Ale piękny dym

ks. Tomasz Jaklewicz

|

MGN 05/2013

publikacja 17.06.2013 15:46

W mały komin wpatrują się miliony ludzi na całym świecie. Czekają na biały dym – znak, że wybrano papieża.

„Bracia i siostry, dobry wieczór...” –  pierwsze słowa „Bracia i siostry, dobry wieczór...” – pierwsze słowa
henryk przondziono

Już dwa razy Pan Bóg pozwolił mi być w Rzymie podczas konklawe. Najpierw w kwietniu 2005 roku. Wtedy sporo było smutku po śmierci Jana Pawła II. Dopiero kiedy kardynałowie weszli do Kaplicy Sykstyńskiej i rozpoczęło się konklawe, powoli zwyciężały nadzieja i radość. Dym pokazywał się trzy razy. Pamiętam, że za każdym razem nie wiedzieliśmy, czy dym jest czarny czy biały. Był jakiś szary, nieokreślony. Za trzecim razem pojawił się wcześniej, niż zapowiadano. Ale kiedy rozdzwoniły się dzwony, było jasne: wybrano papieża! Biegłem wtedy z Radia Watykańskiego na złamanie karku, aby być jak najbliżej balkonu, na którym ukazał się Benedykt XVI.

Moje kombinowanie

W 2013 roku jest nieco inaczej. Konklawe nie odbywa się po śmierci papieża. Benedykt XVI sam zrezygnował z papieskiej posługi. Byłem nieco rozżalony. Także dlatego, że moje chore kolano nie pozwoli mi na to, by polecieć do Rzymu. Ale kiedy podano datę rozpoczęcia papieskich wyborów – wtorek 12 marca – zacząłem kombinować. I nie wytrzymałem. Sprawdziłem bilety na samolot do Rzymu. Są! I nawet w miarę tanie. Ale dopiero na środę. Wiedziałem, że we wtorek jest tylko jedno głosowanie, więc za pierwszym razem z pewnością będzie czarny dym. Kolejny dym w środę w południe. Samolot ląduje w Rzymie po 8 rano, więc powinienem zdążyć na drugi dym. We wtorek oglądam w telewizji początek konklawe. Przejmujący obraz kardynałów wchodzących do Kaplicy Sykstyńskiej. Jak wielka odpowiedzialność spoczywa na nich – myślę. Który z kardynałów wyjdzie stąd w białej sutannie? Śpiew „Przybądź Duchu Stworzycielu” uświadamia, Kto tu jest najważniejszy. Kandydat musi uzyskać dwie trzecie głosów.

Kościół ma poczucie humoru

Pierwszy czarny dym, inaczej niż w 2005 roku, jest czarny jak smoła. Widać, udoskonalono piece, w których spalane są kartki po głosowaniu. W środę rano okazało się, że katowickie lotnisko jest zamknięte. Wylot z Krakowa dopiero po 10. Nie zdążę na południowy dym. Na szczęście dla mnie okazał się czarny. Od 16.30 jestem już na placu św. Piotra. Zimno, pada gęsty deszcz. Jak na Rzym, paskudnie. Ale jestem szczęśliwy. Znów mogę tu być w tak wyjątkowym momencie. Plac św. Piotra stopniowo się zapełnia. Morze kolorowych parasoli. Uwagę przyciąga mężczyzna z brodą w zgrzebnym brązowym worku. Klęczy boso na placu, zwrócony w stronę bazyliki św. Piotra. Przypomina św. Franciszka. Wpatrujemy się w komin. Jak wariaci. Kościół ma poczucie humoru. W czasach komórek, internetu, szybkiej komunikacji, powiadamiać świat o wyborze papieża dymem? Jest w tym coś oryginalnego, szacunek dla tradycji, dla starego zwyczaju, który uświadamia, że dzieje się coś niezwykłego.

