Niech się wieloryb schowa

Krzysztof Kwaśniewicz

|

MGN 04/2003

publikacja 07.04.2012 16:54

Oceany pokrywają większą część powierzchni Ziemi. To wielka, prawie niezagospodarowana część świata. Po powierzchni pływają wielkie statki. Tankowce, lotniskowce. A pod powierzchnią?

Niech się wieloryb schowa Jeden z największych na świecie okrętów podwodnych wyrusza w rejs. Za chwilę zanurzy się i zniknie. I dopóki dowódca nie zdecyduje się ujawnić, nikt się nie dowie, gdzie jest. fot. NAVSEA

Wieloryb w cieniu
Największe zwierzę, jakie kiedykolwiek istniało na Ziemi to wieloryb. Płetwal błękitny. Mierzy do 30 metrów długości. Tyle, ile wysokości ma 10-piętrowy budynek. Trzeba ustawić jednego za drugim 6 wielkich wielorybów, aby wystawały zza okrętu podwodnego. Bo te największe, z napędem atomowym, mają ponad 170 metrów długości. Czyli są prawie tak długie jak wysoki jest 60 piętrowy budynek! Zabierają na pokład do 170 osób, a wyporność pod wodą dochodzi nawet do 26 000 ton! Tak wielkie są oczywiście te najbardziej potężne: amerykańskie klasy Ohio i rosyjskie Typhoon.

Najlepiej pod lodem
Ponad 150 ludzi, którzy muszą jeść, spać i oddychać. I nie oszaleć. Współczesna łódź  podwodna to prawie miasto. Energii dostarcza jej reaktor atomowy, w niektórych modelach nawet dwa reaktory. Może przebywać pod wodą przez długi czas, i jedynym sygnałem, który świadczy o jego obecności jest widoczny z satelity obszar wody o podwyższonej temperaturze. I na to jest sposób: wystarczy, że okręt podwodny wpłynie pod pokrywę lodową na biegunie, staje się wtedy niewidoczny dla satelity. To ulubiony manewr rosyjskich okrętów, które są specjalnie przystosowane do pływania po zalodzonych obszarach: mają na przykład chowane wystające elementy, aby nie uszkodzić ich przy przebijaniu lodu.

Szeptem
Poza temperaturą, jedynym (prawie) śladem obecności okrętu podwodnego jest dźwięk. Dlatego takie ważne jest, by silniki pracowały najciszej jak się da. Właśnie hałas jest jednym z poważniejszych problemów. Dlatego okręty nie mogą pływać zbyt szybko – im szybciej, tym bardziej szumi woda ocierająca się o kadłub. A im prędzej kręci się śruba napędzająca łódź  – tym więcej bąbelków powietrza powstaje na jej krawędzi i łatwiej znaleźć okręt w oceanie. Stąd prędkość łodzi podwodnej to około 40 km na godzinę. A przynajmniej taką informację można znaleźć w oficjalnych danych, cała reszta stanowi tajemnicę.

Kapitan Nemo
Najnowocześniejszy polski okręt podwodny to ORP „Orzeł”. Banderę podniesiono na nim w 1986 roku. To jednostka produkcji radzieckiej, klasy „Kilo”. Długa na 72,6 m, może nie zawijać do portu przez półtora miesiąca. Na pokład zabiera około 60 ludzi, może schodzić na głębokość nawet 300 metrów. Maksymalną prędkość osiąga pod wodą – 17 węzłów, czyli prawie 30 km na godzinę. Juliusz Verne, kiedy pisał swą powieść, starał się nadać jej cechy prawdopodobieństwa. I udało mu się całkiem nieźle. Rzeczywistość jednak szybko przebiła jego pomysłowość. Dzisiejsze łodzie podwodne mają o wiele większe możliwości niż Nautilus. Mało kto wie, że kapitan Nemo miał być w zamyśle autora Polakiem. Gdy powstawała powieść „20 tysięcy mil podwodnej żeglugi” państwo polskie nie istniało. Kapitan Nemo miał walczyć z rosyjskimi okrętami, jednak sytuacja polityczna w tamtym czasie wymusiła na autorze zmianę bohatera powieści. I tu historia spłatała mu figla. Polska odzyskała niepodległość, istnieje i ma własne okręty podwodne.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.