niedziela, 24 lutego, 2013

publikacja 24.02.2013 20:27

Hau, Przyjaciele!
Taka dziwna niedziela. Pan z Panią poszli wcześnie rano do kościoła i podczas śniadania zaczęli się zastanawiać, co dla naszej rodzinki znaczy „dobrze nam tu być”. Oj, jak bardzo miałam ochotę się wypowiedzieć. Zaszczekałam donośnie, ale uznali, że znowu myślę o jedzeniu i mnie wyśmiali. No, cóż, nie ja jedna jestem źle rozumiana. Podobno sporo osób ma taki problem. Przysłuchiwałam się rozmowie, bardzo zresztą ożywionej, chociaż pozbawionej mojego głosu. No i doszli do wniosku, że nasze mieszkanie jest tym miejscem, gdzie się wszyscy dobrze czują. Znowu szczeknęłam i Paulina stwierdziła, że i ja jestem tego zdania. Polizałam ją w nagrodę po dłoni. Pani dodała, że ona czuje się świetnie w kościele. Bo jednak w domu często jest w stresie, że jakieś obowiązki czekają, że ma zaległości. A w kościele nikt nic od niej nie chce, może się zatopić w modlitwie. No, to mnie zmartwiło. Po co się zatapiać? To niebezpieczne. Zaczęłam się niespokojnie kręcić, ale nie zwracali na mnie uwagi. A w dodatku w samo południe cała rodzinka zasiadła zgodnie przed telewizorem, bo transmitowano z Watykanu ostatnią niedzielną modlitwę papieża. Dlaczego Pani leciały łzy? A zresztą, mi się chciało płakać, gdy usłyszałam, że dzieci wracają do szkoły i będę znowu godzinami sama w mieszkaniu. A jeszcze smutniej mi było dlatego, że ani Paulina, ani Kuba wcale się tym nie martwili. Chyba przez godzinę umawiali się w przyjaciółmi, planowali coś, co dla mnie niedostępne. Cześć, Astra