niedziela, 15 kwietnia, 2012

publikacja 15.04.2012 12:56

Hau, Przyjaciele!
Różne nieporozumienia wynikły w związku z dzisiejszym świętem. Zaczęło się już wczoraj, gdy najstarsza sąsiadka, pani Maria, zawiesiła na klatce obrazek Pana Jezusa dołączony do ostatniego numeru Gościa Niedzielnego. Akurat do Michasi przyszła koleżanka. Zapytała, po co ten obrazek, a Pani Maria zaczęła z wielkim uczuciem opowiadać. Dziewczynka bardzo się przejęła, powiedziała, ze też chce taki obrazek. Akurat Paulina i Jadzia wracały ze szkoły. Usłyszały rozmowę, dodały do tej opowieści sporo szczegółów, bo właśnie dzisiaj miały ten temat na lekcji religii. Nasza klatka schodowa stała się salą wykładową. Ale zaraz pojawił się temat pomagania i najwięcej entuzjazmu w tej dziedzinie wykazały oczywiście najmłodsze. Już po 10 minutach zameldowały się pod drzwiami pani Marii chętnie do wszelkiej pomocy w domu lub w ogrodzie. Ponieważ pogoda była zmienna, weszły do mieszkania i już po chwili poczułam zapach pieczonej szarlotki! Drapałam w drzwi tak długo, aż zostałam wpuszczona. Z różnych miejsc spoglądał na mnie Pan Jezus z uniesioną do błogosławieństwa ręką. Michasia i jej koleżanka zajadały szarlotkę, dzieliły się ze mną bezwiednie i słuchały historii obrazu namalowanego pod czujnym okiem św. Faustyny. Nie rozumiałam tego, ale zastanawiało mnie, kto komu bardziej pomógł. Czy dziewczynki sąsiadce, czy raczej sąsiadka dziewczynkom. No i ja, mi też okazano dobroć. A to jest podobno najważniejsze. Cześć.Astra