Co by było, gdyby Go nie było

MGN 10/2003

publikacja 11.04.2012 10:31

Jan Maria Rokita * Ewa K. Czaczkowska * Bogdan Rymanowski

  Jan M. Rokita   Jan M. Rokita
polityk, poseł na Sejm RP
fot. PAT
Jan Maria Rokita

polityk, poseł na Sejm RP

Słuchałem Go setki razy w rodzinnym Krakowie jako mojego biskupa. Stał się dla mnie – młodego wtedy człowieka – ideałem mówcy, zdolnego prowadzić ludzi swoimi słowami.

Potem trzykrotnie miałem okazję odwiedzić Go w Watykanie jako przedstawiciel Państwa Polskiego. To są dla mnie – jak dla wszystkich, którzy Go spotykali – niezapomniane chwile.

Jako papież Jan Paweł II przyczynił się do uwolnienia Europy od komunizmu i stworzył nowoczesny model współczesnego katolicyzmu. To wielki Papież.

Chyba nikt pod koniec XX wieku nie wpłynął na świat współczesny tak mocno, jak On. W jednej z encyklik („Veritatis splendor”) Jan Paweł II z właściwą sobie mocą dowiódł, że nikt nie jest w stanie zmusić człowieka do udziału w kłamstwie.

Żadnym. Ani wielkim, ani małym. Bardzo wziąłem sobie tę zasadę do serca

 

Ewa K. Czaczkowska   Ewa K. Czaczkowska
dziennikarka „Rzeczpospolitej”
MICHAŁ SADOWSKI / RZECZPOSPOLITA
Ewa K. Czaczkowska
dziennikarka „Rzeczpospolitej”

Świat na pewno byłby inny bez Jana Pawła II. Ten Papież wyzwolił w Polakach ducha i energię, która doprowadziła do obalenia komunizmu. Najpierw w Polsce, a potem w całej Europie Środkowowschodniej. Pomógł zmienić oblicze Europy, ale miał też wpływ na obalenie wielu dyktatur: w Argentynie, na Haiti, w Chile, na Filipinach.

Chociaż z drugiej strony świat nie słucha tego, co proponuje Jan Paweł II. Odrzucił apele o pokojowe rozwiązanie konfliktu irackiego. Mimo usilnych starań dyplomacji watykańskiej nie udaje się zakończyć konfliktu na Bliskim Wschodzie.

Jan Paweł II od początku pontyfikatu wspiera też jednoczenie narodów Europy, ale teraz, gdy ważą się losy konstytucji europejskiej, okazuje się, że nie ma w niej miejsca na odniesienie do chrześcijańskich korzeni kontynentu. Myślę, że to wielki osobisty dramat Papieża. Pontyfikat Jana Pawła II wpłynął także na moje życie zawodowe, a pośrednio na osobiste.

Dzięki temu, że papieżem jest Polak uczestniczyłam w wielu pielgrzymkach w kraju i za granicą, relacjonując ich przebieg. Były to niezapomniane dziennikarskie przygody, doświadczenia, spotkania.

Słuchanie i czytanie nauczania Ojca Świętego było dla mnie impulsem do dalszych, głębszych duchowych poszukiwań. Dzięki temu na przykład bardziej zainteresowałam się siostrą Faustyną, a przez to kultem Miłosierdzia Bożego

 

Bogdan Rymanowski   Bogdan Rymanowski
dziennikarz TVN 24
fot. TVN 24
Bogdan Rymanowski

dziennikarz TVN 24

Aż boję się pomyśleć, jaki byłby świat bez naszego Ojca Świętego. Bo Jego pontyfikat to praktycznie całe moje życie. Miałem 11 lat, kiedy Karol Wojtyła pożegnał mój i swój Kraków i przeniósł się do Rzymu. Ten dzień był dla mnie jak olśnienie. Czułem, że stało się coś wielkiego.

Pamiętam tamtą radość, tamtą dumę, że jestem Polakiem. Pamiętam łzy szczęścia mojej mamy. Pamiętam dokładnie twarz i słowa Andrzeja Kozery, prezentera Dziennika Telewizyjnego, który przekazał tę informację. Pamiętam 13 maja 1981 roku. Byłem wtedy na nabożeństwie fatimskim w nowohuckiej Arce.

I tę porażającą wiadomość o zamachu. Pamiętam, jak wszyscy runęli na kolana. Każda wizyta Ojca Świętego w latach 80. była jak „zachłyśnięcie się wolnością”. Papież to dla mnie niedościgły wzór. Człowiek Święty. Prostujący nasze poplątane życie. Najlepsze słowo, jakie przychodzi mi na określenie tego, co czuję wobec Niego to FASCYNACJA. Fascynacja Jego wewnętrzną siłą. On jest twardy jak skała. I wierny do końca.

Mam czasami wrażenie, że niesie krzyż nie do udźwignięcia. Ale wiem też, że nigdy się nie podda. Jestem szczęśliwy, że mogę żyć w Jego czasach. Moje spotkania z Papieżem? Pamiętam dwa. Rok 1991 i epizod humorystyczny. Stawiałem wtedy pierwsze kroki jako reporter i relacjonowałem pielgrzymkę dla RMF.

Jako że Msza święta miała się odbyć na krakowskim rynku, a my chcieliśmy być jak najbliżej ołtarza, zająłem miejsce na Wieży Mariackiej. Na żywo, przez telefon opowiadałem wjazd papamobile na rynek. Kiedy Papież był już bardzo blisko, wpadłem w takie uniesienie, że w pewnym momencie krzyknąłem: „Tak, tak! Papież u moich stóp!”.

Drugie „bliskie spotkanie” miało miejsce w roku 1999. Razem z żoną uczestniczyłem w prywatnej Mszy na Wawelu. Spotkaliśmy się wtedy wzrokiem. Trwało to może sekundę. Ale nigdy tej chwili nie zapomnę. Kiedy dwa lata temu urodził mi się syn, nie miałem wątpliwości, że musi mieć na imię Karol

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.