Wyspa pełna duchów

Krzysztof Błażyca

|

MGN 11/2012

publikacja 18.10.2012 13:05

Mieliśmy pełne ręce, aby ludzi uwolnić od złych duchów – mówi misjonarz, ojciec Zdzisław Grad. Wyspa Nosy Be na Madagasakrze jest przesiąknięta magią

Wyspa pełna duchów

Zapraszamy do posłuchania muzyków z Madagaskaru i obejrzenia galerii.

Madagskar nazywany jest Czerwoną Wyspą. Żyje tu ok 20 plemion. Przed wiekami przybyły tu z Arabii, Afryki i Indonezji. – To przedziwna mozaika twarzy i kolorów skóry – mówi ojciec Zdzisław Grad, werbista. Na Madagaksarze pracuje od 20 lat. Został nawet... królem malgaskim. – Każdy kapłan jest tu królem – uśmiechając się mówi ojciec Zdzisław. – Królem chrześcijan – tłumaczy.

Chora z powodu magii
Wielu mieszkańcow Czerwonej Wypy nie zna jeszcze Pana Jezua. Wciąż ludzie mają swoje wierzenia, przywołują duchy przodków, żywy jest tak zwany kult czumba. Misjonarze mają pełne ręce roboty. Zwłaszcza gdy taki duch, zawładnie człowiekiem. Wtedy robi się naprawdę niebezpiecznie.
– Kiedyś, przez kilka tygodni, mocowałem się z takim jednym duchem – opowiada ojciec Zdzisław. – Trzy godziny dziennie modliliśmy się nad nastoletnią dziewczyną. Z jej uszu, nosa, ust wychodziły robaki długości ok. 3 cm. Lekarze zbadali ją, prześwietlili, nic nie wykryli. Normalnie musiałaby dawno być martwa. Ale gdy potem podczas modlitwy rzuciło ją gwałtownie, po czym zamarła w bezruchu na długie minuty, było już dla nas jasne, że to nie choroba, która leczą lekarze, ale choroba z powodu czarnej magii. A to może wyleczyć tylko Jezus. Na szczęście Jego moc jest silniejsza od pogaństwa – zapewnia misjonarz.

Kolorowe grobowce
Z kultem przodków związane są rodzinne grobowce. Mają różne kształty i kolory. Często są okazalsze od domów, w ktorych mieszkają biedni mieszkańcy Madagaskaru. – Rodzinny grobowiec jest najważniejszy – mówi misjonarz. – To symbol jedności rodziny. Rzadko spotyka się groby pojedynczych osób. A największą karą jest wykluczenie z rodzinnego grobowca – dodaje misjonarz.
Barwne malgaskie grobowce przedstawiają sceny z życia zmarłych: kim byli, czym się zajmowali. – Jeśli na grobowcu wymalowany jest samolot, to znaczy, że zmarły był lotnikiem, jeżeli postać z karabinem, to był żołnierzem opowiada werbista. – Na każdym grobowcu jest czaszka rogatego wołu. Wół jest na Madgaskarze bardzo cenny. Malgasz kocha swoje woły i z trudem rozstaje się ze swoim stadem. Nawet w godle państwa jest wizerunek wołu.

Królowie misjonarzami
Ofiary z wołów składane przodkom były dla ojca Zdzisława największym wyzwaniem. Według tradycji, ofiarę składają królowie wioski. A takich królów w wiosce może być kilku. To ludzie starsi, szanowani przez wszystkich. – Kiedy zaczynałem pracę – opowiada misjonarz – posłałem najpierw listy do królów z pytaniem czy mogę przyjechać i głosić Ewangelię – wspomina misjonarz. – Przyjęli mnie bardzo życzliwie. Ludzie przyjmowali Pana Jezusa, ale królowie bali się zemsty przodków. Pewnego dnia rzuciłem wyzwanie królom: „Wasze żony i dzieci pójdą do nieba, a wy dokąd?”. Wymyśliłem dla nich, a przy okazji i dla wołów specjalne „błogosławieństwo królów”. Ale król musi najpierw obiecać, że odtąd nie będzie juz składał ofiar z wołów. Dziś na wyspie jest już 110 chrześcijańskich królów. Niektórzy są ochrzczeni, inni przygotowują się do chrztu. Mają królewskie T-shirty i zachęcają innych królów do przyjęcia Pana Jezusa. A z pobłogosławionych wołów mamy ucztę – śmieje się misjonarz.

Jest wiara, będą cuda
Największą radością dla ojca Zdzisława jest oczywiście kontakt z ludźmi. – Widzę żywą wiarę Malgaszy i prawdziwą radość mimo biedy – mówi misjonarz. – Z młodymi Malgaszami założyliśmy studio nagraniowe w stolicy kraju Antanariwa. Nazwaliśmy je TTN (Teny Tonga Nofo), to znaczy Słowo stało się ciałem. Nagraliśmy piosenki, które młodzi sami układali. Przez śpiew i taniec też przecież można głosić Ewangelię a Malgasze mają to we krwi – dodaje ojciec Grad.
Razem z młodymi jeżdżą po Czerwonej Wyspie, opowiadają o miłości Jezusa i modlą się nad ludźmi, którzy sami nie potrafią uwolnić się od magii. W Pangalana postawili grotę. To był początek. Teraz jest tam sanktuarium Matki Bożej Pangalankiej. – Skoro jest wiara i modlitwa, będą i cuda – wierzy ojciec. – Byliśmy świadkami tysiąca uzdrowień. One pokazywały, że Jezus żyje i daje nowe życie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.