Środa, 18 lipca, 2012r.

publikacja 18.07.2012 10:40

Hau, Przyjaciele!
Jest problem, bo dosyć często pada deszcz. Maluchy ubierają peleryny, kalosze i są bardzo szczęśliwe. Wyszukują kałuże i chlapią, dopóki rodzinka to toleruje. Paulina i Jadzia mają świetne kurtki przeciwdeszczowe i wcale nie przejmują się pogodą. A ja? Moja gęsta sierść wchłania wodę i potem schnę bardzo długo. W dodatku wysłuchuję niemiłych komentarzy, że parując i susząc się nie pachnę zbyt pięknie. Dlatego zrezygnowałam  z dzisiejszego spaceru. Na szczęście mama Michasi ma dokładnie takie samo podejście jak ja. Zapytała dziewczyn, czy mogą chodzić z Michasią i Kubusiem same, na co one zgodziły się zdumiewająco chętnie. Byłam w rozterce. Bo z jednej strony poczucie obowiązku, by pilnować dzieci, a z drugiej wielka pokusa w postaci wygodnego łóżka, obok którego mama Michasi już ustawiła stos gazet, książkę, talerzyk z ciasteczkami i kubek z kawą. Każdy wie, co mnie przekonało do tego, by zostać w domu. Po godzinnej lekturze i wypoczynku pani Ania zaczęła wzdychać, zerkać na zegarek, wreszcie zadzwoniła do młodych opiekunek. No i nawet ja usłyszałam ich entuzjastyczne okrzyki, że w Trzęsaczu już nie padało, że Kubuś tak słodko śpi, że poszły dalej, do Pustkowa, że tam zjedzą obiad, że wrócą późno, bo jest pięknie, a w dodatku zawarły ciekawe znajomości z rówieśnikami przebywającymi tu na rekolekcjach. Miałam wrażenie, że pani Ani nagle wszystkie czytane artykuły wydały się nudne, że łóżko stało się niewygodne. Postanowiłam jej pomóc. Podbiegłam do drzwi i zaczęłam skomleć. Zadzwoniła jeszcze raz do Pauliny, że wyrusza razem ze mną w ich kierunku, że pójdziemy plażą, więc szybko się spotkamy. Nie wiem, z jaką prędkością maszerowałyśmy na zachód, ale może warto posłać nasz wynik do Londynu? Olimpiada coraz bliżej, a tu nad polskim morzem padł niezły rekord. Cześć, pozdrawia Was wysportowana Astra