Osiem ważnych lat

Piotr Sacha

|

MGN 09/2013

publikacja 12.12.2013 10:01

W Wielki Piątek podpalił swoje włosy, podczas wakacji strajkował i… leżał krzyżem przed Jezusem.

Nie potrafiłbym z sensem pisać o wierze, gdyby nie te osiem lat przy ołtarzu jako ministrant  – przyznaje Marek Zając Nie potrafiłbym z sensem pisać o wierze, gdyby nie te osiem lat przy ołtarzu jako ministrant – przyznaje Marek Zając
jakub szymczuk

M inistrantem postanowiłem zostać zaraz po Pierwszej Komunii – zaczyna opowieść Marek Zając, dziennikarz i publicysta, były ministrant w parafii Matki Bożej Ostrobramskiej w Krakowie.

Pierwsze czytanie

Pierwszy chrzest bojowy przeszedłem już podczas Mszy komunijnej. Nasz opiekun wyznaczył do czytań mnie i Brygidę Grysiak, dziś znaną dziennikarkę. Chyba miał dobrą intuicję, skoro wybrał nas, którzy teraz pracujemy głosem i występujemy publicznie. Czytałem wtedy list św. Pawła. Tyle razy ćwiczyłem ten tekst, że umiałem go na pamięć. Właściwie nie musiałem spoglądać do lekcjonarza. Do dziś pamiętam stres, żeby dobrze wypowiedzieć ostatnie słowa: „w chwale”. Wcale nie tak łatwo było to przeczytać. Trenowałem setki razy! Ale mimo stresu obecność przy ołtarzu bardzo mi się spodobała.

Płonące włosy

Przez cały rok czekałem na Triduum Paschalne – tak jak wielu ministrantów, bo wtedy dzieje się naprawdę wiele. W kościele jest inaczej niż na zwykłych niedzielnych Mszach. Ministranci mają długie próby, mogą na przykład pokołatać kołatkami, których w ciągu roku w ogóle się nie używa. Bardzo szybko miałem zaszczyt w Wielki Piątek, podczas czytania opisu męki Pańskiej, być jednym z dwóch akolitów. Podczas tego dość długiego czytania ministrant musi stać prosto i musi trzymać w rękach świecę. Dla młodego chłopaka to wielki wysiłek i stres, bo wydaje mu się, że wszyscy w kościele patrzą na niego. Miałem dość bujną fryzurę i nie zauważyłem, że od płonącej świecy zajęła się moja grzywka. Kolega przerażonymi oczami dawał mi znaki. W końcu jakimś cudem ugasiłem płonące włosy.

Przeżycie w kaplicy

Ministranci to też wspaniałe wyjazdy, te krótkie, na przykład w soboty, ale i pielgrzymki czy rekolekcje. Nigdy nie zapomnę wakacyjnego obozu w Łapszach. Przyjechali tam ministranci z wielu parafii prowadzonych przez pijarów. Tam przeżyłem coś wyjątkowego. Późnym wieczorem, już po kolacji, poszliśmy na adorację Najświętszego Sakramentu i po raz pierwszy w życiu adorowaliśmy Pana Jezusa leżąc krzyżem, tak jak czasem modlą się księża. To była też dla nas lekcja tego, jak ważne są gesty w liturgii. I niesamowite poczucie takiego bardzo radykalnego, mocnego podporządkowania się Bogu. Mogłem mieć wtedy najwyżej 12 lat.

Strajk na obozie

Zdarzały się też zabawne historie na obozie. To był początek lat 90. Wtedy wiele mówiło się o demokracji, o prawie do własnego głosu. A my, chłopcy, dość prosto to rozumieliśmy, a nawet opacznie. W pewnym momencie urządziliśmy strajk przeciwko codziennemu praniu skarpetek i majtek. Teraz rozumiem, że dla naszych opiekunów było to nie lada wyzwanie. Koniec końców strony rządząca i strajkująca nie mogły się w żaden sposób porozumieć. Księża zarządzili więc coś przedziwnego. Po obiedzie poszliśmy do kościoła i mieliśmy odmawiać Różaniec Fatimski, trzy części: radosną, bolesną i chwalebną, na kolanach i z rękami uniesionymi do góry. Kto rezygnuje z udziału w strajku – zarządził opiekun – może też zrezygnować z udziału w modlitwie. A kto wytrzyma do samego końca, wywalczy sobie prawo do tego, by nie prać codziennie skarpetek i majtek. Nie doszliśmy jeszcze do Odnalezienia Pana Jezusa w świątyni, gdy szeregi strajkujących stopniały o połowę. Ja poddałem się przy drugiej części, przy tajemnicach bolesnych. Tylko dwóch kolegów dotrwało do końca. Opiekunowie oczywiście dotrzymali danego słowa.

Kropidło w piwnicy

Dobrze pamiętam chodzenie po kolędzie. Nie ma co ukrywać, że zachętą były też pieniądze, które na kolędzie ofiarowali nam parafianie. Konkurowaliśmy więc o lepsze i gorsze ulice, bo po kilku latach służby wiedzieliśmy, gdzie ludzie dają więcej, a gdzie mniej... Poza tym pierwszy raz widzieliśmy domy, które często mijamy, mogliśmy poznać mieszkania naszych sąsiadów. Było też przy tym sporo śmiechu i żartów. Pamiętam, jak kiedyś na korytarzu wyrywałem sobie z kolegą metalowe kropidło księdza proboszcza. W efekcie wypadło ono z naszych rąk i poleciało na dół, aż do... piwnicy.

Inni po adoracji

Ministrantura była dla mnie wypłynięciem na duchową głębię. Było wiele ważnych chwil, których nigdy nie zapomnę. Kiedy na przykład adorowaliśmy Jezusa w ciemnicy albo przy grobie. Gdy przez godzinę z szacunkiem klęczysz i wpatrujesz się w białą Hostię, nie możesz wstać taki sam, to cię przemienia. Jako ministrant nauczyłem się dużego szacunku dla liturgii. Poznałem, co oznaczają poszczególne części Mszy św., co znaczą gesty i symbole. Bo bycie ministrantem to nauka bycia człowiekiem aktywnym w Kościele. No i nauczyłem się modlić w takich zwyczajnych sytuacjach, na przykład jadąc autobusem czy wędrując po górach. Na studiach dziennikarskich bardzo chciałem zajmować się historią i polityką zagraniczną. Dość przypadkowo, przed ostatnią pielgrzymką błogosławionego Jana Pawła II do Polski, zająłem się sprawami Kościoła. Myślę, że nie potrafiłbym z sensem pisać o wierze, gdyby nie te osiem lat przy ołtarzu jako ministrant. Tam zrozumiałem, czym jest Kościół. Myślę, że mogę powiedzieć, że dziś zarabiam i utrzymuję rodzinę również dzięki temu, że byłem ministrantem.

Śmiech na Jasnej Górze

Służyłem w parafii Matki Bożej Ostrobramskiej, dlatego często odwiedzaliśmy z ministrantami sanktuaria maryjne w Polsce. Na dłuższe wyjazdy jeździły z nami niektóre mamy, żeby pomagać. Raz byliśmy w Częstochowie. Spaliśmy w Domu Pielgrzyma na Jasnej Górze. Każdy na pamiątkę pobytu dostał obrazek. Odbierała je dla nas jedna z mam. A ponieważ bardzo chciała je nam szybko przekazać, stanęła na środku holu Domu Pielgrzyma pełnego ludzi i krzyknęła: „Chłopcy! Który dziś ze mną spał?”. Łatwo się domyślić, jaką salwę śmiechu to wywołało.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.