Papież – mój nauczyciel

Joanna Bątkiewicz-Brożek

|

MGN 05/2013

publikacja 17.06.2013 15:46

O kardynale, który zmieniał chorym opatrunki, odwiedzał ludzi w kartonowych domach i zapraszał ich na herbatę, rozmowa z ks. Javierem Soterasem z Radia Maria w Argentynie, korespondentem „La Nacion”.

Papież – mój nauczyciel HENRYK PRZONDZIONO

Mały Gość: Kiedy na placu św. Piotra usłyszeliśmy, że nowy papież pochodzi z Argentyny, Ksiądz ukląkł obok mnie i płacząc, modlił się głośno: „Dzięki Ci, Boże!”. To takie emocje, jak rodak wychodzi na balkon papieski?

Ks. Javier Soteras: A jak wy, Polacy, reagowaliście na wybór kardynała Wojtyły? Też płakaliście. Ja wzruszyłem się bardzo! Bo kardynał Bergoglio jest mi bardzo bliskim człowiekiem. Często rozmawialiśmy na antenie argentyńskiego Radia Maria. Tu w Rzymie, przed konklawe, kiedy kardynałowie z całego świata spotykali się, by rozmawiać o Kościele i by się bliżej poznać, kilka razy spotkałem kardynała Bergoglia. Ostatnio dwa dni przed konklawe. Było to na placu św. Piotra. Miał poważny wyraz twarzy. Powiedział mi: „Módl się za mnie!”. Jakby przeczuwał, że coś się już dzieje. Kardynałowie przecież rozmawiali o przyszłym papieżu.

Nikt nie spodziewał się jego wyboru...

Ja tak! Po tym spotkaniu tak. Dzień przed wyborem papieża wysłałem do jednego z argentyńskich dzienników tekst z Rzymu z takim tytułem: „A co by było, gdyby nowy papież wybrał imię Franciszek?”.

Jak to?

Bo czuliśmy, że Kościół potrzebuje powrotu do źródeł, do takiej prostoty, ewangelicznej miłości i pokoju o jakich mówił św. Franciszek z Asyżu.

Kardynał Bergoglio, jako pasterz Kościoła w Buenos Aires, był znany w Argentynie jako naśladowca św. Franciszka?

O tak! To jeden z najbardziej znanych i kochanych kapłanów w naszym kraju, a może i na kontynencie. Człowiek, który kocha Ewangelię i żyje nią, nie tylko mówił zawsze, że trzeba kochać biednych, pomagać im, ale uczył nas, jak to robić.

Jak uczył?

Na przykład nigdy nie używał samochodu i kierowcy, tylko jeździł autobusami, metrem lub chodził pieszo. A dlaczego? Bo pokazywał, że trzeba najpierw być wśród zwykłych ludzi, przejść się ulicami, po których oni chodzą. Iść do dzielnic nędzy, których w Argentynie nie brakuje, rozmawiać z biednymi, poznać ich. Po prostu uczyć się ich kochać, żeby im dobrze pomagać. Regularnie na antenie Radia Maria zachęcał księży: „Wyjdźcie na ulice, idźcie do ludzi z Ewangelią”. I sam to robił.

Ale jak? Wychodził i na ulicy mówił o Jezusie?

No tak. Ustawialiśmy z nim – nawet jak był już kardynałem – stoły na rynku, na placach. Kładliśmy na nich Pismo Święte albo robiliśmy skromny ołtarzyk i odprawialiśmy Msze. Kto chciał, zatrzymywał się, słuchał, uczestniczył. To była okazja do rozmowy. Potem zapraszaliśmy takich ludzi do parafii, na herbatę, na kolację. Taką prostą. Widzieli, że żyjemy jak oni, że jesteśmy normalnymi ludźmi, ale że najważniejszy dla nas jest Jezus. Kardynał Bergoglio mówił zawsze do księży i do ludzi: „Jeśli jesteś na Mszy św., to musisz czerpać z niej siły i żyć nią cały dzień, tydzień”. Kard. Bergoglio miał zawsze wielkie serce!

Czego Was nauczył kardynał?

Jakiś czas temu kard. Bergoglio powołał w naszym kraju specjalne grupy księży i świeckich, które posłane są do tzw. miast nędzy. Mamy w Argentynie dużo takich miejsc, gdzie ludzie żyją w skrajnych warunkach, mieszkają w kartonowych domach albo lepiankach, nie mają wody, brakuje im na jedzenie. I kardynał mówił zawsze: „Najpierw macie tam być!”. I sam nas prowadził do takich dzielnic. Kiedyś, pamiętam, zawstydził nas. Wszedł do jednego z domów, gdzie były chore dzieci i kobieta. Wyglądała strasznie. On ukląkł i zmienił jej opatrunki, nakarmił. Nie musiał nic mówić – zaczęliśmy robić to samo w innych domach. Tak zachowałby się Jezus. Tego uczy w Ewangelii.

Jeśli takiego człowieka wybrali kardynałowie na papieża, co to oznacza?

Że takiego przykładu potrzebujemy. Duch Święty wskazał na człowieka, który w życiu idzie ślad w ślad za Jezusem, który jest posłuszny Bogu. To jasne, że o to chodzi teraz Panu Bogu. Kościół ma być bliski ludziom. Mamy uczyć się kochać tak, jak uczył nas Jezus.

Jak Argentyna przeżywa wybór papieża rodaka?

Dzieją się niesamowite rzeczy. To dla Argentyny wielkie święto! Najpierw był szał i wybuch radości. Ludzie tańczyli i wiwatowali na ulicach. A potem powoli zaczęły się dziać cuda: ludzie masowo się nawracają, księża całymi dniami, do późnej nocy spowiadają. Do konfesjonałów przychodzą tacy, którzy nie spowiadali się przez 15, 20 lat! Kiedy papież Franciszek w lipcu przyjedzie na Światowe Dni Młodzieży do Rio de Janeiro, prawie cała Argentyna pojedzie do Brazylii, żeby się z nim spotkać.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.