Smakowite życie

Gabriela Szulik

|

MGN 06/2003

publikacja 09.04.2012 19:43

Gdy muzyka zaczynała wypełniać salon Drzewieckich, maleńki Staś, poruszony dźwiękami, dreptał w ich stronę i... siadał pod fortepianem. Początkowo słuchał. Potem próbował improwizować.

Smakowite życie Marysia Machowska, skrzypaczka, przyjaciółka Stasia fot. MACIEJ GOLISZEWSKI/EPOKA

Może już wtedy w głowie dwuletniego chłopca poszczególne dźwięki układały się w pierwsze utwory?

W towarzystwie kruka
Umawiamy się na wtorek. – Proszę zadzwonić po dwudziestej, o tej porze Staś będzie mógł już spokojnie porozmawiać – w słuchawce telefonu słychać pogodny głos taty. W domu wszyscy przeżywają właśnie premierę „Króla Olch” wg Goethego w Teatrze „Lalka” w Warszawie. Staś napisał prawie 40 minut muzyki do tego spektaklu. – Ma ogromną tremę – mówi tata – czuje odpowiedzialność za siebie i za całe przedstawienie, ale na pewno sobie poradzi. – To dość dziwne wrażenie – cztery dni później wspomina Staś. – Tym razem nie byłem wykonawcą, ale słuchaczem swojej muzyki. – Komponowanie dla spektaklu i aktorów to zupełnie co innego – mówi. – Muzykę piszę od dawna, ale tutaj miałem bardzo dużo ograniczeń. Musiałem wziąć pod uwag ę czas, możliwości wokalne aktorów, dramaturgię utworu, zmienność nastrojów. A przede wszystkim sugestie reżysera i scenografa. To oczywiście nie pierwsza poważna kompozycja Stasia. Kiedy jeszcze mieszkali w Moskwie, rodzice Stasia, Tatiana Shebanova i Jarosław Drzewiecki – znani pianiści – bardzo często wyjeżdżali do Polski. Mały Drzewiecki zostawał wtedy z babcią. – Nie było mi u niej źle – wspomina – ale bardzo tęskniłem za rodzicami. – Było mi przykro, że musimy często się rozstawać. Napisałem więc bardzo smutnego Walca a-moll, którego tata często potem grywał na bis. To tak wzruszyło rodziców – śmieje się – że przyśpieszyli decyzję o przeprowadzce. Drzewieccy wybudowali dom pod Warszawą, w otulinie Mazowieckiego Parku Krajobrazowego. – Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli mieszkać gdzie indziej – mówi Staś. – Tu jest cisza, dużo zieleni, las, zwierzęta i nikomu nie przeszkadza, gdy ćwiczę. Tylko kruk stuka czasami w jego okno dachowe.

W doniczce na piątym piętrze
Piętnastoletni Staś, a właściwie należałoby już pisać Stanisław Drzewiecki, jest bardzo zajęty. Wstaje codziennie przed szóstą rano. Ponad godzinę zajmuje mu droga do szkoły na warszawski Żoliborz. Uczy się jednocześnie w szkole ogólnej i muzycznej. – Muszę powiedzieć, że mam wielkie szczęście i do szkoły, i do mojej klasy – mówi. Koledzy cieszą się jego sukcesami, a nauczyciele pogodzili się już z częstą nieobecnością. Po Konkursie Eurowizji w 2000 roku na powitanie w szkole przygotowali mu tort. – Jak wracam z koncertów, staram się nadrabiać wszystkie zaległości – dodaje Staś. – W szkole muzycznej każdy wie, że sam talent nie wystarcza, jest potrzebna regularna i intensywna praca. Każda pasja i zainteresowanie wymaga wysiłku. Czy to jest sport, czy nauka, czy modelarstwo. – Jeżeli jednak robi się to, co sprawia przyjemność i to, co się lubi – mówi chłopiec – wtedy nie czuje się zmęczenia. Moje dzieciństwo było szczęśliwe, a ja jestem normalnym chłopcem – zapewnia. Opowiada o tym, jak kiedyś, jako pięciolatek, wdrapał się na kwietnik za barierką na balkonie. Usiadł w jednej z doniczek i z wysokości piątego piętra oglądał świat machając beztrosko nogami. – Już wtedy ujawniła się potrzeba latania i przestrzeni – śmieje się. Dobrze, że w porę tata zaniepokoił się dziwną ciszą w mieszkaniu. Obok fortepianu stoi stół do ping-ponga. Jego przeciwnikiem w rozgrywkach jest zwykle tata. – Czasami pozwala mi wygrywać – śmieje się Staś. To dobry trening przed grą na fortepianie. Ostatnimi pasjami chłopca są lotnictwo i modelarstwo. Dla niemieckiej firmy modelarskiej Schreiben Bogen zrealizował projekt Cessny Grand Caravan, który j można kupić w niemieckich sklepach. Obecnie kończy własny projekt samolotu. Rozpiętość jego skrzydeł sięga dwóch i pół metra. Marzy o licencji pilota, bo licencję nurka już ma, ale ze względu na wiek, jeszcze trochę musi poczekać. Martwi się, bo ostatnio podano, że linie lotnicze wycofują Concordy, a tak bardzo chciał polecieć tym samolotem do Nowego Jorku. Niedawno po swoim, jak ocenili krytycy, rewelacyjnym debiucie w najbardziej prestiżowej sali koncertowej świata – w nowojorskiej Carnegie Hall – miał okazję pilotować Pipera Arrow nad Manhattanem i czterokrotnie okrążył Statuę Wolności.

W windzie przed koncertem
Staś od pierwszych dni swojego życia słyszał w domu dźwięki muzyki. Rodzice nie starali się specjalnie, by grał, ale skoro ciągle mieli go pod fortepianem, nie było rady. Jego niezwykłej wrażliwości muzycznej i doskonałego słuchu nie można było zmarnować. Pierwszą nauczycielką była oczywiście babcia. Staś miał pięć lat, gdy w ogromnej sali Konserwatorium Moskiewskiego dał pierwszy w swoim życiu wielki koncert. Podobno, żeby zapomnieć o tremie i o tym, co go czeka, zjeżdżał windą w górę i w dół. Dwa i pół tysiąca ludzi biło mu potem brawo. Rok później pojechał do Japonii na pierwsze tourneé koncertowe z orkiestrą Simfonia Varsovia. Koncertował już niemal we wszystkich zakątkach świata. Staś Drzewiecki kocha muzykę. – W niej jest wszystko – mówi – radość, miłość, smutek, strach, zachwyt, złość – wszystkie emocje. Muzyka to całe jego życie. Może dlatego, mimo zmęczenia, setek godzin spędzonych przy fortepianie na żmudnych ćwiczeniach, nie narzeka, że zabrano mu beztroskie dzieciństwo. – Robię to, co lubię, co mnie najbardziej interesuje – powtarza. Nie uważa, że jest specjalnie wyróżniony. Pracuje tylko nad tym, co dostał.

Staś Drzewiecki, to znany dziś na całym świecie wybitny pianista. Rocznie daje ponad 25 koncertów. Laureat wielu nagród, m. in.: Grand Prix X Konkursu Eurowizji, Paszportu „Polityki”. Pierwszą płytę CD nagrał w wieku 10 lat, a ostatnia, czwarta, została wydana przez Sony Classical. Ma 15 lat.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.