Co w murach straszy

Franciszek Kucharczak

|

MGN 07/2013

publikacja 03.10.2013 14:16

Poszukiwacze zamkowych duchów tracą z oczu ducha zamku.

Krzyżtopór, mimo że jest ruiną, budzi zachwyt większy niż niejeden zachowany zamek Krzyżtopór, mimo że jest ruiną, budzi zachwyt większy niż niejeden zachowany zamek
east news/Marek Bazak

Zarządcy zamków tak sobie umyślili, że zamek musi mieć duchy. Uznali, że bez nich to turyści nie przyjadą. Jednak zamki mają z reguły długą historię i niemożliwe, żeby w ciągu wieków nie zdarzyło się tam nic ciekawego. Ot, taki zamek Tenczynek. Z autostrady Katowice–Kraków wygląda niepozornie, jak większość ruin, ale kto się do niego zbliży, widzi potężne zamczysko. Kto zaś pogrzebie w historii, dowie się, że tu polska załoga broniła się długo i bohatersko przed Szwedami w czasie potopu. Twierdza była celowo „wystawiona” przez marszałka wielkiego koronnego, rozpuścił bowiem pogłoski, że tam ukryto skarb koronny. Dzięki temu można było skarb ukryć gdzie indziej. Gdy już zgasła wszelka nadzieja, Polacy zgodzili się na kapitulację w zamian za obietnicę zachowania załogi przy życiu. Szwedzi jednak po wejściu do zamku, wyrżnęli obrońców niemal do nogi. Czy wiedząc o tym, nie zaczynamy inaczej patrzeć na miejsce, w którym to się działo? Czy mur, który spłynął krwią obrońców, jest tak samo obojętny, jak ściana supermarketu? Dla mnie nie. I myślę, że dla Was też nie. To przecież dużo bardziej dramatyczne i bohaterskie, niż zmyślone opowieści o zjawach snujących się po murach i jęczącej Brunhildzie, która ma coś tam przebaczyć. W takim Tenczynku powinna straszyć cała dywizja Szwedów z powodu swojej wiarołomności. Ale jakoś o tym nie słychać.

Lepiej pomyśleć
Gdy niewiele wiadomo o jakimś zamku, to jeśli ma się do opowiedzenia jedynie wyświechtane bajki o duchach, lepiej już milczeć, patrzeć na kruszejące mury, i słuchać wiatru gwiżdżącego gdzieś wysoko w dziurach po oknach. I wyobrażać sobie, jak to musiało być. Bo musiało! Przez bramy wjazdowe musiały wjeżdżać karety, powozy, musieli przejeżdżać zbrojni rycerze, giermkowie. Te budowle pamiętają ludzi, których już dziś tam nie ma, ale kiedyś byli tak realnie, jak my teraz. Gdy to dotrze do świadomości, dreszcze chodzą człowiekowi po grzbiecie. Mnie nieraz coś takiego ogarnia, szczególnie w kilku zamkach, które lubię odwiedzać przy każdej okazji. Jednym z nich jest Krzyżtopór w Ujeździe niedaleko Opatowa. Gdy przed laty znalazłem się tam po raz pierwszy, oniemiałem. Choć to ruina, to już same jej rozmiary imponują. Z niedowierzaniem przemierzałem wielkie sale, spoglądałem przez otwory okienne to na wewnętrzne dziedzińce, to na zewnątrz, gdzie widać bastiony i mury opasujące pałac na długości 600 metrów. I zdumiewałem się, że to takie wielkie, a i piękne, bo czas, mimo całego okrucieństwa, z jakim obchodzi się z budynkami, nie zatarł tu całkiem śladów dawnej świetności. A może nawet nadał im tajemniczości. Nie wszędzie spadły tynki. Tu i ówdzie widać fragmenty misternych sztukaterii, a miejscami na zewnętrznych ścianach widnieją jeszcze inskrypcje. Już za główną bramą witają przybysza dobrze zachowane symbole krzyża i topora (stąd nazwa zamku) – krzyż wyrażał wiarę fundatora Krzysztofa Ossolińskiego, a topór był głównym elementem jego herbu. Potęga magnata, którego stać było na taką rezydencję, nie mogła jednak sprawić, żeby się nią długo cieszył. Zmarł rok po ukończeniu budowy. Jego jedyny syn kilka lat później zginął od tatarskiej strzały podczas powstania Chmielnickiego. Sześć lat później przyszli... Szwedzi i, jak to oni, ograbili zamek z jego wspaniałego wyposażenia. Sto lat później w ostateczną ruinę obrócili go Rosjanie.
 
Wieś, co miastem była
Wielkie wrażenie robi też na mnie zamek w Szydłowie. Tam zachowały się (częściowo dzięki konserwacji) mury obwodowe z blankami i wspaniałą bramą, co w Polsce jest wyjątkowe. Ludzie mieszkają wewnątrz murów tak, jak mieszkali ich przodkowie w średniowieczu. I chodzą do tego samego gotyckiego kościoła, który postawił w Szydłowie Kazimierz Wielki jako akt pokuty za zamordowanie księdza Baryczki (tak, tak, nasz król był niezłym gagatkiem). Miasto podupadło po tym, jak w 1630 roku nieopłacone najemne wojsko podpaliło przedmieścia, a pożar przeniósł się w głąb miasta. A już ostateczny cios zadali mu… kto? Tak, nasi ulubieni Szwedzi. Wszystkie takie wydarzenia (a zamki zazwyczaj są ich świadka- mi) musiały się wiązać z ludzkimi dramatami, z przemocą, z krzykiem, płaczem. W takich miejscach widać jak na dłoni, czym jest ludzka wielkość i co znaczy bogactwo. I jak wszystko, choćby było najwspanialsze, narażone jest na pożary, kradzieże i inne formy zniszczenia. Niby to wszyscy wiedzą, ale rzadko o tym myślą. Zamki, nawet utrzymane w dobrym stanie lub odbudowane – zmuszają do pomyślenia o tym, że my naprawdę przemijamy, a z nami wszystko, o czym błędnie mówimy „moje”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.