Stracona okazja (Polska – Grecja 1:1, Rosja – Czechy 4:1)

Leszek Śliwa

publikacja 08.06.2012 23:27

Polacy mają znacznie lepszą drużynę niż Grecy. Mimo to byli o krok od porażki. W drugim meczu Rosjanie potwierdzili wysoką klasę.

Stracona okazja (Polska – Grecja 1:1, Rosja – Czechy 4:1) Robert Lewandowski w akcji podczas meczu Polska - Grecja OLIVER WEIKEN/PAP/EPA

Polska – Grecja 1:1

Nasz zespół zmarnował ogromną okazję żeby rozbić słabszego piłkarsko rywala. W pierwszej połowie Grecy nie potrafili przeprowadzić ani jednej składnej akcji. A Polacy raz po raz ośmieszali podobno „żelazną” grecką obronę. Tymczasem po przerwie Grecy grając w osłabieniu (sędzia dość pochopnie pokazał czerwoną kartkę Papastathopoulosowi) goście najpierw wyrównali, potem zmarnowali rzut karny, a w końcu strzelili gola nie uznanego z powodu spalonego.

Polscy kibice łapali się za głowę, nie rozumiejąc co się dzieje. Spróbujmy więc się zastanowić, dlaczego druga połowa była zupełnie odmienna od pierwszej.

- Przede wszystkim trener Greków, Portugalczyk Fernando Santos, chyba nie odrobił zadania domowego. Przecież musiał słyszeć o tym, że największym atutem Polaków jest znakomicie zgrana dwójka z Borussii Dortmund: Piszczek – Błaszczykowski. Mimo to ustawił swój zespół rutynowo, chroniąc tak samo obie flanki. Osamotniony lewy obrońca grecki był ciągle ogrywany i dośrodkowania Łukasza oraz Kuby raz po raz trafiały do naszego super strzelca Roberta Lewandowskiego. W przerwie Santos naprawił swój błąd i zablokował prawe skrzydło Polaków. Do Błaszczykowskiego przestały dochodzić podania i – zdesperowany – postanowił szukać piłki w środku boiska.

- W takiej sytuacji powinna uaktywnić się lewa strona naszego ataku. Niestety Rybus zawiódł zupełnie. Franciszek Smuda chyba wcześniej powinien go zmienić.

- Naszej drużynie paradoksalnie zaszkodziła czerwona kartka dla rywali. Mając liczebną przewagę poczuli, że mecz już jest wygrany. Utrata koncentracji w takiej sytuacji jest bardzo niebezpieczna, bo potem trudno znaleźć właściwy rytm gry, kiedy nagle przewaga znika i trzeba zaczynać od zera.

Na zakończenie parę słów podsumowania gry obu drużyn. Polacy zaczęli obiecująco i widać, że mają spore możliwości. Należy pochwalić defensywnych pomocników Murawskiego i Polańskiego, którzy zapewnili nam przewagę w środku pola. Trzeba jednak koniecznie poprawić grę lewej flanki, by Polacy nie byli tak łatwi do rozszyfrowania. Na pociechę kibicom trzeba przypomnieć, że nasza drużyna zawsze wolała grać z kontry, a miała kłopoty z rywalami murującymi bramkę.

Grekom trudno wróżyć wielką karierę w tym turnieju. Ich jedyną silną stroną jest dobra gra głową. O grze kombinacyjnej nie ma co nawet wspominać. Z tak ubogimi umiejętnościami są skazani na grę defensywną. Co prawda grając tak osiem lat temu zdobyli mistrzostwo Europy, ale wtedy mieli znakomitych, skutecznych napastników i nieprawdopodobne szczęście. Teraz nie prezentują się solidnie w żadnej linii, nawet w obronie.

Rosja – Czechy 4:1

Mecz był ciekawszy niż można się było spodziewać, bo obie drużyny zagrały ofensywnie. Rosjanie udowodnili, że słusznie są uważani za faworyta grupy. Czesi ułatwili im jednak zadanie. Rzucili się od pierwszej minuty na przeciwnika słynącego z zabójczych kontr, odkrywając się zupełnie. Rosjanie mogli więc grać tak jak lubią. Ich znakomici napastnicy mieli wystarczająco dużo miejsca by pokazać pełnię umiejętności. Podopieczni Holendra Dicka Advocaata grają systemem 4-3-3, bardzo duże siły angażując w ataku. To sprawia, że narażają się na kontry, co stwarza pewien cień szansy dla Polaków.

Czesi pokazali, że grają w piłkę zupełnie nieźle. Pochwały trzeba jednak ograniczyć do pomysłowych i dobrych technicznie pomocników (wyróżnili się Jiráček i Pilař). Trudno jednak wygrywać bez choćby jednego w miarę niezłego napastnika. Rosjanie znając słabość czeskiego ataku, oddali rywalom piłkę, spokojnie czekając na okazje do kontr.

Zobacz również: Futbol wg Sofoklesa