Boże stwory

Piotr Sacha

|

MGN 06/2012

publikacja 23.07.2012 10:39

Na ołtarzu stoi Najświętszy Sakrament. Przed Nim grupka chłopców myje sobie nawzajem nogi. Wielki Czwartek? Nie, zwykła sobota, zbiórka ministrantów.

Boże stwory Roman Koszowski/GN

Kacper, który lubi film „Alvin i wiewiórki”. Hubert, który gra w orkiestrze. Szymon, który przyznał, że najtrudniejszym słowem jest „turyferariusz”. Jarek, który chciałby, żeby Jan Paweł II pomógł mu „być bardziej wyrozumiałym, cierpliwym i żeby umiał się poświęcać”. Dawid, który zawsze był ciekaw, jak to jest patrzeć na Kościół od tej drugiej strony. Mateusz, który napisał wiersz i zaczął tak: „Dobroć łagodność i pokora to cechy każdego Bożego stwora”.
To i jeszcze więcej 43 ministrantów i lektorów z Międzyborowa na Mazowszu opowiedziało w albumie dla papieża zatytułowanym „Dobrym być”. Gdy umierał Jan Paweł II, najstarsi mieli 12 lat. Najmłodsi nie chodzili jeszcze nawet do przedszkola. W albumie dla papieża opowiedzieli między innymi o tym, jak zostali ministrantami, co lubią najbardziej i kim jest dla nich Jezus.

Książka dla papieża

– Pomysł pojawił się podczas Mszy św. w zeszłym roku, w dniu beatyfikacji Jana Pawła II – wspomina ks. Paweł Murynowicz, opiekun ministrantów. – Ministrancki album napisało 43 chłopaków – dodaje ksiądz.
Kolorowe zdjęcia i twarda oprawa robią wrażenie. Ale jeszcze większe wrażenie robi ministrancka lista obecności. Każdy napisał w nim coś od siebie. – Najtrudniej było z wierszem – łapie się za głowę Kacper Pakuła. – Najpierw pomyślałem, żeby poszukać czegoś w internecie. Ale to nie byłoby w porządku. I sam napisałem sześć linijek – opowiada dziesięciolatek. 
Wiersz Huberta Kopaszewskiego powstał podczas Mszy. Chwilę później, już w zakrystii, Hubert szukał kartki i długopisu, żeby szybko zapisać myśli. – „Dobrym być” to odpowiedni tytuł – tłumaczy lektor. – Bo ministranci powinni dawać dobry przykład – dodaje.

Przepis na owies

Swój album ministranci rozprowadzają w parafii i w okolicy. Zebrane pieniądze przeznaczą na pielgrzymkę do grobu Jana Pawła II. Do Rzymu pojadą w przyszłym roku. A w te wakacje ruszają z Mazowsza na Podhale.

Te wyjazdy są możliwe dzięki funduszowi ministranckiemu. – Mamy swoje pomysły na zdobywanie pieniądze – chwalą się chłopcy. – Przed Wielkanocą na przykład przygotowaliśmy 700 buteleczek z wodą święconą – rzuca Dawid. – A w Trzech Króli rozprowadzaliśmy kadzidło i kredę – mówi Damian. – Przed Niedzielą Palmową zaproponowaliśmy parafianom palmy – dodaje Hubert. – Zrobiły je nasze mamy i babcie.
Hitem okazały się... owies i rzeżucha. – Najpierw zbieraliśmy pudełka po maśle i po jogurtach. Później sadziliśmy w nich owies i rzeżuchę  – Jarek Sieczka opowiada o „Akcji kubek”. – Z owsa zrobiliśmy próbny siew, żeby sprawdzić, czy to nam się w ogóle uda. Udało się. I w wielu domach pojawił się ciekawy stroik wielkanocny.
– A przepis jest taki prosty – śmieją się ministranci. – Owies, ziemia i woda. – W każdym takim kubku była jeszcze niespodzianka. Karteczka z mądrą myślą na Wielkanoc.

Miska, dzbanek i ręcznik

Ministranckie zbiórki mają co tydzień. A co dwa miesiące spotykają się na specjalnej zbiórce modlitewnej. I na przykład idą wtedy razem na... cmentarz. Albo w kaplicy przy ołtarzu rozkładają 20-metrowy różaniec. Na jednej zbiórce modlitewnej w kościele stanęli w kółku. Ksiądz Paweł wystawił na ołtarzu Najświętszy Sakrament. A potem, gdy przeczytał fragment Ewangelii o umywaniu nóg apostołom, zrozumieli, dlaczego w pobliżu stoi miska, dzbanek z wodą i ręcznik. Po chwili, tak jak kiedyś Jezus, każdy ministrant umył nogi koledze stojącemu obok. – Przecież wszyscy jesteśmy sobie równi – stwierdza krótko Przemek Mirecki.
Zwykłe zbiórki prowadzą siedemnastoletni ceremoniarze Jarek i Dawid, czyli „Jerry” i „Słoik”. W Międzyborowie każdy ministrant ma ksywkę. – Przekazujemy chłopakom to, co kiedyś nam przekazali – mówi „Jerry”. – Ważne, żeby to, co robimy przy ołtarzu, płynęło z serca – dodaje.

Łacina – lubię to

W soboty ćwiczą elementy liturgii.
– Triduum Paschalne przygotowujemy od stycznia – uśmiecha się „Słoik”, który po łacinie śpiewał litanię do Wszystkich Świętych.
Łaciną zainteresował ich proboszcz. Gdy do parafii przyszedł nowy wikary, opiekun ministrantów, na wstępie ministranci zapytali go: „Pouczy nas ksiądz łaciny?”.
– Po łacinie możemy na przykład zaśpiewać części stałe – uśmiecha się „Kopi”.
Po zbiórce nieraz długo grają razem w piłkarzyki, ping-ponga, kopią piłkę albo jeżdżą na rolkach i desce. Kilku ministrantów ćwiczy w parafialnej orkiestrze. I oni podczas uroczystości w kościele mają problem: stanąć na chórze z orkiestrą czy przy ołtarzu w komży?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.