Musicie wytrzymać

Franciszek Kucharczak

|

MGN 06/2003

publikacja 09.04.2012 11:27

Był wieczór 23 czerwca 1565 roku. Słońce skryło się za linią horyzontu. Od strony morza powiał wreszcie chłodniejszy wiatr, studząc rozpalone czoła najdzielniejszych rycerzy chrześcijaństwa.

Musicie wytrzymać

Nadchodzący zmrok przerwał trwającą od rana wściekłą walkę na szable, sztylety, pięści a nawet zęby. Wokoło, wśród gruzowiska kamieni, połamanych drzewców, pogiętych rur muszkietów, leżały ciała dwustu poległych tego dnia obrońców fortu i znacznie więcej nacierających Turków. Sześćdziesięciu kawalerów maltańskich jeszcze żyło, ale już przeszli do historii. „Nie ma nic sławniejszego niż obrona Malty” – powie dwieście lat później francuski filozof Wolter, choć ten człowiek mało kogo podziwiał.

Utrzymać za wszelką cenę! – otrzymała rozkaz załoga fortu Świętego Elma. Wielki Mistrz zakonu rycerskiego Joannitów znał znaczenie tej niewielkiej fortecy. Turcy, którzy zaatakowali Maltę armią liczącą 40 tysięcy żołnierzy, mieli przeciwko sobie 540 rycerzy zakonnych, 400 hiszpańskich żołnierzy i najwyżej 4 tysiące mieszkańców Malty. Obrońcy wyspy oczekiwali na przybycie jeszcze 600 świetnie wyszkolonych żołnierzy z pobliskiej Sycylii. Mieli dotrzeć najpóźniej za miesiąc. Żeby jednak mogli wylądować w porcie, broniący wejścia do niego fort Sant’ Elmo nie mógł ulec.

To było jednak zadanie ponad ludzkie siły. Fortyfikacje nie były przystosowane do tak potężnej inwazji, w dodatku z użyciem ciężkiej artylerii. Turcy przywieźli ze sobą działa, z których jedno ważyło 40 ton i strzelało stukilogramowymi kulami. – Trzy dni wystarczą – oceniali najeźdźcy, patrząc na znajdujący się poniżej ich pozycji zameczek. Może by wystarczyły, ale broniący go Joannici nie byli zwykłymi żołnierzami. Wśród ogłuszającego łoskotu padających pocisków, grzechotu muszkietów, w gryzącym dymie, trwali wierni rozkazowi. Odgłosy kanonady było podobno słychać w promieniu niemal 200 kilometrów. 4 czerwca oddział tureckich janczarów pod osłoną nocy opanował oddzieloną od fortu tylko fosą fortyfikację. Teraz rycerze zostali wzięci w kleszcze. Z jednej strony ostrzał artyleryjski, z drugiej strony piechota turecka, która zaczęła zasypywać fosę. Stało się jasne, że kiedy napastnicy nasypią wystarczającą ilość kamieni, p o prostu wejdą na mury.

Co jakiś czas obrońcy wysyłali gońca na drugą stronę zatoki z meldunkiem, że sytuacja jest beznadziejna. – Musicie wytrzymać – nieodmiennie odpowiadał Wielki Mistrz La Vallette. Walczyli więc dalej, ostrzeliwując się zza gruzów, w które zaczynał się zamieniać zamek. To zupełnie niewiarygodne, ale wytrwali w tych warunkach jeszcze dwadzieścia dni. Rankiem 23 czerwca, kiedy fosa została zasypana, Turcy ruszyli do ataku. Po wystrzeleniu pocisków muszkietowych rozgorzała walka wręcz. Obserwujący agonię fortu obrońcy z sąsiednich półwyspów Borgo i Senglea sądzili, że upadek Sant’ Elmo nastąpi w ciągu kilkunastu minut. Z rosnącym zdumieniem słuchali wrzawy bitewnej, która utrzymywała się aż do wieczora. Noc położyła kres bitwie. Sześćdziesięciu pozostałych przy życiu obrońców zebrało się w zamkowej kaplicy. Dziwnie wyglądali. Pokiereszowani, obwiązani szmatami, czarni od prochowego dymu, wszyscy przyjęli komunię. Ostatnią komunię w życiu – na drogę do wieczności.

Kiedy nastał ranek ci ludzie-widma znów stanęli na tym, co pozostało z murów. Dwaj najciężej ranni rycerze nie mogli chodzić, więc kazali się wynieść na krzesłach, żeby w ten sposób móc walczyć. Kiedy Turcy zaatakowali, walka trwała jeszcze godzinę. Dowódca turecki, Mustafa Pasza, był wściekły. Nie mogąc inaczej się zemścić, kazał ukrzyżować martwych rycerzy i wrzucić ich do zatoki. Zdobycie tej twierdzy kosztowało go stratę 8 tysięcy żołnierzy, czyli ponad jedną piątą armii. Co gorsza stracił też pięć tygodni. Okazało się, że ten czas uratował Maltę, bo 29 czerwca dotarła wreście spóźniona pomoc, która pozwoliła dotrwać do nadejścia większej odsieczy. 8 września Turcy dali za wygraną i odpłynęli upokorzeni. Potęga tureckiego imperium załamała się u wybrzeży małej wyspy bronionej przez ludzi wielkiego serca. Joannici po raz kolejny – i nie ostatni – oddali nieocenioną przysługę Europie i Kościołowi. Gdyby Malta padła, nie wiadomo, czy ktoś zatrzymałby pochód islamu w kierunku samego serca chrześcijaństwa – Rzymu.

MALTA to państwo złożone z trzech niewielkich wysp na Morzu Śródziemnym: Malty, Gozo i Comino. Stolicę nazwano La Valletta na cześć Wielkiego Mistrza Joannitów Jeana Parisot de la Valette, który dowodził obroną wyspy w 1565 roku. Zakon rycerski Joannitów otrzymał Maltę w 1530 roku. Po słynnym odparciu oblężenia fortyfikacje znacznie rozbudowano. Maltę podbił podstępem dopiero Napoleon. Od tego czasu zakon utracił swoją siedzibę na wyspie. Potem Malta stała się własnością Imperium Brytyjskiego. W 1963 r. powstało niezależne Państwo Maltańskie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.