Niedziela, 4 listopada, 2012r.

publikacja 05.11.2012 17:00

Hau, Przyjaciele!
Kuba zrobił mi wczoraj prezent. Oświadczył, że przez bieganie po cmentarzach jestem smutna, bo siedziałam ciągle w domu, więc on mnie zaprasza na wyprawę do lasu. Szalałam ze szczęścia. Potem okazało się, że koleżanka Kuby na u siebie rodzinę z małym chłopczykiem, który z nudy robi ogromną ilość złych rzeczy. No i postanowili sprawić przyjemność: sobie, małemu, rodzinie i w końcu mi. Las Łabędzki, nasz ulubiony, ma w sobie coś cudownego. Psy w nim cichną, bo przecież trzeba sprawdzić wszelkie ślady. Maluchy, nawet takie jak mały Kuba, są cały czas zajęte. Trzeba przeskakiwać powalone pnie, wbiegać do dołów i na górki, dotykać mech, przyglądać się wielkiej ilości grzybów, kopać w dywany liści, szczególnie z buków i dębów. A tu jeszcze liczne ślady dzików, co pobudziło wyobraźnię dziecka, młodych i moją. Niestety, dzika nie spotkaliśmy, czyli ani Kuba, ani ja nie mogliśmy obronić naszej grupy. Ale Kuba nosił chwilami małego „na barana”, ja zaś pozwalałam prowadzić się na smyczy. Tylko nie rozumiem, dlaczego Ania spoglądała z podziwem na Kubę, a mnie jakby lekceważyła. Nawet miałam wrażenie, że jakieś tajemnicze iskierki przelatują między nimi. Ale niech latają, byle mnie przy okazji brali na spacery. Mam nadzieję, że nawet znowu się spotkamy. A dzisiaj w domu katastrofa. Paulina zamknęła się w pokoju i rzewnie płakała. Dopiero wezwana na pomoc Jadzia wydobyła z niej wyznanie, które podsłuchałam, że Daniel zmienił swój status na zajęty i wrzucił zdjęcia z jakąś dziewczyną. Jadzia zaproponowała daleki spacer na pola, oczywiście ze mną. No to pędzę. Cześć. Astra