Jestem pazerny

Piotr Sacha

|

MGN 10/2012

publikacja 16.11.2012 13:02

O swoim najważniejszym golu i o tym, kiedy pomagają gwizdy, opowiada Tomasz Frankowski, najskuteczniejszy grający polski napastnik.

Jestem pazerny East News

Mały Gość Niedzielny: Pamiętam mecz naszej reprezentacji, gdzie kibice przez kilkadziesiąt minut wołali: „Gdzie jest Franek Łowca Bramek?”. Jest Pan chyba najbardziej lubianym piłkarzem w polskiej lidze?
Tomasz Frankowski:
– Rzeczywiście, spotykam się głównie z życzliwością kibiców.

I to nie tylko na stadionie Jagiellonii Białystok, gdzie gra Pan na co dzień.
– Ta życzliwość jest na większości polskich stadionów. Choć muszę przyznać, że w sporcie pewna agresja jest potrzebna. A kibice, którzy gwiżdżą, potrafią czasem zmotywować do większego wysiłku. Wtedy zawodnik chce udowodnić, na co go stać.

Jako dziecko też był Pan „Łowcą bramek”?
– „Objawił się talent poparty pracą” – tak mawiał mój trener z czasów juniorów. Od samego początku byłem napastnikiem pazernym na bramki. I tak pozostało do dzisiaj.

Czy każdy napastnik powinien być pazerny?
– Jasne. Bo pazerność na bramki to zaleta dobrego napastnika. Taki napastnik nie powinien zadowolić się po strzeleniu pierwszego gola w 15 minucie meczu. Nie powinien myśleć już tylko o tym, jaki to jest dobry. Ale od razu musi chcieć strzelić drugą bramkę. A po drugiej – trzecią.

Napastnicy mogliby się od Pana uczyć, na przykład jak uwalniać się od obrońców.
– Tego można się nauczyć. Wiele zależy od tego, jakimi warunkami fizycznymi dysponuje piłkarz. Czy gra siłowo czy technicznie. Ja, żeby uwolnić się od obrońców, muszę pomagać sobie sprytem. Zresztą to przychodzi z wiekiem.

Ten spryt miał Pan chyba już od dziecka. Podobno na podwórku ogrywał Pan kolegów?
– To prawda. Z łatwością udawało mi się ogrywać 10-letnich kolegów. Tylko od czasu do czasu starałem się im odpuścić, żeby się nie zniechęcili. Na trening Jagiellonii Białystok zapisałem się jako 10-latek. Wcześniej godzinami kopałem piłkę na podwórku, na boisku szkolnym, czy u babci, która mieszkała blisko stadionu Jagiellonii.

Jak nazywał się idol 10-letniego Tomka?
– Marco Van Basten.

Miał Pan jego plakat w swoim pokoju?
– Gdy zaczynałem grać w trampkarzach, to były całkiem inne czasy. Teraz w każdym kiosku można dostać plakat z Messim. Wtedy to graniczyło z cudem, a jeśli jeszcze to był piłkarz z zagranicznej ligi... Jeden plakat na ścianie to już był sukces. Najczęściej to był Boniek albo Lato. Później, gdy w 1988 r. van Basten był królem strzelców na Mistrzostwach Europy, chyba miałem go już na ścianie.

Cztery tytuły króla strzelców ekstraklasy, 162 bramki – to robi wrażenie. Jeszcze pięć goli i zrówna się Pan z Gerardem Cieślikiem, trzecim w „Klubie 100”. Myśli Pan o tym?
– Odkąd wkroczyłem do tej znakomitej grupy piłkarzy, którzy strzelili ponad 100 bramek, przestałem myśleć o tej liście. Jednak kibice i dziennikarze wciąż mi o tym przypominają. Jeśli będę w dobrej formie, to samo przyjdzie.

Najważniejsza bramka to…
– Strzelona w reprezentacji. Myślę, że kibice dobrze pamiętają moją bramkę przeciwko Anglii na Old Trafford. Była dla mnie szczególna, choć niewiele nam dała. Bo przegraliśmy w tych eliminacjach 2:1. Ale awansowaliśmy do Mistrzostw Świata w 2006 roku.

Łatwiej strzela się wiosną czy jesienią?
– Na pewno jesienią.

Dlaczego?
– Nie mam zielonego pojęcia (śmiech). Ale naprawdę tak jest. Taki wniosek wysnułem już kilka lat temu. I w moim przypadku wciąż się to potwierdza, że w sierpniu czy we wrześniu łatwiej się strzela niż na przykład w kwietniu.

Jest Pan piłkarzem prawonożnym, a strzela lewą. Dlaczego?
– Jestem piłkarzem z inklinacjami do gry prawą nogą – tak się to nazywa. To znaczy, że lewą nogą nie tylko się podpieram, ale również strzelam. Trener juniorów mocno mnie szkolił w tym zakresie. Ale nie tylko mnie. Moi koledzy z grupy juniorów też opanowali sztukę celnego strzelania lewą i prawą nogą, i głową.

O co najczęściej pyta tatę 11-letni Fabian?
– Czy może pograć na komputerze.

A nie o to, jak się łowi bramki?
– Nie bardzo go to interesuje. Mój syn trenuje w akademii Jagiellonii jako bramkarz. A ja się szkolę na jego rękawicach (śmiech). Bo czasem kopiemy razem piłkę. Ale jeszcze za wcześnie, by poważnie myśleć, czy kiedyś będzie bramkarzem.

A czy myśli Pan już poważnie, jakie będzie życie Tomasza Frankowskiego po piłce?
– Na pewno wolniejsze. To jedno jest pewne. Ale na razie nie mam planu, co z tym wolnym czasem zrobię. Czekam spokojnie na rozwój wydarzeń.

Jak długo gra Pan zawodowo w piłkę?
– 20 lat.

Czego powinni unikać zawodowi piłkarze?
– Po prostu trzeba prowadzić zdrowy, spokojny, sportowy tryb życia. Niektóre rzeczy są wpisane w kontrakt – na przykład brak skuterów, uprawiania windsurfingu czy innych sportów wodnych. Trzeba też uważać z alkoholem, pilnować, co się je.
Choć nie trzeba z tym przesadzać. Raz w miesiącu można wyjść do McDonald’s.

Klub 100
1. Ernest Pol – 186 bramek (1954-1966)
2. Lucjan Brychczy – 182 bramki (1954-1971)
3. Gerard Cieślik – 167 bramek (1948-1959)
4. Tomasz Frankowski – 162 bramki (1992-2012)
5. Włodzimierz Lubański – 155 bramek (1963-1975)
6. Teodor Peterek – 154 bramki (1928-1939)
7. Kazimierz Kmiecik – 153 bramki (1970-1982)
8. Jan Liberda – 145 bramek (1955-1971)
9. Teodor Anioła – 141 bramek (1948-1957)
10. Fryderyk Scherfke – 131 bramek (1927-1939)

Do Klubu 100 należy 28 zawodników

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.