Wojna obronna – 1939 rok

Adam Śliwa

|

MGN 09/2012

publikacja 16.11.2012 12:57

Głośna komenda podrywa śpiących ludzi. Szybko wkładają ciężkie tornistry i hełmy. Ustawiają się w kolumnie i ruszają w ciemny las.

Wojna obronna – 1939 rok Dominika Koszowska

Cofamy się w czasie. Jest 2 września 1939 roku. Dołączamy do oddziału polskich żołnierzy maszerującego do lasu wyrskiego niedaleko Pszczyny na Górnym Śląsku.
Niemców tu jeszcze nikt nie widział, choć kilka razy nad ich głowami przeleciały już samoloty załadowane bombami. Żołnierze należą do 73 pułku piechoty.

Lawina pocisków
Teraz pochyleni biegną na skraj lasu. Tymczasem z drugiej strony polany, lawina pocisków zrywa nawet liście z drzew. Na gwizdek dowódcy, wśród wybuchów, wszyscy ruszają z głośnym: „Hurra!”. Tak rozpoczęła się jedna z wielu bitew kampanii wrześniowej. Żołnierzom udało się odbić Wyry, ale następnego dnia musieli się wycofać. Tak jak tysiące innych żołnierzy na całej linii polskiego frontu. Przez następny miesiąc bombardowani przez samoloty walczyli w dzień, a nocą wycofywali się po kilkadziesiąt kilometrów dziennie.

Wojna obronna – 1939 rok   Roman Koszowski/GN

Bitwa 3 D
Co roku w różnych regionach Polski odbywają się rekonstrukcje. Odtwarzane są małe i wielkie epizody. Tak jest i pod Wyrami. Dawne pole bitwy znów poprzecinane jest okopami i drutem kolczastym. Obok wyrskiego pomnika Pamięci Żołnierzy Września przechodzi właśnie kolumna wojskowa. Na plecach niosą ciężar taki sam, jak prawdziwi żołnierze września sprzed 70 lat. Nawet upał tego dnia jest podobny. Różnica jest tylko w tym, że teraz nic im nie grozi, a żołnierze Wehrmachtu przygotowujący się z drugiej strony, to też rekonstruktorzy, tylko w innych mundurach.

Kukły odpadają
– Niemcy muszą być – wyjaśnia Bartek Skolik z grupy Kampfgruppe Hoffmeyer. – Przecież Polacy nie mogą podczas rekonstrukcji walczyć z kukłami – śmieje się. Strzelających na polach żołnierzy i ryczące czołgi obserwują całe rodziny. Tysiące ludzi przygląda się odtwarzanym wydarzeniom z 1939 roku. Każdy wybuch i gejzer ziemi wywołuje wrażenie. Sanitariuszki biegają do rannych. Z czołgu nagle bucha czarny dym, załoga wyskakuje z wieżyczki. Sceny jak z filmu.
Walka skończona. Wszyscy, „zabici” też, wstają i przygotowują się do defilady.

Dzieci na polu bitwy
Tymczasem pole bitwy niemal natychmiast wypełniają dzieci. Szukają... łusek. Przy wojsku też pojawia się niemały tłum. Każdy chce przymierzyć hełm, zrobić sobie zdjęcie z karabinem albo zapytać o jakiś szczegół wyposażenia. Teraz każdy może wejść do czołgu albo przejechać się na motorze. Rekonstruktorzy nie są żołnierzami. – W naszej grupie mamy uczniów, studentów, nauczycieli, robotników i urzędników, przedstawicieli przeróżnych zawodów – tłumaczy Marcin Bojdoł z Grupy Operacyjnej Śląsk. – To nie jest zwykłe przebieranie się. Wszystkich nas łączy pasja do historii i wojskowości.

Pamiątki dla rekonstruktorów
Każdy, kto wstępuje do grupy rekonstrukcyjnej musi mieć wyposażenie takie, jakie noszono w czasach, które są odtwarzane. Poza tym trzeba znać historię okresu, jaki się odtwarza, życie codzienne, regulaminy. Wyszkolenie trzeba mieć takie, jakie mieli żołnierze przed wojną. Na ćwiczeniach i pokazach nie wolno mieć nic, co przypominałoby współczesność. O komórce na przykład, nie może być nawet mowy.

Starsi ludzie, patrząc na rekonstrukcje z czasów II wojny światowej, ze łzami w oczach dziękują za pokazanie ich historii. Niektórzy przekazują potem nawet grupom swoje pamiątki z wojny.
 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.