Szkoła była super

Adam Śliwa

|

MGN 02/2013

publikacja 17.01.2013 07:00

Wybitni naukowcy, profesorowie, eksperci. Dziś uczą innych. Kiedyś sami chodzili do szkoły. Jakimi byli uczniami? Czego w szkole uczyli się najchętniej? Kiedy wiedzieli, że pójdą tą drogą?

Szkoła była super   Jakub Szymczuk/GN Dr hab. Robert Gwiazdowski
Prawnik, wykładowca Uczelni Łazarskiego, ekspert w dziedzinie podatków w Centrum im. Adama Smitha

Szkoła była super. Graliśmy w piłkę, zimą ślizgaliśmy się na lodzie, biliśmy się – jak to chłopaki. A nauka? Jestem chłopcem z warszawskiej Pragi, więc trudno wymagać bym poświęcał czas na naukę.
Kiedyś przeczytałem Marka Twaina gdzie było takie zdanie: „Nigdy nie pozwól, aby szkoła przeszkadzała Ci w kształceniu”. I ja starałem się, żeby mi szkoła nie przeszkadzała.
Jak większość uczniów najbardziej lubiłem wf. Moim najgorszym przedmiotem była muzyka. A nauczycielem muzyki był sekretarz PZPR (Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej) i kazał mi śpiewać jakąś rewolucyjną pieśń. Ja kompletnie nie potrafię śpiewać i strasznie fałszowałem. Dlatego rada pedagogiczna zdecydowała, że dostanę 3 ze sprawowania za to, że nabijam się z systemu komunistycznego, ponieważ to niemożliwe, żeby aż tak fałszować.
Wszystko zmieniło się w klasie maturalnej. Wtedy trzeba już wybrać, co chce się robić w życiu.
 

 

Szkoła była super   Roman Koszowski/GN Prof. Ernest Bartnik
fizyk teoretyk, pracownik Uniwersytetu Warszawskiego

Zainteresowałem się nauką dzięki... ciężkiej chorobie w dzieciństwie. Byliśmy pierwszą rodziną po wojnie w polskim Szczecinie. Tam nabawiłem się reumatyzmu serca i przez 3 miesiące musiałem leżeć w łóżku. Z tego powodu stałem się molem książkowym, ale później zdążyłem też być i łobuzem.
Każda ulica w Szczecinie miała swoją bandę chłopców. Ja byłem na czele takiej bandy. Mieliśmy swój bunkier i bawiliśmy się z innymi grupami w dobrych Polaków i złych Niemców. Często wracałem do domu odrapany, ale nigdy nie miałem kłopotów w nauce. Najlepszy byłem zawsze z matematyki, fizyki.
Do szkoły podstawowej chodziłem we Francji. Gdy miałem około 12 lat, rodzice wysłali mnie na kolonie. Panował wtedy taki paskudny zwyczaj leżakowania, 3 godziny w ciągu dnia. A ja zamiast spać wolałem czytać książki, na co nie pozwalano. Na szczęście naszymi opiekunami byli maturzyści, więc ja pomagałem im w... zadaniach z matematyki, a oni pozwalali mi czytać zamiast leżakować.
Od dziecka wiedziałem, że będę naukowcem, chirurgiem serca albo chemikiem.
 

 

Szkoła była super   Roman Koszowski/GN Ks. Prof. Artur Malina
kierownik Zakładu Teologii Biblijnej Starego i Nowego Testamentu Uniwersytetu Śląskiego

Nauka przychodziła mi dość łatwo. Lubiłem rozwiązywać zadania matematyczne, ale w szkole brałem udział i w przedstawieniach teatralnych, i w zawodach sportowych. Moja droga naukowca zaczęła się, gdy arcybiskup zdecydował, że powinienem pójść na studia specjalistyczne. Dla biblisty pierwszym językiem, którego musi się nauczyć jest łacina, potem greka i hebrajski. Bo w badaniach zawsze warto próbować odczytywać teksty w językach oryginalnych, czyli takich, w jakich zostały zapisane. W tłumaczeniach niektóre słowa w ogóle nie mają swoich odpowiedników.
Stąd też wzięło się moje zainteresowanie językami zwanymi martwymi, czyli takimi, które już dziś nie są używane. Wymaga to dużo cierpliwości i czasu, bo przede wszystkim jest to „wkuwanie” na pamięć. Przydaje się też słuch muzyczny, bo dzięki temu szybciej w głowie zostają różne konstrukcje gramatyczne. A potem kolejnych języków, zwłaszcza gdy są z jednej rodziny, tak jak hebrajski z aramejskim, już łatwiej się nauczyć.
 

 

Szkoła była super   PAP/Andrzej Hrechorowicz Prof. Grzegorz Opala
Lekarz neurolog, kierownik Katedry i Kliniki Neurologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach

Nie miałem żadnych kłopotów z nauką. Duża w tym zasługa szkoły, do której chodziłem. Była to tak zwana szkoła ćwiczeń. Uczyli nas młodzi, pełni zapału nauczyciele, a dzieci były wybierane. Nie na podstawie egzaminów wstępnych, ale każdy musiał przejść specjalną rozmowę. Dzięki temu w szkole było bardzo dużo zdolnych uczniów i mieliśmy na siebie dobry wpływ.
Od dziecka, od tych szkolnych lat fascynowało mnie poszukiwanie prawdy, dociekanie, ale drogi naukowca wybrałem oczywiście trochę później. Wtedy, w tych pierwszych latach, jak każdy chłopak, chciałem być strażakiem. Choć w mojej rodzinie panuje opowieść, że dość wcześnie wybrałem zawód lekarza. A wszystko przez bal przebierańców, na który przyszedłem kiedyś ubrany w fartuch dentystyczny mojego ojca.
 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.