Bitwa o wszystko

Franciszek Kucharczak

|

MGN 10/2003

publikacja 11.04.2012 14:59

Był wieczór 7 października 1571 roku. Płonące w kandelabrach świece rzucały na ścianę chybotliwe cienie zebranych w watykańskiej bibliotece dostojników.

Bitwa o wszystko Bitwa pod Lepanto obraz nieznanego autora

 Nagle papież Pius V przerwał rozmowę i podszedł do okna. Po chwili zupełnej ciszy odwrócił się z rozjaśnioną twarzą. Zachrypniętym ze wzruszenia głosem powiedział: – Moje dzieci... zwycięstwo.

Źle się działo z chrześcijanami. Islamska Turcja zagarniała coraz większe obszary zajmowane dotąd przez wyznawców Chrystusa. Europa była w śmiertelnym niebezpieczeństwie. – Z Piotrowej bazyliki uczynię stajnię dla moich koni – odgrażał się sułtan Selim II. Wreszcie postanowił zaatakować Wenecję. We wrześniu na wody Morza Śródziemnego wypłynęła potężna flota 273 tureckich okrętów. Przeciw nim udało się zebrać 231 okrętów kilku państw chrześcijańskich, które utworzyły Świętą Ligę. Bardzo o to zabiegał papież Pius V. Zanim jednak flota wyruszyła w morze, załogi okrętów na prośbę papieża odmawiały codziennie różaniec. Potem na pokład każdej jednostki weszli zakonnicy. Wyspowiadali wszystkich obecnych i odprawili msze. Kiedy armada podniosła kotwice, stojący na portowym cyplu wysłannik papieża udzielał klęczącym na pokładach żołnierzom błogosławieństwa. Odpływającym towarzyszyły modlitwy milionów chrześcijan. Tłumy ludzi w całej Europie pościły i odmawiały różaniec w intencji zwycięstwa. Papież spędzał długie godziny na modlitwie w swojej kaplicy. Każdego dnia ulicami Rzymu ciągnęły procesje bractwa różańcowego z obrazem Matki Bożej Śnieżnej.

WIATR W NASZE ŻAGLE
Wczesnym rankiem 7 października flota chrześcijan zbliżyła się do zatoki korynckiej, w pobliżu miasta Lepanto. Nad wodą unosiła się mgła. Kiedy się podniosła, oczom żołnierzy ukazały się setki żagli tureckich okrętów. Widząc to młody dowódca Don Juan d’Austria uniósł wysoko nad głowę żelazny krzyż. Na maszcie jego okrętu załopotała wielka bandera z ukrzyżowanym Chrystusem. Turcy pośpiesznie próbowali wyjść z zatoki, żeby całą siłą zaatakować przeciwników. Długie wiosła poruszane przez chrześcijańskich niewolników miarowo biły powierzchnię morza. Nagle zerwał się niepomyślny dla nich wiatr i znacznie utrudnił manewry. Kiedy obie floty zbliżyły się do siebie, rozległy się salwy z dział. W powietrze wzbiły się słupy dymu z płonących okrętów. Po chwili do huku wystrzałów dołączył się łoskot zderzających się galer, trzask łamiących się wioseł i krzyk tysięcy walczących żołnierzy, którzy próbowali przedostać się na pokład przeciwnika. W środku szyków starły się dwa flagowe okręty dowódców obu wojsk. Stojący na pokładzie turecki dowódca, Ali Pasza, poległ. Celny ogień z chrześcijańskich galer rozgromił resztę nacierających w centrum. Turcy zepchnięci do zatoki wciąż walczyli, ale już nie o zwycięstwo, tylko o ocalenie swojej skóry. Udało się to jednak tylko władcy Algieru, który wymknął się z trzydziestoma galerami. Pozostali utknęli w zbitym tłumie bezradnie manewrujących statków. Wkrótce dopadły je potężne hiszpańskie okręty, miażdżąc, paląc i topiąc.

WOLĘ BYĆ KALEKĄ
Zanim zapadł wieczór, z dumnej floty „pana całej ziemi”, sułtana Selima, zostały tylko drzazgi pływające w czerwonej od krwi wodzie. Trzydzieści tysięcy Turków poległo lub zostało rannych, trzy tysiące dostało się do niewoli. Piętnaście tysięcy chrześcijańskich wioślarzyniewolników odzyskało wolność. Chrześcijanie stracili osiem tysięcy poległych, a 21 tysięcy odniosło rany. Wśród tych ostatnich był pewien młody Hiszpan. Mimo gorączki nie zgodził się zostać pod pokładem i przyłączył się do walki. Dostał trzy kule. Jedna zmiażdżyła mu lewą rękę, która na zawsze pozostała bezwładna. Na szczęście drugą miał sprawną i mógł pisać. Dzięki temu przeszedł do historii jako autor „Don Kichota”. Nazywał się Cervantes. Do końca życia szczycił się udziałem w bitwie pod Lepanto, nazywając ją „najszczytniejszą potrzebą, jaką widziały wieki przeszłe i obecne, i jaką przyszłe mają nadzieję oglądać”. Był też dumny ze swojego kalectwa. „Wolę to, że byłem obecny w tej wspaniałej bitwie, niż od moich ran być wolny, nie biorąc w niej udziału” – pisał.

PAPIEŻ JUŻ WIEDZIAŁ
Posłaniec z wieścią o wygranej bitwie dotarł do Rzymu dwa tygodnie później. Papież, dzięki widzeniu, które miał w dniu bitwy, wiedział o wszystkim. Na pamiątkę ocalenia chrześcijaństwa ogłosił 7 października świętem Matki Bożej Zwycięskiej. Nieco później zmieniono nazwę na obchodzone do dziś w całym Kościele święto Matki Bożej Różańcowej. Wenecjanie po bitwie postawili w swoim mieście kaplicę ku czci Matki Bożej Różańcowej. Na jej ścianie znalazł się łaciński napis: „Nie odwaga, nie broń, nie dowódcy, ale Maryja różańcowa uczyniła nas zwycięzcami”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.