Z polityką i w pelerynie

Adam Śliwa

|

MGN 10/2012

publikacja 16.11.2012 12:58

Ciemną uliczką obok katedry idzie postać w czarnej pelerynie i kapeluszu. Tam gdzie przejdzie robi się jasno i bezpiecznie.

Z polityką i w pelerynie Henryk Przondziono/GN

W najpiękniejszej części Wrocławia, Ostrowie Tumskim zapada zmierzch. Kawiarenki zapełniają się, w katedrze kończy się wieczorna Msza a przy dwóch staromodnych latarniach pojawia się człowiek, jakby z innej epoki. To latarnik, Robert Molendo. Zapala gazowe lampy.

Z latarnikiem na zdjęciu
Tuż przed zachodem słońca latarnik zaczyna swoją pracę. Idziemy brukowaną uliczką tuż przy katedrze. Na ramieniu pana Roberta syczy... polityka. – To taka duża zapalniczka – śmieje się latarnik. – Skąd taka nazwa? – Kiedyś latarnicy zapalali latarnie tyczką z płonącą na górze naftą lub denaturatem, czyli taka płonąca tyka – tłumaczy pan Robert. – Na Śląsku mówimy, że się poli tyka. I tak już zostało. Współczesna polityka „napędzana” jest gazem z półkilogramowej butli, którą latarnik nosi ze sobą.
Latarnik jest chyba najczęściej fotografowaną osobą we Wrocławiu. Na placu na Ostrowie Tumskim całe wycieczki zatrzymują się i szepczą: „Patrz to ten latarnik”. – Najśmieszniejsze jest to, kiedy ludzie boją się podejść żeby zrobić zdjęcie. – Pamiętam jak kiedyś skradała się jedna para – opowiada pan Robert. – I tak ustawiali się do zdjęcia, jakby chcieli katedrę sfotografować. Udawali, że tylko przypadkiem znalazłem się w ich kadrze – śmieje się latarnik.
Co ciekawe, dziewczyny są odważniejsze i nie ukrywają swojego zainteresowania pracą wrocławskiego latarnika.

Pomocnik Gazuś
Lampy gazowe trzeba zapalać nie tylko w piękne letnie czy jesienne wieczory. Latarnie muszą się świecić i wtedy, gdy pada deszcz, i wtedy gdy na dworze siarczysty mróz. – Tylko burza jest usprawiedliwieniem, bo piorun mógłby trafić w politykę – tłumaczy latarnik. – Bardzo często mam pomocników, którzy idą ze mną przez całą drogę. A codzienne zapalanie 103. lamp we Wrocławiu trwa około jednej godziny – mówi pan Robert. – Poza tym – dodaje latarnik – w ciągu dnia trzeba naprawiać i czyścić latarnie, które są ulubionym miejscem mieszkania pająków.
Na moście zapiętym setkami kłódek zostawianych przez zakochanych, pomaga latarnikowi Gazuś, jeden z wrocławskich krasnali.
Gdy nad ranem latarnik gasi lampy gazowe, w mieście zazwyczaj jest zupełnie pusto. – Dzisiaj – mówi pan Robert – będę wygaszał lampy o 3.30, kiedy wszyscy jeszcze smacznie śpią. Dlatego mówi się, że latarnik zapalając lampy, mówi wszystkim „dobranoc”, a nad ranem gasząc je, mówi „dzień dobry”.    

Koszulka w latarni
Latarnie zaczęły pojawiać się w miastach w XIX wieku. Nie znano jeszcze wtedy elektryczności, więc najlepszym paliwem okazał się gaz. – Nasze latarnie świecą dokładnie dzięki takiemu samemu gazowi jak w kuchenkach i są podłączone do tej samej sieci – tłumaczy pan Robert. – Ale sam gaz nie wystarczy – dodaje. – Możemy zrobić mały eksperyment. Przy zapalonym gazie w kuchni wystarczy zgasić światło. Okazuje się, że płomień palnika oświetla tylko kawałek kuchenki – tłumaczy latarnik. – Taki system nie nadaje się więc do oświetlania ulic. W latarniach miejskich zastosowano tak zwaną koszulkę Auera. Jest to siatka z dwutlenku boru i ceru. Brzmi to bardzo poważnie, ale działa prosto. Pod wpływem palącego się gazu siatka nagrzewa się do bardzo wysokiej temperatury i świeci jasnym białym płomieniem – wyjaśnia pan Robert.
Każda z lamp ma cztery takie siateczki, które dają bardzo przyjemne i spokojne światło. Przy latarni jest też zawór, którym odkręca się albo zakręca gaz.
We Wrocławiu latarnie gazowe pojawiły się w 1843 roku przy restauracji „Złota Gęś”. Cztery lata później latarnie pojawiły się na Ostrowie Tumskim i są tam do dziś.

Z polityką i w pelerynie   Henryk Przondziono/GN Batman, Harry Potter czy ksiądz?

– We Wrocławiu latarnicy zapalali lampy miejskie od dawien dawna – mówi współczesny latarnik. – Ale zaczęto nas dostrzegać dopiero wtedy, gdy dostaliśmy peleryny i kapelusze. Dzieci często biorą nas za batmana, Harrego Pottera albo księdza – śmieje się pan Robert Molendo.
W XIX wieku dzięki ulicznemu oświetleniu ulice stały bezpieczniejsze. Z czasem w miastach gazowe lampy zastąpiono elektrycznymi, ale na szczęście w historycznych dzielnicach wielu miast często zostawiono stare, poczciwe, ale piękne latarnie.
Światło latarni gazowej jest o niebo przyjemniejsze i daje delikatny, tajemniczy półmrok. Dlatego uliczki wyglądają ja ze starego filmu.
– A najprzyjemniejsze są wieczorne spacery – zamyśla się wrocławski latarnik. – No i radość w oczach ludzi, gdy widzą jak zapalamy stare lampy.


Poli tyka
Politykę, którą latarnik zapala lampy gazowe, możemy zobaczyć nie tylko na ulicach Wrocławia. Polityki używa się też w niektórych kościołach do zapalania i gaszenia wysoko umieszczonych świec.
Kościelna polityka z jednej strony ma jakby kapturek, którym ministrant albo kościelny musi przykryć świecę żeby ją zgasić. 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.