Dla mamy i taty

Marek Brokuła

|

MGN 05/2003

publikacja 08.04.2012 19:27

Czwarta minuta meczu. Szymkowiak dostaje piłkę, zamyka oczy i strzela z 25 metrów. Piłka lekko ociera się o słupek i… wpada do bramki. Mirosław Szymkowiak jest szczęśliwy. Podnosi koszulkę i pokazuje kibicom, komu dedykuje gola.

Dla mamy i taty fot. AGENCJA GAZETA

Po remisie z Węgrami w Chorzowie Mirosław Szymkowiak powiedział: – Jeszcze nic straconego, wszystko można nadrobić. Pierwszy krok został zrobiony w wygranym 5: 0 meczu z San Marino. Pierwszą bramkę, w 4. minucie zdobył właśnie Mirosław Szymkowiak. Po pięknym strzale z 25. metrów piłka wylądowała w bramce przeciwnika. Szymkowiak był wniebowzięty. Podniósł meczową podkoszulkę i kibice zobaczyli napis: „Dla mamy i taty”. – Po raz pierwszy w życiu – mówił potem piłkarz – założyłem pod koszulkę meczową podkoszulek z takim napisem. – Radość po strzale była ogromna. W takich momentach się nie mierzy. Zamyka się oczy i wali z 25 metrów – dodał jeszcze. Żałował tylko rzutu wolnego, kiedy piłka trafiła w słupek. – Ale to i tak lepiej – pocieszał sam siebie. – Dotąd strzelając z rzutu wolnego zawsze trafiałem w mur przeciwników. – Następnym razem piłka na pewno wpadnie do bramki.

Mirosław Szymkowiak pochodzi z Poznania. Jako szesnastolatek zaczął grać poważne mecze w miejscowej Olimpii Poznań. Rok później zadebiutował w I lidze. Już wtedy zauważono jego wielki talent. Stamtąd trener Franciszek Smuda ściągnął Szymkowiaka do Widzewa Łódź, a latem 2000 roku sprowadzono piłkarza do Wisły Kraków. Szymkowiak grał najczęściej jako obrońca, defensywny pomocnik, boczny pomocnik, a nawet napastnik. Jednak, jak sam mówi, najlepiej czuje się jako środkowy pomocnik. reprezentacji Polski zagrał w sumie pięć meczów. Mirosław Szymkowiak jest trochę pechowym piłkarzem. Gdyby nie częste kontuzje, pokazałby pewnie, na co go stać. Po ostatnim meczu z San Marino trener Janas przyznał, że bardzo liczył na Szymkowiaka i nie zawiódł się.

– Nie powiem, że będzie liderem – dodał – bo jak wcześniej tak mówiłem, to zaraz łapał kontuzję. – Przyjemnie oglądało się grę Mirosława Szymkowiaka, który próbował różnych zagrań, w środku – pisały po meczu gazety. – A to prostopadłych podań, a to na lewą albo prawą stronę. I wracał po piłkę na środek boiska. W większości jego zagrań widać było jakiś pomysł. No i biegał oraz zagrywał najczęściej do przodu, a nie w poprzek. Wreszcie pokazał, że mamy pomocnika, który potrafi wykonywać rzuty wolne. Jerzy Engels, były trener reprezentacji Polski, powiedział, że powołał Szymkowiaka na mecz z Holandią. – Niestety, nie zagrał z powodu kontuzji – żałował trener. – A później miał ciągłe kłopoty ze zdrowiem. Dlatego nie zaistniał w kadrze wcześniej. Nie osiągnął formy reprezentacyjnej. To jednak jeden z najbardziej utalentowanych polskich zawodników, ma wielkie możliwości. Szymkowiak potrafi zagrać nieprzewidywalnie, strzelić zza pola karnego czy wykonać rzut wolny. Umie zagrać prostopadłą piłkę otwierającą drogę do bramki, wiele widzi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.