Co jest najważniejsze

MGN 11/2003

publikacja 12.04.2012 00:16

Na trudne pytania odpowiada ojciec prof. Jacek Salij, dominikanin

Co jest najważniejsze

– Zauważyłem, że ludzie najczęściej życzą sobie zdrowia i mówią przy tym, że ono jest najważniejsze. Czy mają rację?
– Wyrazu „najważniejszy” używamy czasem w znaczeniu szerokim. Na przykład po męczącej wycieczce wychowawca mówi: „A teraz najważniejsze, żebyśmy odpoczęli”.

– Czyli wyrażenie: „zdrowie jest najważniejsze” znaczy tylko tyle, że jest ono czymś bardzo ważnym?
– Przecież wystarczy, że zachorujesz na grypę, a tracisz nawet chęć do zabawy. W chorobie trudno pracować, uczyć się, pomagać innym.

– To może życie jest wartością najwa żniejszą? Tak czasem się mówi.
– W każdym razie kiedy ktoś utracił życie, to i całe zdrowie utracił. Nawet jeżeli pięć minut przedtem był zdrowy jak rydz. Dopóki człowiek żyje, zdrowie może mu się polepszyć. Zresztą ktoś nawet bardzo chory cieszy się zazwyczaj tą odrobiną zdrowia, jaka mu jeszcze pozostała.

– Czy chorych trzeba utrzymywać przy życiu za wszelką cenę?
– Ten temat odłóżmy sobie do innej rozmowy. Teraz powiem Ci tylko tyle, że nawet człowieka bardzo chorego nie wolno pozbawić życia. To byłby straszny grzech.

– Zastanawiam się, czy jest coś ważniejszego niż życie...
– No to dobrze się zastanów. Na przykład czasem ksiądz odprawia mszę świę tą w czerwonym ornacie.

– Już wiem! Męczennicy! Woleli umrzeć niż wyrzec się Pana Jezusa.
– Czy umiałbyś wymienić jakichś męczenników za wiarę?

– Mój patron Apostoł Piotr. Także Apostoł Paweł. Ponadto święty Wojciech. I jeszcze ta zakonnica austriacka, którą hitlerowcy skazali na śmierć za to, że nie chciała w salach szpitala pozdejmować krzyży.
– To beatyfikowana przez Jana Pawła II siostra Helena Restytuta Kafka. Chciał bym Ci jednak powiedzieć, że Pan Jezus uczył nas, żebyśmy się niepotrzebnie nie narażali na męczeństwo. Mówił: „Gdy was prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do innego!”.

– Nie rozumiem. Czy może ta siostra źle zrobiła, że odmówiła wykonania rozkazu i nie zdjęła krzyży?
– Wręcz przeciwnie. Ona w ten sposób wyznała Pana Jezusa, że nie chciała przyłożyć ręki do wyrzucenia krzyży. I że nie chciała hitlerowcom ułatwiać szydzenia z wiary. Im się to wydawało bardzo dowcipne, że zakonnica będzie zdejmowała krzyże.

– No właśnie.
– Wrócę do Twojego pytania. Czym innym jest narażać się na męczeństwo, a czym innym narażać się niepotrzebnie. Przypomnij sobie, jak mocno Pan Jezus nas prosił, żebyśmy się Go nigdy nie wstydzili ani nie bali się do Niego przyznać: „Kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem”.

– No to dlaczego mówił: „Kiedy was będą prześladować, uciekajcie do innego miasta”?
– Opowiem Ci o świętym Cyprianie. Żył on prawie 1800 lat temu i był biskupem Kartaginy w Afryce północnej. Kiedy wybuchły prześladowania, on się ukrył i dzięki temu mógł nadal kierować swoją diecezją. W końcu jednak został aresztowany i skazany na śmierć. Kiedy usłyszał wyrok, powiedział tylko: „Bogu niech będą dzięki!”. Wyobraź sobie, że te jego ostatnie słowa zapisał pogański protokolant sądowy.

– Aż się nie chce wierzyć. To musiał być naprawdę niezwykły człowiek.
– A teraz mała zagadka. Są tacy męczennicy, którzy umarli jakby za kogoś innego niż za Pana Jezusa.

– Co to za zagadka! Przecież święty Maksymilian Kolbe oddał życie, żeby uratować drugiego człowieka!
– Mamy jeszcze błogosławioną Mariannę Biernacką, która umarła za swoją synową. Synowa miała niedługo urodzić dziecko, ale znalazła się wśród zakładników, których Niemcy właśnie mieli rozstrzelać. Marianna uprosiła Niemców, ażeby ją rozstrzelali zamiast synowej. I na pewno poszła prosto do nieba.

– Mam jeszcze pytanie. Słyszałem, że w czasach komunizmu kilkoro ludzi w taki sposób protestowało przeciwko władzy, że oblali się benzyną i spalili. Mój tata mówi, że to był zły pomysł.
– Tata ma rację. Nikt nie powinien odbierać życia sam sobie. Oczywiście, my powinniśmy szanować pamięć tych ludzi, bo chcieli jak najlepiej i bardzo się poświęcili. Jednak tata ma rację, że to był zły pomysł.

– A ci harcerze z Katowic, którzy na początku II wojny światowej z jednym karabinem maszynowym zastawili drogę całej armii niemieckiej i wiadomo było, że zginą, a Niemców i tak nie zatrzymają. Więc po co?
– Powiem Ci szczerze, że ja bardzo kocham tych chłopaków, którzy nie wahali się oddać za Ojczyznę swojego młodego życia. W tamtym momencie wcale nie było takie jasne, że zbrojny opór wobec najeźdźcy nie ma żadnych szans. A napadnięty naród ma prawo się bronić.

– Wydaje mi się, że ich życie było Ojczyźnie bardziej potrzebne niż ich śmierć.
– Wyobraź sobie kogoś, kto rzucił się na ratunek tonącemu dziecku, ale go nie uratował i jeszcze sam utonął. On się ogromnie poświęcił. Wprawdzie liczył na to, że dziecko uda się uratować, a w końcu sam utracił życie. Człowiek, który rzuca się na ratunek tonącemu bliźniemu albo ginącej Ojczyźnie, nie zawsze ma możliwości, żeby obliczyć szanse. To zaś, że ryzykował własnym życiem, zasługuje na podziw i wdzięczność. Również wówczas, kiedy – patrząc tylko po ludzku – jego działanie skończyło się klęską.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.