Nie rozmawiamy przy stole

Piotr Sacha

|

MGN 07/2013

publikacja 03.10.2013 14:17

60 uderzeń na minutę... To nie tętno bicia serca. W takim tempie tenisiści stołowi zdobywają medale.

Dla najmłodszych tenis stołowy to zabawa Dla najmłodszych tenis stołowy to zabawa
Roman Koszowski

Asia niesie miskę z białymi piłeczkami. Naprzeciw staje Sara. Piłeczki wylatują spod rakietki z prędkością karabinu maszynowego. Zawodniczki Parafialno-Szkolnego Klubu Sportowego „Beskidy” Bielsko- -Biała przy stole do ping-ponga są groźne dla każdego. Ich klub na 10 międzynarodowych parafiadach zdobył 100 medali, m.in. w tenisie stołowym.
 
7 stołów
– Timo Boll! – Sara i Marcelian wskazują wspólnego idola. Timo gra najlepiej w Europie. Na świecie lepsi od niego są tylko Chińczycy. W P-SKS „Beskidy” najlepszymi tenisistkami są Asia, Magda, Sara i Marzena. Razem z panią Sabiną, mamą Sary, w tym roku po raz pierwszy występowały w trzeciej lidze tenisa stołowego. Poszło im tak dobrze, że już w pierwszym sezonie awansowały do drugiej ligi. – Byliśmy jedynym klubem parafialnym w tych rozgrywkach – sukcesami dziewczyn cieszy się Renata Gąsiorek, prezes „Beskidów”. – Słowo „parafialny” budziło nawet lekceważący uśmiech w niektórych drużynach. A potem... zdziwienie, gdy wygrywaliśmy mecz – dodaje pani prezes. Trenują w Szkole Podstawowej nr 28 w Hałcnowie, jednej z dzielnic Bielska-Białej. Na sali gimnastycznej przy siedmiu stołach do ping-ponga dzieje się sporo. Marzena pracuje nad szybkością i poprawą techniki. Szybko przemieszcza się z jednej strony stołu na drugą. Uderza mocno. Naprzeciw trenerka trzyma blok, to znaczy tylko przebija. Bo to tylko trening, a nie mecz.
 
10 przysiadów
Zanim zawodnik dotrze do drugiej ligi, musi duuuużo ćwiczyć. – Dla najmłodszych przez pierwsze pół roku to tylko zabawa – mówi Marlena Teluk, trenerka. – Najpierw trzeba odpowiednio chwycić rakietkę. I... odbijamy: piłeczka – ściana – piłeczka – ściana. Albo gramy w „króla”, czyli biegamy wokół stołu, kto nie odbije, odpada. Krystian, Patryk i Kacper są świeżo po Pierwszej Komunii Świętej. Podrzucają piłeczkę wysoko i klaszczą, zanim spadnie na rakietkę. Następne ćwiczenie to przysiady z... podbijaniem piłki. Krystianowi udało się zrobić 10 takich przysiadów. I jeszcze jeden jego rekord. 100 celnych odbić przy stole, bez przerwy. Każdy ma własną rakietkę. Dużo zależy od rodzaju deski i okładziny. Starsi naklejają na rakietkę gumę, żeby pasowała do ich stylu gry. – Gram bardzo ofensywnie, więc wybieram gładką okładzinę – mówi Asia Blachura. – Mamo! To guma – denerwuje się 17-letnia Sara po nieudanym zagraniu. – Przykleiłam ją na nowo, bo nie było rotacji i teraz, na świeżym kleju, piłka mi trochę ucieka.
 
180 medali
Gdy Sara miała 6 lat, a jej brat 8, poprosili rodziców o prezent. Marzył im się stół do ping-ponga. – Stanął w salonie – wspomina mama, Sabina Baczewska. – Wszyscy graliśmy, nawet babcia z ręką w gipsie – dodaje. – Mama ledwo mogła się dopchać do gry – śmieje się Sara. Pani Sabina od samego początku była przy tworzeniu sekcji tenisa stołowego. – 12 lat temu pewni siebie pojechaliśmy do Gilowic, by zagrać z zawodowcami – opowiada. – I każdy z nas przy stole dostał tęgie lanie – uśmiecha się zawodniczka. – Ale nie zraziliśmy się. Rodzinnych par jest w klubie kilka. – My zdobyliśmy we dwójkę 180 medali – opowiada Grzegorz Blachura. – Gdy w naszym domu pojawił się stół do ping-ponga, Asia zaczynała podstawówkę. Na początku podawała piłeczki – śmieje się tata. Do parafialnego klubu zapisali się podczas Parafialnego Dnia Sportu. Później Asia zaczęła jeździć na Międzynarodową Parafiadę Dzieci i Młodzieży. I przywoziła kolejne medale. – Ile? Sama nie wiem – mówi. – Dziewięć złotych, trzy srebrne i dwa brązowe – odpowiada za córkę pan Grzegorz. – W tenisie stołowym, badmintonie, pchnięciu kulą i w rzucie piłeczką palantową też – wylicza Asia. Do niedawna tańczyła jeszcze modern jazz. Teraz wszystko postawiła na tenis.
 
350 zawodników
Najmłodszy w „Beskidach” jest sześcioletni Tymek. A najstarszy – pan Franciszek Głowacki. W sierpniu skończy 80 lat. Na trening przychodzi najwcześniej. Pomaga rozkładać stoły, napina siatki. Gra tu od siedmiu lat. Wcześniej z tenisem stołowym nie miał wiele wspólnego. – Wciąż jestem szybki – uśmiecha się. – A dzięki treningom moje zdrowie się poprawiło – dodaje. Przy sąsiednim stole gra Marzena, wnuczka pana Franciszka. – Gdy miała osiem lat, przyprowadziłem ją do trenera – opowiada dziadek. – Powiedziałem: „To przyszła mistrzyni świata”. Wtedy jeszcze wygrywałem z wnuczką. Dziś to już bardzo trudne – śmieje się pan Franciszek. – W tym sporcie nie wystarczy dobra kondycja. Przy stole trzeba dużo myśleć i być błyskotliwym – dodaje. Stoły do ping-ponga stoją na sali gimnastycznej od poniedziałku do czwartku. Jeśli ktoś chce pograć więcej, zagląda czasem do domu parafialnego. Chyba że po drodze zatrzyma się na jednym z dwóch trawiastych boisk w ogrodzie parafialnym. W klubie trenuje w sumie 350 zawodników. Grają nie tylko w tenisa, ale i w piłkę nożną i ręczną, w siatkówkę, koszykówkę, badmintona. Niektórzy pływają. Szkolny parkiet zajmują przez 40 godzin w tygodniu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.