Tour de France - obrazki z wyścigu

Marcin Dominik

|

MGN 09/2003

publikacja 10.04.2012 19:40

Jest tylko jeden taki wyścig kolarski. Największy, najsłynniejszy, najstarszy. Tour de France (czytaj: tur de frans). W tym roku odbyt się po raz dziewięćdziesiąty, a kolarze pierwszy raz wyruszyli na Wielką Pętlę równo sto lat temu, w 1903 roku.

Tour de France - obrazki z wyścigu Leżą Amerykanin Lance Armstrong i Hiszpan Iban Mayo. Jan Ulrich w ostatnim momencie odbił w bok i uniknął upadku. BE&W

Tour de France to nie tylko wielcy zwycięzcy i wielcy pokonani, ale też piękne historie, które tworzą legendę wyścigu.

Obrazek I
Wielki Włoch Gilberto Simoni sromotnie przegrywa etap za etapem. Ma ogromną stratę do lidera. Jeszcze niedawno, bo w maju dzielił i rządził na trasie niemniej słynnego wyścigu Giro d'Italia, który ostatecznie wygrał. Jego menadżer oraz dyrektor techniczny Tour de France namawiają go, by przerwał wyścig. - Dość tego upokorzenia, wystarczy, wracaj do domu - mówią do niego. - Nie umiemy patrzeć na twoją klęskę. Ale Simoni nie poddaje się. Następnego dnia po przeszło 185. km ucieczce i finiszu z 4-osobowej grupy, triumfuje na mecie w Loudenvieille. - Rankiem wiedziałem, że chcę wygrać ten etap -mówił na mecie. - Jest coś w moim charakterze, co powstrzymuje mnie od poddania się, dlatego powiedziałem menadżerowi, że chcę dalej jechać z wyścigiem. Nawet jeżeli mam zły dzień, nadal chcę walczyć. Zwycięzca to ktoś, kto się nie poddaje - ktoś, kto wierzy, że jutro musi być lepiej. Następnego dnia z bukietem kwiatów pojechał do Lourdes, do Matki Bożej. Prosiła go o to mama.

Obrazek II
Do końca górskiego 15. etapu do Luz Ardiden pozostało niespełna 20 kilometrów. Na stromym podjeździe zaatakował mocny Hiszpan Iban Mayo. Lider wyścigu Amerykanin Lance Armstrong rusza za nim. Wyprzedza go, ale zaraz potem zahacza hamulcem o wystającą czapeczkę kibica. Przewraca się. Mayo wpada na niego i również leży jak długi. Wicelider wyścigu, Niemiec Jan Ullrich z trudem odbija w bok unikając kolizji. Mija leżących, ale nie przyspiesza. Czeka aż pechowcy wstaną i wsiądą na rower. Inni kolarze zachowują się tak samo. Armstrong szybko się zbiera, próbuje jak najszybciej dołączyć do grupy i mało znów się nie przewraca!

Prawa noga wyskakuje mu z pedału, z trudem broni się przed drugim upadkiem. W końcu powraca do czołówki i walka rozpoczyna się na nowo. Armstrong ucieka z grupy i ostatecznie z przewagą 40 s. nad Ullrichem i pozostałymi kolarzami wygrywa etap. - Wiedziałem, że rywale poczekają na mnie - mówił na mecie Armstrong. -Zrobiłbym to samo na ich miejscu i już kiedyś to udowodniłem. Dwa lata temu jechałem w grupie, kiedy Ullrich wyjechał na pobocze. Widziałem, że niebezpiecznie upadł i powiedziałem wówczas, że nie możemy uciekać, dopóki nie upewnimy się, że wszystko w porządku. Myślę, że Jan zapamiętał ten gest.

Gdyby Ullrich nie poczekał, może wygrałby etap, a może cały wyścig. Kilkanaście czy kilkadziesiąt dodatkowych sekund może by wystarczyło. - To było normalne, że kiedy Armstrong upadł, nie atakowaliśmy, w kolarstwie obowiązują zasady fair-play - komentował po wyścigu Ullrich. Na mecie w Paryżu był drugi, tuż za Armstrongiem.
 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.