Fabryka pieniędzy

Adam Śliwa

|

MGN 05/2013

publikacja 17.06.2013 15:48

Z prędkością karabinu maszynowego tylko w jednym miejscu w Polsce powstają złotówki i grosze.

Wielkie prasy zasysają z jednej strony gładkie krążki i wybijają monety Wielkie prasy zasysają z jednej strony gładkie krążki i wybijają monety
Jakub szymczuk

Papierowe pieniądze, czyli banknoty produkuje wytwórnia papierów wartościowych. Monety natomiast powstają w mennicy. Zanim na własne oczy zobaczymy, jak robi się złotówki i grosze, najpierw musimy podać swoje dokładne dane, następnie wszystkie przedmioty z kieszeni oddać do depozytu i dopiero potem wręczają nam elektroniczną przepustkę. Na koniec jeszcze tylko sprawdzenie wykrywaczem metalu i możemy wchodzić do środka.

Gipsowa moneta

Ubrany w skórzany fartuch, mincerz (rzemieślnik produkujący monety) wielkim młotem na metalowym krążku wybijał dwie strony monety. Tak było kiedyś. Dziś życie monety zaczyna się od projektu. – Potem wzór monety rzeźbimy w gipsie, w dużym powiększeniu – tłumaczy pan Tomasz Klonowski, dyrektor działu produkcji Mennicy Polskiej. – Gipsowa moneta skanowana laserem trafia następnie do pamięci komputera. Stamtąd dane przesyłane są do precyzyjnej maszyny grawerskiej, która tworzy próbną monetę, zwaną prototypem. Specjaliści pod lupami poprawiają ją jeszcze dokładnie, czyszczą i wygładzają, po czym, żeby była twardsza, moneta jest hartowana. Z próbnej monety wykonuje się matrycę, czyli formę, odwróconą w stosunku do prototypu (negatyw). Z matrycy-negatywu tworzony jest kolejny prototyp (pozytyw) a z niego właściwe stemple, którymi wielkie prasy będą bić monety. Jedne stemple biją awers, drugie rewers monety. – Awers to ważniejsza strona, czyli ta, gdzie jest orzeł – wyjaśnia dyrektor. – Rewers to strona z nominałem, czyli z wartością wybitą na monecie.

Błyszczący bilon

Przed wejściem do tłoczni znowu czeka nas kontrola. Tym razem sprawdzają, czy nie mamy monet w kieszeniach. W tłoczni kilka pras pracuje na pełnych obrotach. Tu powstaje nowiutki, błyszczący bilon. Złote krążki maszyna wciąga z jednego pojemnika, a po chwili z drugiej strony wyskakują gotowe jednogroszówki – 753 monety na minutę. – Tu nie traktujemy monet jak pieniędzy – śmieje się pan dyrektor. – To produkt naszej pracy, taki, jak w każdym innym zakładzie. Tymczasem kolejna maszyna pakuje wybite monety w plastikowe woreczki, które z taśmociągu wpadają wprost do dużych płóciennych worków. Inna maszyna zaszywa każdy worek, który opatrzony odpowiednią etykietą trafia do drewnianej skrzyni. I tak w kilka chwil do skrzyni trafiły dwa miliony groszówek. Skoro tak szybko powstaje mnóstwo pieniędzy, to dlaczego nie może ich być tyle, by nikomu nie brakowało? – O ilości produkowanych pieniędzy decyduje Narodowy Bank Polski – wyjaśnia pan dyrektor Klonowski. – Pieniędzy w obiegu musi być tyle, ile wymaga gospodarka, inaczej pieniądz straciłby wartość i byłby bezużyteczny.

Złote, srebrne, kolorowe

Mennica to jednak nie tylko pieniądze obiegowe. Tu tworzone są też monety kolekcjonerskie, medale, pieczęcie, numizmaty, czyli monety, którymi się nie płaci. Każda taka moneta wybijana jest bardzo powoli i bardzo dokładnie. Niektóre w złocie lub w srebrze. Część jest malowana metodą tampodruku, czyli na monetę nakłada się kilka warstw kolorów. W ten sposób maszyna może tworzyć nawet bardzo skomplikowane obrazy. Wśród pięknych monet różnego kształtu uwagę przyciąga jedna – Fortuna Redux. Ma kształt walca, a większość informacji wygrawerowanych jest na jej bokach. Można nią płacić w Nowej Zelandii. Jej nazwa pochodzi ze starożytnego Rzymu, gdzie Fortuna Redux miała zapewniać szczęśliwą podróż. – Nie każdy kraj ma mennicę, dlatego w Polsce bito monety dla Białorusi, Armenii, Filipin czy Dominikany – opowiada pan Tomasz Klonowski.

Mennica Polska

Powstała dzięki królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu w 1766 roku. Mennica Warszawska, bo tak ją wtedy nazywano, biła monety dla Polski przedrozbiorowej, dla księstwa warszawskiego, Królestwa Kongresowego, a po upadku powstania listopadowego – rosyjskie ruble. W 1868 roku władze carskie zamknęły mennicę. Ponownie otwarto ją 56 lat później, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, ale już jako Mennicę Państwową. Po II wojnie światowej z powodu zniszczeń pierwsze jedno- i dwugroszówki wypuszczono z mennicy dopiero w 1953 roku. Cztery lata później na monetach pojawiła się nowa nazwa państwa: Polska Rzeczpospolita Ludowa a orła pozbawiono korony. Tak było aż do 1990 roku – wtedy na monety wróciła dawna nazwa i orzeł w koronie. A od 2005 roku mennica nazywa się Mennicą Polską.

Od towaru do pieniędzy

Pierwszymi „pieniędzmi” były towary, którymi wymieniali się rzemieślnicy. Jeśli na przykład krawiec potrzebował butów, szył ubrania dla szewca. Ale kiedy szewc bardziej niż nowych ubrań potrzebował konia, a ten, kto miał konia, nie potrzebował jego butów, trzeba było wymyślić coś innego. Coś zastępczego, co można by było wymieniać na różne towary. I wymyślono monety o różnej wartości. Początkowo pieniądze miały taką wartość, jaką miał kruszec, z którego je wybito, na przykład wartość złota. Z czasem wartość pieniędzy stawała się umowna, to znaczy, że za określoną ilość pieniędzy dostaje się pewien towar. Wartość pieniędzy poświadcza państwo. Sama moneta bez poświadczenia państwa nie jest prawie nic warta. Łatwo to sprawdzić, próbując za złotówki kupić coś w innym kraju. Nikt nie przyjmie naszej waluty, bo u siebie nic za nią nie kupi.

Podpis mennicy

Każda moneta ma podpis mennicy, w której została wytworzona. Znakiem Mennicy Polskiej są litery MW, od historycznej nazwy Mennicy Warszawskiej. Na każdej monecie przez lupę można zobaczyć orła, a pod jego prawą nogą znak MW. Całkiem dobrze jest on widoczny na monecie 5-złotowej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.