Środa, 19 grudnia, 2012r.

publikacja 18.12.2012 22:17

Hau, Przyjaciele!
Nie wiem, jak Wy, ale ja bardzo lubię, gdy życie toczy się według ustalonych zasad. Lubię powtarzalność. Grudzień trwa, już się przyzwyczaiłam, że Paulina każdego wieczoru biega do kościoła na roraty, że chwilę wcześniej wpada po nią Michasia, że po mszy biorą mnie na krótki spacer i zawsze mam ochotę poszczekać na dzieci z lampionami. Jednak od poniedziałku wyczuwam w domu jakieś niecodzienne napięcie. Najgorsza jest Pani i Paulina. Ciągle coś planują, omawiają, spisują listy zakupów, co Panu i Kubie wcale się nie podoba. Wczoraj mama i córka były aż do rorat na zakupach. Wróciły bardzo zadowolone, wnosiły jakieś torby, uśmiechały się tajemniczo. Na wieczornym spacerze usłyszałam, że przygotowywanie niespodzianek to sama radość, że lepiej jest dawać niż dostawać. No to wzięłam sobie do serca tę mądrość. Udało mi się znaleźć wyrzuconą przez kogoś kość i postanowiłam zrobić Pani niespodziankę. Przemyciłam ją do kuchni, podrzuciłam obok lodówki. Chyba Paulinie coś się pomyliło, bo Pani wcale się nie ucieszyła, a właściwie krzyczała, że kto coś tak obrzydliwego przyniósł. Kość została wyrzucona. Nie mogłam jej odzyskać. Podejrzewam, że źle zrozumiałam mądrość przekazywaną przez Paulinę młodszej koleżance. Cześć. Astra