Ksiądz z pszenicy

Opracowała Gabriela Szulik

|

MGN 03/2003

publikacja 06.04.2012 20:47

W Libanie od wielu lat toczyła się krwawa wojna domowa. Ponieważ nie było widać jej końca, francuskie radio zwróciło się do dzieci z prośbą o modlitwę. Każdą modlitwę i ofiarę dzieci miały zaznaczyć ziarenkiem pszenicy. Zebrano ich całe worki. Ziarno zmielono, a siostry zakonne upiekły z mąki hostie.

Ksiądz Mansour Labaky   Ksiądz Mansour Labaky
Pomysł zbierania ziaren nie powstał we Francji. Wymyśliła go pewna mama, właśnie w Libanie. Było to długo przed rozpoczęciem wojny domowej. Mansour Labaky miał 18 lat, gdy oznajmił mamie, że chce zostać księdzem. – Poprosiłem ją o błogosławieństwo – wspomina po latach. – Mama zaprowadziła mnie do ogrodu, przed figurę Matki Bożej, gdzie codziennie wieczorem całą rodziną odmawialiśmy różaniec i powiedziała: „Bądź dobrym księdzem albo nie bądź nim wcale. Pomogę Ci przez moje modlitwy i ofiary”.

Przez 7 lat, gdy syn przebywał w seminarium, mama za każdym razem, kiedy sobie czegoś odmawiała, by dać to biedniejszym od siebie, gdy ofiarowywała swój czas, by pielęgnować chorych, gdy sprzątała ich domy albo szła z pomocą do ludzi z sąsiednich wiosek, gdy ofiarowywała swoje zmęczenie i swoje cierpienia, wkładała do słoja ziarno pszenicy i mówiła Panu Bogu: „Oddaję Ci to w intencji powołania mojego syna”. – Przed moimi święceniami – opowiada dalej ksiądz Mansour – mama wyjęła wszystkie ziarna, kazała je zmielić na mąkę i upiec z nich hostie. – Te hostie były jej prezentem dla mnie na pierwszą odprawianą przeze mnie Mszę Świętą. W ten sposób poznałem wartość ofiary. Przed śmiercią – a odeszła mając zaledwie 52 lata, niedługo po tym, jak zostałem księdzem – powiedziała mi: „Nie zapominaj o ziarnach pszenicy”.

Ksiądz z pszenicy   Ksiądz Mansour nie zapomniał. Choć znany jest jako jako kompozytor, poeta, pisarz, podkreśla, że przede wszystkim jest księdzem. Przeżył koszmar wojny domowej. Jego życie kapłańskie szczególnie naznaczyła masakra jego parafii – Damouru. Od początku wojny uczył przebaczać. Przez kilka lat codziennie w radiu czytał i tłumaczył fragmenty Pisma Świętego i dodawał otuchy przerażonym ludziom. Jego słowa docierały do schronów i piwnic, w których kryli się mieszkańcy przed bombardowaniami. – To pomagało nam przeżyć – wspomina jeden z jego parafian. Wymyślił „akcję kilo”. – Każdego stać, by ofiarować kilogram czegoś – tłumaczył. Zebrane dary rozdzielał między uchodźców.

Podczas masakry Damouru ratował rannych i grzebał dziesiątki zabitych. Z jego parafii ocalało zaledwie 500 osób. Ksiądz Labaky zebrał ich i razem z nimi schronił się w kościele. Czekali na śmierć. – Poprosiłem wtedy ludzi o rzecz wydawałoby się niemożliwą – wspomina. – Odmawiając „Ojcze nasz” dołożyliśmy słowa: „Jako i my odpuszczamy tym, którzy nas zabiją”. Chciałem, by przebaczyli tym, którzy zamordowali ich rodziny i tym, którzy przyjdą ich zamordować. Wszyscy byli gotowi na śmierć. Ofiarowali się Bogu w intencji pokoju. Dzięki Bogu nadeszła pomoc. Ludzie mogli uciec w kierunku morza i tak ocaleli. Ksiądz Mansour Labaky został w parafii. Zajął się osieroconymi dziećmi. Tworzył dla nich domy i próbował zastąpić im zabitych rodziców.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.