończone 15 lat. Michał od niedawna spełnia ten warunek. Ale to nie wystarczy. Potrzebne są licencja i zgoda trenera. A licencję otrzymuje ten, kto zda trudny egzamin. Z jazdy na torze i z teorii. – Muszę się nauczyć około 300 stron różnych regulaminów – mówi Michał. – Może w październiku zdam ten egzamin… I wiosną egzamin gimnazjalny – uśmiecha się trzecioklasista. – Od trzech lat kieruję bestią – mówi o jeździe po torze 15-latek. – Sporo miałem upadków – przyznaje. – W tym sezonie skasował dwa kaski i trzy motocykle – dodaje pan Adrian, tata żużlowca. – Nic mi się nie stało... – mówi Michał. Koledzy wołają na niego „Majki” albo „Misiek”, a w klubie ma ksywkę „Trytytka”. – Zawsze noszę przy sobie różnego rodzaju trytytki, czyli opaski do kabli. Przydają się, gdy nie mam pod ręką narzędzi – opowiada. – Jeśli na przykład odpadną śruby podtrzymujące błotnik, wtedy ściskam go trytytką. I gotowe – dodaje.

Mechanik

– Jak szybko pędzisz? – pytam. – Tego nie wiem, bo nie mam licznika – śmieje się Majki. – Nie mam też hamulców, skrzyni biegów, świateł ani lusterek – mówi. Michał jest nie tylko dobrym kierowcą, ale i świetnym mechanikiem. Motocykl sam przygotowuje do startu. – Trzeba go umyć i poskładać. A po treningu znów rozłożyć na części pierwsze. I tak w kółko – opowiada. – W domu z Michałem porozmawiać można przede wszystkim o żużlu – śmieją się rodzice zawodnika. – Kocham to – wtrąca Misiek, który w niedzielę służy nieraz na kilku Mszach. Ministrantem został zaraz po Pierwszej Komunii. Dziś stara się o żużlową licencję. Jako ministrant ma licencję na... śpiewanie. – Cztery lata temu siostra zakrystianka zachęciła mnie rano do śpiewania na Mszy. Pani organistka udzieliła mi kilku rad i tak zostałem kantorem – wspomina Michał i przyznaje, że parafialni scholiaści i chórzyści namawiają go, by do nich dołączył. – Jesteś lepszym śpiewakiem czy kierowcą? – pytam. – Kierowcą – pada szybka odpowiedź.

Ministrant

– Teraz, gdy więcej trenuję, trudniej zaangażować się w życie ministranckie tak jak kiedyś – przyznaje Michał. – Staram się chodzić na wszystkie dyżury – mówi. – Na szczęście proboszcz też jest fanem speedwaya. I jest dla mnie wyrozumiały – uśmiecha się ministrant. – Rzeczywiście, dawniej chodziłem na żużel – potwierdza ksiądz Zbigniew Folcik. – A Michał to solidna firma. Jeśli może być, to zawsze jest – mówi o swoim ministrancie. – Zresztą wszędzie go pełno, tyle ma zainteresowań – dodaje proboszcz z Biertułtów. Majki z ministrantami jeździ na basen, do parku rozrywki, gra w kręgle. Czasem razem organizują ognisko. Oprócz tego pływa i gra w siatkówkę.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.