Bóg lubi niespodzianki

Słychać różne języki, ale najczęściej włoski. Starsi i młodzi, rodzice z dziećmi w wózkach, księża, zakonnice, wielu z różańcem w ręku. Kościół czeka na swojego widzialnego pasterza. Ten niewidzialny czuwa nad nami, nad kardynałami. Robi się ciemno. Komina nie widać dokładnie, pomagają telebimy. Dym już powinien być. Parę minut po 19 pojawia się. Biały. Na placu wybucha niesamowita radość. Ludzie przepychają się, wszyscy chcą być jak najbliżej balkonu, na którym ukaże się ojciec święty. Dzwony oznajmiają światu radosną nowinę. My, czyli trójka dziennikarzy z „Gościa”, też dzielnie przebijamy się do przodu. Uf, jesteśmy pod samym balkonem. Ludzie spontanicznie intonują hymn maryjny „Salve Regina”. Czekamy, modlimy się. Niezwykłe uczucie. Kościół potrzebuje Piotra – skały, przewodnika, nauczyciela, świadka. W końcu słyszymy słowa, na które czekał cały świat. Francuski kardynał drżącym głosem wypowiada formułę: „Ogłaszam wam wielką radość: Habemus Papam! Mamy papieża!”. Kto nim będzie? „Kardynał Bergoglio, który przybrał imię Franciszek”. Konsternacja. Kto to jest? Czyżby Włoch? Dziennikarze biegają nerwowo, przeglądają spisy kardynałów. Zwykle wydaje im się, że wszystko wiedzą najlepiej, tym razem nic nie wiedzą. Kompletny szok. Bóg lubi niespodzianki. Ojcem świętym został człowiek, na którego nikt nie stawiał. Już po chwili wiemy, papieżem został Argentyńczyk, arcybiskup Buenos Aires, po raz pierwszy Amerykanin, po raz pierwszy jezuita. Grupa młodych Argentyńczyków wznosi wysoko flagę, płaczą wzruszeni.

Papież zaskakuje wszystkich

Ustaje deszcz. Na balkonie pojawia się człowiek w białej sutannie, jakby onieśmielony tym, co się stało. „Bracia i siostry, dobry wieczór…” – zaczyna prosto. „Wygląda na to, że moi bracia kardynałowie znaleźli papieża na końcu świata”. Papież prosi o modlitwę za poprzednika. Odmawiamy wspólnie „Ojcze nasz”, „Zdrowaś...”, „Chwała Ojcu”. A potem kolejna prośba: „Zanim was pobłogosławię, wy pomódlcie się o błogosławieństwo dla mnie”. Papież skłania pokornie głowę, na placu zapada głęboka cisza, modlimy się. Coś niesamowitego! Tego chyba jeszcze nie było. Mówi się o papieżu: sługa sług Bożych. I on pochyla się przed nami jak sługa. To nie był gest na pokaz. Parę godzin później spotkałem znajomego księdza z Hiszpanii. Rozmawiamy o nowym papieżu. Tydzień temu wysłał e-maila kardynałowi z prośbą o artykuł do swojego czasopisma. Kardynał Bergoglio odmówił, ale telefonicznie prosił o dwie rzeczy: by go nie nazywać „eminencją” i o modlitwę za siebie. Taki miał zwyczaj, jako ksiądz i jako biskup. I od tego zaczął swój pontyfikat. Z ubogiego, dalekiego kraju na papieski tron wstąpił człowiek, który widzi Kościół bardziej ubogi i dla ubogich, tak jak św. Franciszek z Asyżu. Zaskakuje prostotą, skromnością, bezpośredniością. Jeden z kardynałów przekazał, że tuż po zakończeniu konklawe, papież powiedział: „Jestem wielkim grzesznikiem, w ufności w Boże miłosierdzie i wyrozumiałości przyjmuję w bólu wybór”. Wybór tego papieża zaskoczył wszystkich, ale ten papież na pewno jeszcze nie- raz nas zaskoczy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.