Czy miłość fizyczna to grzech?

Mędrzec Dyżurny

|

MGN 01/2003

publikacja 04.04.2012 14:03

Drogi M.D. Bardzo chciałabym wiedzieć, czy miłość fizyczna jest grzechem, z którego trzeba się spowiadać? Mk kafe

Mędrzec Dyżurny Mędrzec Dyżurny

Drogi Mędrcze dyżurny. Czy miłość fizyczna to grzech? Kiki

Drogi Mędrcze! Ciekawi mnie, dlaczego nie można współżyć przed ślubem? Czy jest to ciężki grzech? Dlaczego? Jeśli ludzie się kochają, to dlaczego nie mogą kochać się też fizycznie? Jeśli seks nie jest dozwolony, to co jest? Qwerty 

Drodzy Mk kafe, Kiki i Qwerty. 
„Duchowy hipopotam”. – Co to jest? – zapytacie. – A co to jest „miłość fizyczna”? – zapytam z kolei ja. W obu tych określeniach jest tyle samo sensu. Nie ma czegoś takiego jak miłość fizyczna. To nic, że tak się mówi. Miłość można wyrazić w sposób fizyczny, ale to jest właśnie wyraz miłości, a nie sama miłość. Wiem, że nie mieliście złych intencji, ale nieświadomie zadaliście bałamutne pytania. Bo jak można w ogóle zakładać, że miłość to grzech? Miłość nie może być grzechem, bo jest jego absolutnym przeciwieństwem. Sam Bóg jest miłością, a my wszyscy mamy miłować się nawzajem. Sądzeni będziemy z miłości, z miłością powinniśmy robić wszystko, czego się podejmujemy. No więc jak to? Dlaczego nagle nie wolno się „kochać” przed ślubem? W końcu jak miłość to miłość!  No to po kolei.

Jeśli chcesz coś kupić, musisz za to zapłacić. Im droższe jest to coś, tym więcej musisz na to pracować i tym bardziej to sobie cenisz. Starasz się, żeby to nie uległo zniszczeniu, zapewniasz mu jak najlepsze warunki.  Są jednak tacy, którzy nie zamierzają płacić za cokolwiek. Stoi na ulicy limuzyna, więc czemu nie zabrać? Przecież podoba mi się.  Przełóżmy to na nasze. Człowiek jest kimś ogromnie cennym, skoro upodobał go sobie sam Pan Bóg. Limuzyna przy nim to głupstwo. On ma też swojego właściciela – Boga właśnie. On nie sprzedaje ludzi, ale pozwala im za obopólną zgodą wiązać się ze sobą. Zwróćcie uwagę na to słowo „wiązać”. Związanie jest jakimś ograniczeniem, jest jakby ceną, którą trzeba zapłacić, żeby wiedzieć, jak wielką wartość się otrzymało. Małżeństwo jest takim związaniem. Ci, którzy je zawierają, zobowiązują się do wielu rzeczy: do wzajemnej wierności, do uczciwości, do ciągłego odrzucania swoich zachcianek na rzecz potrzeb tego drugiego, do wychowania dzieci i do bycia ze sobą na dobre i złe. To jest cena, którą ponoszą małżonkowie, bo się miłują. Dlatego mogą współżyć ze sobą i wtedy będzie to wyraz ich miłości.

Miłości jednak nie udowadnia się współżyciem, ale zobowiązaniem bycia dla siebie wzajemnie pod prąd swojego egoizmu. Tymczasem to, o co pytacie, jest działaniem właśnie z prądem egoizmu. Podoba mi się, więc biorę. Jak w filmach spotkali się, a po pięciu minutach są już w łóżku. I najśmieszniejsze, że w kółko nazywają to miłością.  A teraz skupcie się i powiedzcie, co to jest miłość?  Otóż miłość to jest chcieć dla drugiej osoby jej dobra. Tyle. I wystarczy. Bo chłopaku, jeśli naprawdę kochasz dziewczynę, to znaczy, że chcesz jej dobra. Jej – a nie swojego. Tymczasem co za dobro jej ofiarujesz, kiedy będziesz z nią współżył, ot tak, bez ślubu? Ofiarujesz jej wyrzuty sumienia, poczucie, że jest „łatwą dziewczyną”, być może ciążę bez warunków na odpowiednie wychowanie dziecka i tak dalej. A co płacisz? Nic. To ty się wyżyłeś. Więc co to za miłość, która nic nie kosztuje, a pozostawia po sobie łzy?  Nie przypadkiem mówią czasem młodzi – zazwyczaj zbyt młodzi – „Ja się w niej kocham”, „Ja się w nim kocham”. Otóż to: nie kocham jej czy jego, ale SIĘ czyli siebie – w niej czy w nim.  Podsumowując: seks przed ślubem nie jest żadnym dowodem miłości, chyba że miłości własnej, inaczej zwanej egoizmem. I to jest oczywiście grzech – i to grzech poważny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.